Rozdział 7

739 65 69
                                    

Tamten wieczór minął im spokojnie. Śmiali się z samych siebie przez pół nocy. Najbardziej jednak śmieszyło Marcela zachowanie Zahy - w obawie przed jump scarem, przez prawie cały film patrzył w ścianę za telewizorem, jeśli jednak nie udało mu się w porę odwrócić wzroku, podskakiwał i zakrywał oczy, poczym przytulał się do ręki Magistra. Marcelowi jednak bardzo to pasowało.
Chłopcy zapomnieli o poważnych sprawach i cieszyli się chwilą.

Jednak życie bez kłopotów nie mogło trwać wiecznie.

***

Dwa dni po tamtym pamiętnym wieczorze, chłopcy byli już po kolejnym spacerze, tym razem bez psiaków. Właśnie mieli się rozstawać, bo stali przed mieszkaniem Marcela. Chłopak zebrał w sobie odwagę i postanowił zapytać przyjaciela o chwilowe zamieszkanie u niego. Widział w końcu, że brunetowi nie spieszyło się do Wrocławia, więc postanowił go przetrzymać do czasu PGA. Marcel wziął głęboki oddech i otworzył usta, by mówić.

- Zaha?

- Tak...? - odpowiedział młodszy, lecz nagle jego telefon zawibrował. Na wyświetlaczu pojawił się napis "Dzwoni: Mama". Zachariasz przeprosił Marcela, poczym odebrał telefon od swojej rodzicielki.

- Cześć Mamuś - brunet uśmiechnął się do telefonu, wcześniej oddalając się parę metrów dalej od przyjaciela. - Co tam słychać?

Im dłużej słuchał słów rodzicielki, tym bardziej rzedła mu mina. Patrzył gdzieś w dal, w niewidoczny dla innych punkt, a jego oczy zaszły łzami.

- Dobrze. Będę niedługo - powiedział chłopak, łamiącym się głosem, poczym rozłączył się.

Przez chwilę stał jeszcze na chodniku, zapominając o czekającym na niego Marcelu. Czarnowłosy podszedł do młodszego od tyłu i położył mu rękę na ramieniu. Zaha wzdrygnął się i odwrócił w stronę przyjaciela. Magistra zaniepokoiły zaszklone oczy Zachariasza.

- Coś się stało? - spytał starszy, choć wiedział, że tak.

- Oli... - tylko tyle wydusił Zaha, poczym z jego oczu popłynęło morze łez.

Marcela zatkało. To mogło oznaczać tylko jedno. Istota, którą Zahaczai kochał najmocniej na świecie...odeszła.

Czarnowłosy instynktownie przyciągnął do siebie młodszego i wtulił go w siebie. Wraz przypomniał sobie jak to jest stracić tak bliską istotę. I nie przeszkadzało mu nawet, że obydwoje właśnie przytulają się na środku chodnika. Nie, kolejne pytanie zadał tylko dlatego, że tutaj nie było ani ciepłego kocyka, ani herbatki.

- Idziemy do mnie?

***

Godzinę później chłopcy leżeli na kanapie w salonie Magistra. Zaha wtulony był w klatkę piersiową starszego, zaś ten miał głowę opartą o Zachariasza. Brunet miał oczy opuchnięte od płaczu, lecz już zdążył się uspokoić. Zawdzięczał to oczywiście swojemu niezastąpionemu przyjacielowi, na którym właśnie leżał.

- Wiesz... Poznań to bardzo fajne miasto - zaczął jakoś smutno Zaha, a Marcel popatrzył na niego kątem oka - Ale chyba będę musiał wrócić do Wrocławia.

Magister westchnął. Wiedział, że moment rozłąki kiedyś nastąpi, lecz nie chciał o tym myśleć. Odruchowo przytulił Zahę mocniej do siebie, jakby chcąc zatrzymać go przy sobie już na zawsze. Po chwili zdał sobie sprawę, że to trochę dziwne. Jednakże kiedy by go puścił, wyglądałoby to jeszcze dziwniej, a tak Marcel przynajmniej mógł schować swoje zarumienione policzki we włosach przyjaciela.

- Kiedy wracasz? - starszy chciał wiedzieć, ile czasu im jeszcze zostało.

- Chyba jutro. Jutro rano - Zaha spuścił wzrok. On również czuł, że chciałby spędzić resztę życia na tej kanapie wtulony w chłopaka. Powoli zaczynało do niego docierać, że Marcel z dnia na dzień staje się dla niego coraz bardziej ważny. Jednak jego rodzice czasem za bardzo przejmowali się niektórymi sprawami, a mieli już swoje lata. Zachariasz bał się, że będą za bardzo obwiniać się o śmierć Oli i może im się coś stać. Zawsze byli oni wrażliwi na takie sprawy. A poza tym, szef już na niego czekał, a Zasze leciały ostatnie minuty.

Tak czy siak, musiał wracać.

- Czyli za kilka godzin - stwierdził smętnie Marcel, a Zahaczai pokiwał głową. Przez chwilę delektowali się obecnością drugiej osoby, trwając w ciszy. - Pomóc ci się spakować?

- Miło by było - na twarz młodszego wszedł uśmiech.

***

Zaha wyjechał.

Życie Marcela wróciło do okrutnej normy.

Rano śniadanie, spacer z psami. Po południu obiad, przegląd YouTube i Netflixa, ewentualnie spotkanie z klientem. Wieczorem kolejny spacer z pupilami, tym razem dłuższy. W nocy przygotowywanie projektów dla kolejnych, dobrze płacących ludzi.

Przez trwanie w tym nudnym, błędnym kole, popadał w paranoję.

Nawet Niko, Kuba i Tola odczuwały brak Zahy. Psiaki były osowiałe i nie chciały się bawić. Zresztą, ich właściciel nie miał nawet ochoty na zabawę.

Dopiero teraz Marcel zdał sobie sprawę, jak młodszy chłopak zmienił jego życie. Magister codziennie miał na twarzy uśmiech, nie wkurzał się już tak bardzo na upierdliwą sąsiadkę czy kolejki w sklepach. Nawet w pracy otrzymał awans. Od złego myślenia, którym pałał na każdym kroku przez tyle lat, nie dostał nigdy żadnego. Jeden człowiek potrafił nauczyć go, jak żyć. Jak naprawdę żyć, a nie tylko na niby.

A teraz?

Wszystko znikło.

Jego uśmiech.
Jego radość.

Zaha skradł wszystko, co w Marcelu było najlepsze. Wpierw obudził te emocje, a teraz zabrał ze sobą trzysta kilometrów dalej.

Lecz to nie było wszystko, co Zachariasz zrobił...teraz Marcel zdał sobie z tego sprawę.

Bo brunet skradł również jego serce.

Tak...

Pierwszy raz w życiu Magister zakochał się.

Lecz jakie to ma teraz znaczenie?

***
No to co...
Kończymy książkę?
Zaha w końcu wyjechał, czyż nie? 😈

Spotkałem GO po 7 LATACH i *stało się TO* - Zaha x Magister Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz