Rozdział 23

715 56 171
                                    

Kolejny, monotonny dzień. Zero zmian. Te same czynności: wstawanie z łóżka, jedzenie śniadania, mycie się, spacerki z psami, spacerki na cmentarz...
Mijał dopiero pierwszy tydzień od śmierci Marcela, a Zaha powoli nie znosił tego wszystkiego.

- Hejka Marci - uśmiechnął się smutno, siadając na małej ławeczce obok grobu, uprzednio kładąc na niego kwiaty i nowe wkłady do zniczy. Spojrzał na zdjęcie ukochanego i ponownie zaszkliły mu się oczy. Nie chciał więcej płakać. Oczy go piekły niesamowicie. To był na razie najgorszy tydzień jego życia. Co będzie dalej?

- Co tam słychać? U mnie w zasadzie nic ciekawego. I wątpię że jeszcze kiedykolwiek coś ciekawego się wydarzy w moim życiu. Bez ciebie... - tu zaciął się. Potrzebował chwili, żeby móc kontynuować - Wszystko się teraz zmieni, prawda?

Mimo bólu opuchniętych oczu, znów mimowolnie wypuścił morze łez.

- Kochałem cię przecież - załkał cicho, kładąc dłoń na grobie. - I ty mnie też. Więc, dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś? Marcel, było nam tak dobrze, przecież, przecież...to nie może być prawda! Nie możesz tak po prostu odejść i mnie tu zostawić...

***

Zachariasz ocknął się gwałtownie, o mało nie spadając ze szpitalnego krzesła. Chwilę mu zajęło przyswojenie do wiadomości, że to był tylko sen. Przetarł twarz ze zmęczenia i ponownie zagłębił się w rozmyślaniach, czekając, aż lekarz wyjdzie z sali operacyjnej.

Kiedy dzwonił po karetkę miał wrażenie, że jest już za późno. A jednak bóstwo postanowiło go wysłuchać, i tym sposobem siedział na szpitalnym korytarzu od kilku godzin.

Liczył na to, że już niedługo usłyszy dobre wieści o stanie zdrowia Magistra. Inne scenariusze wyrzucał z głowy, a przynajmniej - jak widać - próbował.

***

Chłopaka obudziły podniesione głosy obcych ludzi. Przynajmniej tak mu się wydawało, że obcych. Nie wiedział właściwie co się z nim dzieje. Czuł tylko, że jest gdzieś przewożony, przez zbyt oświetlony korytarz. Głosy ludzi były dla niego niezrozumiałe, a wszystko to, co miał przed oczami było rozmazane. Zrozumiał właściwie pojedyncze zdania, które lekko go zaniepokoiły.

- Wieziemy go na salę.

- Przygotujcie wszystko i sprowadźcie doktora.

- Jak z nim?

- Tylko że...on chyba nie chce być ratowany. Spójrz na te nadgarstki siostro...

Wtem jednak kobieta obserwująca dotąd jego ręce, podejrzliwie na niego spojrzała. Sięgnęła po dziwny przyrząd, który przyłożyła mu do twarzy, poczym chłopak ponownie odpłynął.

- To nie zmienia faktu, doktorze. Musimy mu pomóc.

***

Gdy tylko niebieskooki ujrzał lekarza, podniósł się dynamicznie z pozycji siedzącej i zaczął zasypywać go milionami pytań dotyczących stanu zdrowia jego chłopaka.

- Panie Zachariaszu, niech Pan się najpierw uspokoi, bo tak rozmawiać z Panem nie będę. Wdech, wydech.

Zaha posłusznie wykonał te czynności, poczym popatrzył wyczekująco na doktora.

- Jego stan znacznie się poprawił. Zrobiliśmy mu płukanie żołądka. Pan Marcel oddycha na razie samodzielnie, ale jeszcze się nie wybudził...

- To znaczy że jest w śpiączce? - spytał załamany brunet. Lekarz westchnął.

- Marcel musi odpocząć. Za parę godzin powinien się obudzić. A Pan... - mężczyzna zlustrował go wzrokiem - Kiedy Pan coś ostatnio jadł?

Spotkałem GO po 7 LATACH i *stało się TO* - Zaha x Magister Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz