Rozdział 24

658 55 77
                                    

- Czyli że ja... próbowałem się zabić? - do Marcela właśnie zaczęły powracać informacje w zawrotnym tempie.

Nagle poczuł się fatalnie. Nie wiedział czy z powodu, że samobójstwo nie było udane, czy z powodu, że tak bardzo zranił Zahę własnym egoizmem. Widział to po jego twarzy. Teraz siedział tu z nim i toczył walkę ze swoimi myślami, dopóki młodszy nie odezwał się.

- Dlaczego? - wyszeptał na skraju załamania. - Co zrobiłem źle?

Macgajster nie potrafił odpowiedzieć na zadane mu pytanie, więc tylko spojrzał ze smutkiem w te śliczne, błękitne tęczówki, teraz tak bijące żalem.

Niezręczną chwilę przerwała im pielęgniarka swoim chrząknięciem.

- Mamy nocny obchód chorych - stwierdziła obojętnie. - Zmuszona jestem pana wyprosić.

- A czy mogę jeszcze prosić o sekundkę, sam na sam z Marcelem? - czarnowłosemu ze strachu serce podskoczyło do gardła. Miał już serdecznie dość zmartwień jak na jeden dzień, dlatego tak bardzo bał się, co chce jeszcze dodać Zaha.

Pielęgniarka westchnęła, poczym podreptała za drzwi. Brunet przeniósł wzrok w stronę Magistra, poczym przybliżył się do niego, siadając na szpitalnym łóżku.

- Nie potrafię zrozumieć, dlaczego. Przecież próbowałem ci pomóc...no nieważne zresztą. Ważne, że jesteś tu i teraz, a nie na innym świecie - Zaha uśmiechnął się delikatnie. Marcel, chcąc rozładować napiętą wciąż atmosferę, przyciągnął go do siebie, całując namiętnie. Raz, drugi, trzeci...stęsknili się za sobą. Poza tym, chłopak mógł potraktować to jako przeprosiny.

Ta chwila mogłaby trwać dla nich w nieskończoność, gdyby nie to wstrętne szpitalne babsko.

- Ekhem - usłyszeli znaczące chrząknięcie, na co odskoczyli od siebie. - Pan już powinien wyjść.

Zachariasz spalił buraka, totalnie zapominając o kobiecie. Przeprosił cicho i czym prędzej wybiegł z budynku. Magister spiorunował wzrokiem pielęgniarkę za ten czyn, lecz ta o dziwo odwdzięczyła mu się tym samym. "Oj, chyba się nie polubimy" - pomyślał.

***

Zahaczai odwiedzał swojego chłopaka codziennie. Organizm Macgajstra regenerował się powoli, choć tak naprawdę był już na siłach, by wyjść ze szpitala. Lekarze jednak chcieli jeszcze upewnić się, że chłopak nie będzie chciał ponowić swojego błędu. W tym celu, mimo jego woli, kolejnego dnia Marcela odwiedził psycholog.

- Dzień dobry - wszedł do sali, zastając Marcela czytającego pierwsze lepsze czasopismo wciśnięte mu do rąk. Macgajster podniósł niechętnie głowę, patrząc na mężczyznę pytająco.
- Mam na imię Adam i jestem od dziś twoim psychologiem.

Czarnowłosy słysząc to wywrócił oczami i ponownie pogrążył się w tej nudnej lekturze. A raczej udawał, by jak najszybciej spławić niechcianego gościa.

- Podziękuję.

- Niestety, ja się nigdzie nie ruszam - uśmiechnął się lekko i usiadł na małym, metalowym krzesełku.

- Nie rozumie pan po polsku? Jestem zajęty - warknął. Był naprawdę zirytowany jego wizytą.

- Widziałem gorsze przypadki - stwierdził z lekkim uśmiechem.

Zrezygnowany Magister westchnął ciężko, odrzucając wstrętny tabloid na bok łóżka.

- Co mam zrobić, by się pan odczepił?

- Powiedzieć mi wszystko.

Czarnowłosy w końcu uraczył psychologa spojrzeniem. Miał on brązowe włosy i niebieskie oczy...zupełnie jak Zaha. Gdyby nie odmienne rysy twarzy i postura, z pewnością pomyliłby go z nim. 

Spotkałem GO po 7 LATACH i *stało się TO* - Zaha x Magister Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz