Rozdział 16

795 64 108
                                    

Kolejne dni były najwspanialszymi w ich życiu. Wreszcie mogli się sobą nacieszyć i swobodnie przy sobie zachowywać. Teraz to już na każdym kroku wyglądali jak para. Nie musieli się ukrywać ani nic z tych rzeczy, zważając na fakt, że Magister nie lubił wychodzić ze swojej "jaskini", więc - nie licząc spacerów z psami - całe dnie spędzali w mieszkaniu.

Właśnie przesiadywali na kanapie. Marcel przeglądał coś na telefonie, a Zaha leżał z głową położoną na jego kolanach, patrząc tępo w jeden punkt.

- Marcel...? - spytał nagle Zachariasz. "Postrach Masakry" mruknął coś pod nosem na potwierdzenie, że słucha.
- Rzadko mówisz o sobie.

Macgajster westchnął głęboko, poczym odłożył telefon na stolik obok.

- Co masz na myśli?

- Twoją przeszłość. To, co się działo przez te siedem lat - Zaha głośno przełknął ślinę. Wiedział, że dużo ryzykuje, jednakże ich relacja powinna opierać się na szczerości i wzajemnym zaufaniu. Te myśli nurtowały go tak długo, że prędzej czy później i tak by się o to spytał.

Marcel przez chwilę się nie odzywał, lecz wtem przeniósł dłoń na włosy Zahy i zaczął się nimi bawić.

- To ciężki temat - głos mu zadrżał na te wspomnienia. Zahaczai poczuł, że musi wesprzeć partnera, więc powoli podniósł się do siadu. Usiadł tak, że stykali się biodrami i złapał Marcela za rękę.

- Nie ufasz mi? - szepnął brunet bojąc się odpowiedzi.

- Co ty znowu pierdzielisz - Magister wreszcie uraczył go spojrzeniem. - Ufam ci jak nikomu na świecie.

Zaha chciał uszanować jego prywatność, jednakże w jego oczach było bardzo widoczne zniecierpliwienie i chęć poznania prawdy. Dlatego Marcel stwierdził, że wygada się. No bo co mu zależy.

Odwrócił wzrok i zaczął opowiadać. O tym, jak było kiedyś. I jak wszystko zmieniło się po śmierci matki. O ojcu. Uzależnieniach. Przemocy. Chęci samobójcze starał się skrócić do minimum, jednak słabo mu to wychodziło.

- Pewnego dnia po prostu stwierdziłem, że mam dość, i... - jak cały wywód siedział z kamienną twarzą, tak teraz w jego oczach można było ujrzeć nutkę strachu. W tym momencie poczuł, jak Zaha mocniej ściska jego rękę. Wziął oddech i drżącym głosem wypowiedział te trzy słowa - Chciałem się zabić. I prawie by mi się udało, gdyby nie on... uratował mnie. A potem uciekł - teraz już głos załamał mu się totalnie, a oczy zaszkliły. Zamknął je szybko i odwrócił głowę w przeciwną stronę, by brunet tego nie zobaczył. Po chwili jednak spojrzał z niepokojem ponownie na drugiego chłopaka, ponieważ poczuł, jak ten delikatnie dotknął jego rękawa, chcąc go podwinąć. Zaha spojrzał na niego szukając pozwolenia na ten gest, którego Marcel udzielił niepewnym ruchem głowy. Młodszy odsunął delikatnie jego rękaw, odsłaniając dziesiątki blizn, z tą jedną największą idealnie na żyle.

Zielonooki przyglądał się z lekkim strachem twarzy Zachariasza, jednak ta nie wyrażała nic specjalnego. Po chwili chłopak uniósł jego nadgarstek i zaczął lekko całować znamiona na skórze, co jakiś czas robiąc malinki. Po skończonej czynności złapał z lubym kontakt wzrokowy i uśmiechnął się lekko, co Macgajster również oddał. Po chwili niebieskooki przybliżył się.

- To już tylko wspomnienia. Przeszłość. Pamiętaj, że nie jesteś w tym sam - teraz stykali się czołami i czubkami nosów. - I choćby nie wiem co, będę w tym z tobą. I nie myśl sobie nawet, że pozwolę ci się kiedyś zabić. Bo nie pozwolę.

Na te słowa Marcel cicho zachichotał. No tak, nie ma jak to żarty o śmierci.

- Dzięki - stwierdził krótko Magister, poczym pocałował namiętnie swojego partnera, kładąc mu przy okazji ręce na policzki.

Całowali się przez dłuższą chwilę, jednakże żaden z nich nie chciał przestać. Marcel powoli położył Zahę pod sobą, sam zawisł nad nim, całując coraz zachłanniej.

Wtem jednak rozległo się pukanie do drzwi. Czarnowłosy powoli odkleił się od Zahaczaia, wciąż patrząc mu w oczy. Odgłos pukania ponowił się.

- Zapraszałeś tu kogoś? - spytał Marcel Zahę, łaskocząc chłopaka poprzez jeżdżenie nosem po jego policzku. Brunet pokręcił głową przecząco. Marcel zniesmaczony przerwaniem pieszczoty podreptał do drzwi. Otworzył je i ujrzał obcego mężczyznę.

Nieznajomy był wysoki, chudy i przystojny. Wyglądał na oko na jakieś 50-60 lat. Ubrany był w czarną, pikowaną kurtkę, luźne jeansy i zwykły biały t-shirt. Najbardziej jednak przerażającym w jego wyglądzie było to, że jego rysy twarzy i kolor oczu były niemal identyczne, jak te Marcela...

- Dzień dobry. My się znamy? Co pan tu robi? - spytał chłopak chcąc jak najszybciej wrócić do lubego.

Mężczyzna jednak nie odezwał się. Podszedł jednak kilka kroków w stronę Macgajstra. Lustrowali się przez chwilę wzrokiem, kiedy nieznajomy postanowił się odezwać.

- Marcel? - spytał bezuczuciowym głosem. - Marcel Skrzyński to ty?

- Zależy dla kogo - chłopak zmarszczył brwi. Dawno nie używał tego groźniejszego tonu głosu. Ale jak przychodzi facet, którego skądś kojarzysz, w dodatku zna twoje imię i nazwisko...no, to już jest sytuacja awaryjna.

- Dla ojca.

Magistra dosłownie zamurowało. Patrzył się teraz na mężczyznę zdezorientowanym wzrokiem, przetwarzając w głowie to, ci właśnie usłyszał.

"Kurwa...on jest serio do niego podobny..."

***

I cyk, stary powrócił :)

Ogólnie to postaram się wciąż dodawać rozdziały systematycznie, jednak nie wiem jak długo jeszcze mi to wyjdzie. Podpadłam ostatnio polonistce, a za parę godzin mam sprawdzian z tych pytań, za które wlepiła mi ledwo naciąganą dwóję, nie mówiąc już o tym, że wiele rzeczy wiedziałam.
Tak. Kochana kobieta.
Nie polubimy się.

Także postaram się, a na razie idę robić ściągi na sprawdzian. Jak źle pójdzie to matka mnie chyba zabije... choć ona też słabo wierzy że mi jakoś pójdzie xD

Kończąc ten wywód, życzcie powodzenia.

Jeśli się nie wyrobię na piątek, dam Wam znać na ogłoszeniach.

Do next!

Spotkałem GO po 7 LATACH i *stało się TO* - Zaha x Magister Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz