Rozdział 19

682 58 107
                                    

- Wróciłem! - krzyknął Zaha, machając zakupami, które trzymały w rękach. Z trudem zamknął drzwi łokciem i rąbnął siaty z zakupami na ziemię. Wyprostował się i otarł pot z czoła.
- Może przez jakieś dwa dni nie będziemy głodować - popatrzył na trzy ogromne siatki wypełnione po brzegi jedzeniem. - No nie Marci?

Chłopak siedział na parapecie i wpatrzony był w gazetę. Zachowanie Macgajstra zdziwiło trochę Zachariasza.

- Wow. Nie wiedziałem, że takie antyki jeszcze istnieją - brunet spojrzał z podziwem na papier, który Magister miał w rękach.

Chłopakowi nie pasowała jednak jedna rzecz. Mianowicie mina swojego chłopaka. Miał nieobecny wzrok i był blady jak ściana.

- Hej, Marcel - Zachariasz podniósł podbródek starszego do góry i ujrzał podkrążone zielone oczy, które jakby straciły swój blask. - Coś ty tam wyczytał.

Czarnowłosy przeniósł jednak tylko wzrok na otwartą gazetę, gdzie oczy Zahy również powędrowały. Delikatnie wyjął papier z rąk Marcela i zaczął wertować strony. Reklamy, polityka, bla bla bla...

- Czy to...o kurwa. Czy to jest on? - Marcel wreszcie uraczył chłopaka spojrzeniem, lecz gdy tylko to zrobił, jego oczy zaszły łzami. Zachariasz odrzucił gazetę na parapet, o który opierał się Macgajster i przylgnął lekko do jego klatki piersiowej. Nie oplatał go rękami, tylko złapał za dłonie Marcela i oparł podbródek o jego ramię, przyciskając swój policzek do jego. Czytał właśnie kolejny akapit artykułu i automatycznie zszedł mu dobry humor.

"W ten wtorek, 29 października na jednej z poznańskich ulic doszło do tragicznego wypadku. W godzinach wieczornych, sześćdziesięcioletni mężczyzna wpadł pod jadący z szybką prędkością samochód. Mężczyzny pomimo długiej reanimacji ratowników medycznych niestety nie udało się uratować.

Policja zidentyfikowała już tożsamość mężczyzny - Patryk Skrzyński, pochodzący z Warszawy. Nie wiadomo jednak w jakich okolicznościach człowiek ten zjawił się w Poznaniu, lecz wiadomo, że wyjazd z pewnością skończył się dla niego tragicznie. (...)"

- Gdyby nie zobaczył tego zdjęcia, nic by mu się nie stało. Mogłem przecież przewidzieć, że będzie rozkojarzony, w dodatku było już późno. To moja wina... - wyszeptał nagle Marcel. Zaha pokręcił głową i spojrzał chłopakowi prosto w oczy.

- Nie mów tak. Nie mogłeś tego przewidzieć - brunet pogładził go lekko po policzku. - Okropnie mi przykro.

- Czemu ma być tobie przykro - Magistrowi łamał się głos.

- Bo gdyby mnie nie było, nic takiego by się nie wydarzyło... - szepnął, jednak nagle napotkał wzrok wkurwionego Macgajstra.

- Powiedziałem wtedy prawdę. Wybrałem ciebie. Kocham cię. A to że jedyny bliski mi człowiek rodziny właśnie odszedł - chłopak zaciął się na chwilę spuszczając wzrok. Jego twarz znów przybrała obojętną maskę. - Zresztą, nieważne. Stało się, to się nie odstanie - warknął chłopak, poczym wyrwał się z uścisku i ruszył do łazienki, uprzednio trzaskając drzwiami.

Zachariasz dalej stał w tym samym miejscu, patrząc na widok za oknem. Martwił się o Marcela. Chłopak przez swoje przeżycia miał zrąbaną już psychikę doszczętnie. Już wcześniej bał się o stan psychiczny czarnowłosego, a po tym, o czym dowiedział się dzisiaj zaczął bać się jeszcze bardziej. Macgajster miewał już zdolności do samookaleczania się, a na to Zachariasz nie mógł absolutnie pozwolić. Kochał go i obiecał chronić. Czuł, że nie będzie to łatwe zadanie, ale zamierzał mimo wszystko obietnicy tej dotrzymać.

Zastanawiała go jeszcze jedna rzecz. Czy to aby na pewno nie było zaplanowane? Może pan Skrzyński zwyczajnie planował samobójstwo od dawna? A wieść o orientacji syna jeszcze bardziej go przytłoczyła? Zaha dobrze wiedział, że jest wiele ludzi, którzy nie są za lgbt. Szanował to, jednakże nie wszyscy ludzie potrafili ujrzeć w tym coś więcej. Może i to prawda, że są ludzie, którzy skutecznie próbują zwrócić na siebie uwagę demonstracjami itd. Tylko, że przez to całe zamieszanie Zaha nie mógł czuć się swobodnie we własnym kraju. Szanował więc zdanie innych...

...ale żeby chcieć się zabić z takiego powodu?
Trochę bez sensu.
Trochę.

To musiał być wypadek. Nie było innej opcji.

Tymczasem brunet zorientował się, że stoi i myśli od kilkunastu minut. Od tego czasu również Marcel siedział w łazience, w której panowała totalna cisza, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Zachariasza.

- Marcel? Wszystko okej? - zapukał delikatnie do drzwi.

- Tak. Co miało by być źle? - odpowiedział mu Magister, na co Zaha odetchnął z ulgą, poczym oddalił się do innej części mieszkania.

W tym czasie Marcel siedział na skraju wanny. W prawej ręce trzymał żyletkę, którą przykładał do nadgarstka...

Wahał się jeszcze. Czy aby na pewno jest sens, by do tego wracać?

Tak...musiał jak najszybciej ukoić ten ból psychiczny i na chwilę zająć go fizycznym.

Po upływie kolejnych minut ponownie spojrzał na ręce ze smutkiem.

Tym razem były całe w krwi.

***

Zatem ubiłam Patryka :)

Sory że tak wieczorem ten rozdział, ale przyznam się bez bicia że zapomniałam wstawić...i tak teraz siedzę sobie w gościach i publikuję rozdział.

Mam nadzieję że się miło czytało :)

Żegnam się i do next!

Spotkałem GO po 7 LATACH i *stało się TO* - Zaha x Magister Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz