Rozdział 20

641 69 65
                                    

Stan psychiczny Marcela pogarszał się z dnia na dzień i każdy kto z nim przebywał mógł powiedzieć to samo. Nie sypiał prawie wcale, nawet jeśli to męczyły go koszmary. Całe dnie spędzał patrząc się tępo w ścianę. Jak dobrowolnie odezwał się do Zahy, to był cud. Brunet za to czuł, że Marcel zaniedbuje ich związek, jednak nie miał do niego pretensji. Widział, co działo się z chłopakiem i współczuł mu z całego serca. Nie wiedział za bardzo jak mu pomóc, więc postanowił, że po prostu przy nim będzie. Myślał, że to wystarczy... najwidoczniej się mylił.

Zaczął się też poważnie zastanawiać nad przeprowadzką do Poznania. Nie wiedział jednak, czy aby na pewno Marcel chciałby mieć go w swoim mieszkaniu. Ale to była chyba jedyna dobra opcja. Musiałby co prawda zmienić pracę. "Takie koczowanie w mieszkaniu Marcela musi być uciążliwe dla niego", myślał Zaha. Doszedł do wniosku, że powinien sprzedać swoje lokum we Wrocławiu, i miło by było gdyby mógł dzielić czynsz na pół z Magistrem. Wtedy miałby większe możliwości co do pilnowania chłopaka, by nie zrobił niczego głupiego, i opiekowania się nim. Przysiągł sobie tamtego dnia, że gdy tylko wróci do mieszkania, porozmawia z nim na ten temat.

Na dworze robiło się coraz chłodniej. Takie niestety uroki listopada. W tej kwestii Zaha sprzeczał się z Marcelem - czarnowłosy kochał taką pogodę, za to Zachariasz nienawidził. Dlatego też teraz szedł opatulony przez dwa swetry i kurtkę, wciąż dygocząc z zimna. Wpadł prędko do mieszkania i odetchnął z ulgą czując przyjemne ciepło bijące z kaloryferów. Ściągnął z siebie warstwy ubrań, rozwiązał buty i zaczął rozglądać się za swoim chłopakiem.

- Marcel? - spytał w przestrzeń, jednak nic mu nie odpowiedziało. Zobaczył jednak, że drzwi do łazienki są otwarte, co lekko go zaniepokoiło. Powoli wszedł do pomieszczenia. Nie wiedział, czy ma się śmiać czy płakać z widoku, który tam zastał.

Śmiać, bo Marcel żył.
Płakać, bo siedział na kafelkach obok żyletki, spoglądając na swoje ręce, które stawały się coraz bardziej szkarłatne przez krew wypływającą z wewnętrznej części jego nadgarstków.

- Boże, Marci - szepnął Zaha, łapiąc się za usta ręką.

Chłopak nawet na niego nie spojrzał. Był jak w transie. Zachariasz powoli podszedł do niego i przykucnął przy nim. Dotknął jego policzka i pogłaskał go lekko.

- Coś ty zrobił - nadal cisza. - Poczekaj chwilę.

Brunet wstał i pospiesznie skierował kroki w stronę kuchni. Zaraz potem wrócił z bandażami i spirytusem w rękach. Postawił je przy zlewie, poczym znów podszedł do siedzącego Macgajstra.

- Wstań, proszę cię - powiedział łamiącym się głosem. O dziwo zielonooki wykonał polecenie. Zahaczai złapał go za zakrwawioną dłoń i delikatnie pokierował w stronę zlewu. Odkręcił kran i zaczął obmywać jego ręce. Dopiero teraz mógł zobaczyć, ile nowych kresek powstało na jego nadgarstkach.

Zakręcił wodę i lekko osuszył rany chłopaka ręcznikiem. Odkręcił butelkę ze spirytusem i popatrzył niepewnie na Marcela. Ten jednak nadal był jakby nieprzytomny.

- Teraz może trochę zaboleć - powiedział powoli Zaha. - Zaciśnij zęby.

Magister wreszcie uraczył go spojrzeniem. Wyglądał jakby chciał mu powiedzieć "ty chyba żartujesz".

Brunet polał cieczą skórę swojego partnera. Ten jednak ani drgnął, wciąż jednak patrzył na niego z ledwo zauważalnym uśmiechem.

- Ale że nic? Totalnie nic cię to nie zabolało? - spytał zdziwiony niebieskooki, na co Marcel tylko pokręcił głową przecząco. - Przecież wiem jak to boli. Czy ty jesteś jakiś upośledzony pod tym względem?

- Zaraz - Macgajster przerwał mu zachrypniętym głosem. - Skąd wiesz jak to boli?

Przez chwilę panowała cisza. Zaha ujął w dłonie pociętą rękę chłopaka i zaczął owijać ją bandażem. Czuł jednak, że Marcel nie da mu z tym spokoju, więc zaraz znów otworzył usta.

- Jak wtedy uciekłeś...po tym pocałunku. To...bałem się. Że mnie zostawisz. Tak jakoś wyszło... - jąkał się Zachariasz. Potrząsnął głową, kończąc bandażować drugi nadgarstek. - Pierwszy i ostatni raz.

- Mam nadzieję - odezwał się Marcel. Spojrzenia chłopaków spotkały się.

- Nie rób tak. Nie rób tak więcej. Marci, błagam cię - jęknął żałośliwie Zaha. Złapał go za łokcie i przyciągnął do siebie, łącząc ich czoła. Magister tylko westchnął. Po chwili odsunął się jednak. Zlustrował twarz młodszego i pogłaskał go po dłoni, poczym poszedł do swojego pokoju. Rzucił mu jeszcze spojrzenie typu "jest okej".

Zaha jednak wiedział, że nie jest.

***

Rozdzialik wleciał :)

Taki trochę nawiązujący do mojego humorku i ostatnich przeżyć

Sorki że tak późno, lecz coś mi wypadło. Bywa

Trzymajcie się ludki kochane i do next!

Spotkałem GO po 7 LATACH i *stało się TO* - Zaha x Magister Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz