95

693 39 4
                                    


– Co z nimi? Gdzie oni są? – jako pierwszy podbiegłem go mojego ojczyma i spojrzałem na niego wyczekująco.

– Leżą w tej sali. Powinni cię wpuścić, idź – poklepał moje plecy, przecierając oczy chusteczką.

To był jeden z niewielu razy kiedy widziałem go płaczącego. Na ogół był silnym, twardym facetem, który niczego się nie boi. Machnąłem dłonią do Taeyonga, dając mu znak, aby poszedł razem ze mną.

Kiedy podeszliśmy bliżej sali zauważyłem blond czuprynę chłopaka, który siedział na plastikowym krzesełku.

– Jaemin? – podszedłem bliżej.

– Hyung, jesteście – podniósł się i mocno do mnie przytulił – Martwię się, a nie chcą mnie tam wpuścić – pociągnął nosem.

– Spokojnie, zaraz coś wykombinujemy – przysunąłem go do siebie i w trójkę podeszliśmy pod szklane drzwi.

Pociągnęliśmy za klamkę i jakby na zawołanie zza ściany wyłoniła się starsza pielęgniarka.

– Dzień dobry, chcieliśmy zobaczyć się z Lee Jeno i Lee Seolkyun – rzuciłem, a ta spojrzała się na mnie podejrzanie.

– A kim państwo jesteście?

– Jesteśmy synami Seolkyun i braćmi Jeno – Taeyong wskazał na siebie i mnie.

– A on? – wskazała na wystraszonego Jaemina.

– On-

– To mój syn – rzuciłem bez zastanowienia.

– Hyung... – mruknął blondyn, ale szturchnąłem go ramieniem.

– Syn? Nie jest pan za młody na dzieci?

– Mogę pokazać pani dowód, wcale za młody nie jestem. Poza tym adoptowałem go, proszę mi nie ubliżać – sarknąłem, a kobieta od razu się zawstydziła.

– Dobrze, proszę wejść – kiwnęła głową i prędko się ulotniła.

– Udało się – odetchnąłem z ulgą i pchnąłem ciężkie drzwi.

– Odkąd jesteś z Chanyeolem to w sumie pół prawda – powiedział Taeyong, na co wytrzeszczyłem oczy.

– Ucisz się, wchodzimy.

W dość sporej sali, znajdowały się dwa łóżka na których leżeli obok siebie Jeno i moja mama. Od razu do niej podszedłem i złapałem jej dłoń.

– Mamo... jak się czujesz? – zapytałem zmartwiony, a do oczu automatycznie napłynęły mi łzy.

– Nie płacz skarbie. Nie jest źle, mam tylko coś złamanego – odparła cicho.

– A Jeno? Co z nim? – spojrzałem na łóżko obok, przy którym stała tamta dwójka.

– Nadal nie wiem, lekarze nic mi nie powiedzieli – pokręciła głową – Teraz śpi.

Po kilkunastu minutach siedzienia w ciszy do sali wszedł lekarz i uśmiechnął się do nas serdecznie.

– Dzień dobry, jak się pani czuję?

– Nie najgorzej – mruknęła.

– Panie doktorze, co dokładnie jest mojej mamie? – podszedłem do niego.

– Pańska mama miała sporo szczęścia. Ma złamany obojczyk, skręcony nadgarstek, pękniętą kość w stopie i lekkie wstrząśnienie mózgu.

– To pan nazywa szczęściem?

– Jeśli chodzi o taki wypadek, to tak. Gorzej jest z chłopakiem – wskazał na drugie łóżko, a z nerwów zacząłem obgryzać paznokcie.

– Co z nim jest? – odezwał się Jaemin.

– Oprócz kilku złamanych żeber, pękniętej kości przedramienia i wielu obrażeń pojawił się krwiak. Na szczęście opanowaliśmy to, ale zanim dojdzie do siebie minię trochę czasu.

– Czy wszystko dobrze? Będzie zdrowy? – dopytałem.

– Jak najbardziej – uśmiechnął się – Będę musiał państwa przeprosić, mam kolejnego pacjenta – skinął głową, po czym wyszedł z pomieszczenia.

»»»

– On się chyba budzi – Jaemin szturchnął mnie, kiedy przysypiałem na krzesełku przy łóżku Jeno.

– Czemu wszystko tak pika... gdzie ja jestem? – wymruczał.

– Jesteś w szpitalu Jeno – odpowiedziałem.

– Seolkyun – poderwał się, ale po chwili opadł, zapewnie przez ból – Co z nią?

– Tutaj jestem – odezwała się.

– Nic ci nie jest? – na ślepo wyciągnął dłoń i zaczął machać palcami, a widząc to moja mama wyciągnęła też swoją – Dlaczego to zrobiłaś?

– Jeśli ktoś z nas miałby umrzeć... wolałam, żebym była to ja – pociągnęła nosem.

– O czym mówicie? – zapytałem zdezorientowany.

– Ciężarówka jechała prosto na Jeno, dlatego zaczęłam skręcać, tak aby on ucierpiał jak najmniej. Niestety przez deszcz wpadliśmy w poślizg i już sama nie wiem co stało się dalej – otarła swoje łzy.

– Dziękuję mamo.

Kobieta uśmiechnęła się szeroko i mocniej ścisnęła jego dłoń. Jeno nie często nazywał ją "mamą", mówił do niej po imieniu. Kiedy nasi rodzice wzięli ślub, a my zamieszkaliśmy razem on był jeszcze dzieciakiem. Trochę go rozumiałem, stracił matkę i nie potrafił pogodzić się z tym, że jego ojciec ma kogoś innego.

Taeyong też nie miał łatwo, ale po jakimś czasie sam zaczął mówić do niej "mamo", jednak Jeno nadal nie mógł się przemóc. Zaakceptował i polubił Seolkyun, a jej nie przeszkadzało to, jak zwracał się do niej chłopak.

– Nie musisz mi za nic dziękować. Gdybym musiała, zrobiłabym to kolejny raz, w końcu jesteś moim synem – uśmiechnęła się.

Atmosfera w sali stała się dość przyjemna. Jaemin kurczowo trzymał dłoń Jeno, Taeyong pod nieobecność pielęgniarki przemycił do sali Jaehyuna, który też przejmował się stanem naszej rodziny. Na korytarzu zostali Chanyeol i tata, którzy toczyli zawziętą rozmowę.

– Baekhyun kochanie, czemu nie powiedziałeś mi, że się z kimś spotykasz? – odezwała się nagle mama przez co zdębiałem – Dopiero od Jeno to wyciągnęłam.

– Przepraszam hyung – rzucił zmieszany.

– Nic nie szkodzi. Nie miałem okazji ci powiedzieć mamo – mruknąłem.

– Kto to taki? Jest tutaj z tobą? Jeśli tak to go tu zaproś, chcę go poznać! – powiedziała wesoło.

– Nie! – wykrzyknąłem – Znaczy się, może poznasz go jak już wyjedziesz ze szpitala? Zaprosimy go na obiad czy coś – podrapałem się po głowie zdenerwowany.

– Dobrze, może być. Ach, moje dzieci niedługo będą miały swoje własne rodziny – rozczuliła się.

Jeno z Jaeminem byli zajęci cichą rozmową i trzymaniem się za ręcę, a Taeyong i Jaehyun siedzieli przytuleni na niewielkiej kanapie w rogu sali.

Tylko ja stałem jak kołek sam, uśmiechając się nerowo. Mamo, mam nadzieję, że ucieszysz się widząc Chayeola po tylu latach.

>><<

never not| chanbaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz