145

597 26 14
                                    


Miałem wrażenie, że Chanyeol za chwilę z nerwów kogoś potrąci, albo wjedzie w ogrodzenie. Cały czas naciskał na gaz i rzucał przekleństwami pod nosem. Ostro zaparkował na jedynym wolnym miejscu parkingowym i wybiegł z auta.

Westchnąłem głośno i wywróciłem oczami. Oczywiście, że przejmowałem się sprawą Jaemina i jego domniemanej matki, ale próbowałem chociaż działać spokojnie. Z lekkimi trudnościami zabrałem wszystkie nasze rzeczy i wręcz wtoczyłem się do windy.

– Skąd ona się tu wzięła? Mówiła coś? – rzucał pytaniami, a ja po odstawieniu walizek podszedłem do nich.

– Na początku ktoś zadzwonił do drzwi, pomyślałem że to pewnie listonosz znów pomylił nasze mieszkanie z mieszkaniem pani Park, więc otworzyłem. Ta pani... uśmiechnęła się szeroko i zapytała czy zastała Jaemina. Odpowiedziałem, że to ja, a ona stwierdziła, że jest moją mamą. Spanikowałem i zamknąłem jej drzwi przed nosem. Stała tam i do mnie mówiła, niedawno powiedziała że gdzieś idzie, ale wróci.

– Brzmi trochę jak psychopatka – mruknąłem.

– Niech przyjdzie, ja sobie z nią porozmawiam – parsknął Chanyeol.

Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach, kiedy w końcu usłyszeliśmy pukanie. Park poderwał się, a my szybko ruszyliśmy za nim.

– Cze- Kim pan jest? – odezwała się.

– Raczej, kim jest pani? To moje mieszkanie.

– Przyszłam do Jaemina – wskazała palcem na chłopka, który lekko chował się za moimi plecami.

– Z jakiego powodu?

– Mogę wejść? – zapytała, a blondyn niechętnie ją wpuścił – Jestem jego matką.

– Tak, a ja jestem jego kotem. Ma pani na to dowody?

– Proszę nie żartować, przecież wiem, że to mój syn.

– Dlaczego pani tu przyszła? Co chce pani uzyskać?

– Chcę odzyskać syna, to oczywistę. Wiem, że jest już pełnoletni, więc chciałabym zaprzyjaźnić się z nim i wyjechać.

– Jesteś śmieszna – parsknął – Gdzie była pani dwadzieścia lat? Myśli sobie pani, że zostawi dziecko w domu dziecka, wróci kiedy będzie dorosłe i będziecie razem skakać po kwiatkach?

– Ale o co panu chodzi? Kim pan w ogóle jest, żeby się wtrącać? – oburzyła się.

– Jestem jego tatą.

Kobieta roześmiała się głośno, na co ja aż się zagotowałem. Chanyeol oddał temu dzieciakowi swoje serce i zaopiekował się nim, a ta kobieta perfidnie zaśmiała się mu w twarz.

– To dokumenty, proszę. Mój dowód i dokumenty z domu dziecka. W październiku dwutysięcznego roku oddałam tam chłopca, którego nazwałam Jaemin – wcisnęła mu plik kartek w dłonie.

Chanyeol spojrzał na nią oceniająco i rzucił dokumenty na podłogę.

– Ja go wychowałem, byłem przy nim i jakaś lafirynda z ulicy nie będzie próbowała mi go odebrać.

– Jesteś bezczelny.

– Jakby mnie to obchodziło.

– W takim razie wystosuje na pana pozew sądowy.

– Proszę bardzo.

– Hyung, nie. Nie możesz wydawać pieniędzy na prawnika – odezwał się Jaemin.

– Nie, pieniądze mnie nie obchodzą. Jesteś moim synem i nie poddam się.

– Proszę pani... – odezwałem się – Wie pani, mam kilku znajomych w prokuraturze, więc wiem jak to działa. Pozwem sądowym nic pani nie zrobi, może jedynie sędzia panią wyśmieje. O co chce go pani pozwać? O to, że adoptował chłopca w wieku dziewiętnastu lat, poświęcił się dla niego, opiekował się nim? O to że dał mu lepszą przyszłość?

Kobieta zmarszczyła brwi i zrobiła się całą czerwona. Miałem wrażenie, że z jej uszu zaraz wyleci para.

– Jaemin, skarbie, a ty co uważasz?

– Niech pani do mnie tak nie mówi. To on jest moim tatą i z nim zostaję.

Chanyeol uśmiechnął się szeroko i objął chłopaka ramieniem. Razem stali na przeciwko zdenerwowanej brunetki.

– Dlaczego mnie oddałaś?

– Zaszłam w ciążę kiedy miałam siedemnaście lat. Twój tata... kazał mi cię oddać. Teraz gdy już z nim nie jestem, próbuje cię odzyskać.

– Pani tak na serio? Mój, pożal się Boże, tata zrobił ci dziecko i go nie chciał? Przecież mogłaś zrobić tak wiele, w końcu byłaś matką! I szukasz mnie po jego odejściu?

– Jaemin, kochanie...

– Nie. Masz jeszcze dzieci?

– Tak, masz siostrę – uśmiechnęła się.

– To nie moja siostra. Moim jedynym rodzeństwem będą dzieci Chanyeola hyunga. I Baekhyuna hyunga – przysunął mnie do siebie, a ja otępiałem.

– Nie zostawię tak tego, zobaczycie.

– Dobrze, do widzenia – odezwałem się i wskazałem na drzwi.

–A ty kim jesteś?

– Gówno cię to obchodzi, wyjdź z mojego domu.

Kobieta znów się naburmuszyła, a po kilku groźbach o sądzie i policji trzasnęła mocno drzwiami.

– Mam nadzieję, że tu nie wróci – westchnąłem głośno.

– Pójdę do siebie – mruknął Jaemin i szybko czmychnął po schodach.

– Zaczęło się... Nie będzie mu łatwo zapomnieć Baekhyun. Jeszcze się z nią pomęczymy.

>><<

never not| chanbaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz