V. Spacer po lesie

355 56 183
                                    

Joan wyszła z pokoju, wciąż ubrana w koszulę nocną, na którą narzuciła szlafrok, i skierowała swe kroki do kuchni. Spojrzała zaspanym wzrokiem na zegar i jęknęła. Była już siódma trzydzieści. Znów zaspała! Planowała wstawać najpóźniej o szóstej, ale od jakiegoś czasu nie mogła spać. Wczoraj czytała do północy jakiś kiepski, ale bardzo namiętny romans, od którego aż piekły ją policzki ze wstydu, a potem jeszcze długo rozmyślała, jak to byłoby znaleźć się na miejscu głównej bohaterki, z odpowiednim mężczyzną przy boku. Pokręciła głową, rozbawiona własną głupotą, i zaczęła robić owsiankę. 

Wstawiła garnek z płatkami zalanymi mlekiem na kuchenkę i poszła do łazienki, żeby się umyć. Popatrzyła na swoje odbicie w lustrze i westchnęła. Miała podkrążone oczy i szarą cerę. Zdecydowanie musiała się lepiej wysypiać, bo wyglądała okropnie. Jeszcze nie spodoba się Fr...

— Joan, chodź tu! — Głos dziadka przerwał jej rozmyślania. 

Umyła szybko ręce i wybiegła z łazienki jak strzała. Krzyknęła głośno, widząc, jak dziadek Joe walczy z kipiącą owsianką. Nie spodziewała się, że mleko tak szybko zacznie kipieć. 

— Joanie, jak mogłaś tak zostawić owsiankę i sobie pójść? Wiesz, że ona się szybko gotuje — skarcił ją łagodnie dziadek. 

— Przepraszam, poszłam się umyć. Wstałam tak późno... 

— Nic się nie stało, następnym razem po prostu tak nie rób. Znów czytałaś do późna?

— Tak... — Zarumieniła się na wspomnienie czytanej książki. — Przepraszam. Mama i Henry już poszli do szkoły?

— Tak, przed chwilą. A teraz siadaj i jedz, potrzebujesz siły. 

Joan skinęła dziadkowi głową i usadowiła się przy stole. Joseph nałożył jej owsianki, a resztę tego, co zostało w garnku, przeznaczył dla siebie. Zajął miejsce naprzeciw niej i zaczął zajadać śniadanie. Ona również zabrała się za jedzenie, choć apatyczniej niż pastor. Nie była szczególnie głodna, bo karmiła się marzeniami. One jej starczały za wszystko...

— Jesteś jakaś dziwna — rzekł nagle dziadek. 

— Dlaczego?

— Masz takie nieobecne oczy. Czyżbyś się... zakochała? — Spojrzał na nią chytrze. 

Łyżka z kolejną porcją owsianki zawisnęła w połowie drogi do ust Joan. Resztki jedzenia stanęły jej w gardle. Odkaszlnęła, by się ich pozbyć, i posłała dziadkowi pełen zdumienia wzrok. 

— Dziadku, co ty insynuujesz?

— Wiem, jak się zachowuje zauroczony człowiek, kochanie, bo sam to przeżyłem — zaśmiał się. — A widzę w tobie odbicie mnie, kiedy poznałem twoją babcię. Nie okłamiesz starego człowieka, który niejedną miłość w życiu przeżył! 

— Ja... Nie, wcale nie. Po prostu... — dukała. 

Sama nie wiedziała, co czuje do Freda. Nie określiłaby tego zauroczeniem, a raczej zaintrygowaniem. Fred bardzo ją ciekawił, ale nie snuła żadnych planów na przyszłość. Jeszcze...

— Oj, już dobrze, Joan. Ale jeśli jednak coś między wami jest, to daj mi znać jak najszybciej, zanim stara pani Daggett się dowie i wszystkim naopowiada, w kim kocha się panienka Knight! 

Joan zachichotała. Pani Daggett była najokropniejszą plotkarą we wsi, która zawsze musiała o wszystkim wiedzieć i wszystkim rozpowiedzieć. 

— Nie martw się, dziadku, będziesz wiedział przed wszystkimi. — Uśmiechnęła się. 

Dębowy lasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz