Fred od popołudnia krzątał się w kuchni. Musiał przygotować wszystko tak, by Joan była zadowolona. Nie pozwolił babci ani trochę sobie pomóc. Uznał, że sam musi się wszystkim zająć. Jedynie gotowanie pozostawił Lucy, gdyż niewiele potrafił przyrządzić, a chciał podjąć Joan po królewsku. Wysprzątał cały dom i nakrył do stołu. Efekt jego starań całkiem go zadowolił. Zawsze mógł coś jeszcze doczyścić, ale jak na niego w domu panował niemal idealny porządek. Kiedy wszystko było gotowe i miał odpocząć, rozległo się pukanie do drzwi.
Wielce podekscytowany, podbiegł, by otworzyć. W progu stała uśmiechnięta Joan. Zauważył, że miała na sobie dużo ładniejszą sukienkę niż zazwyczaj. Była krótsza i bardziej uwydatniała jej biust. Jej żółty kolor dodawał Joan pogodności i wyrazu.
— Mam nadzieję, że się nie spóźniłam, musiałam jeszcze załatwić jedną rzecz dla dziadka. — Spojrzała na niego przepraszająco.
— Ależ nie, ja też straciłem poczucie czasu i dopiero wszystko skończyłem. Wchodź — odparł i podał jej ramię, które ta chętnie ujęła.
Poprowadził dziewczynę do jadalni. Widział, jak patrzyła z podziwem na panujący w pokoju porządek. Napawało go to ogromną dumą. W końcu zrobił na niej dobre wrażenie. Jej komentarze na temat panującego u niego nieporządku, nawet jeśli wypowiedziane z dobrego serca, zawsze raniły jego dumę.
— Sam tu posprzątałeś czy babcia to zrobiła? — zapytała.
— Sam. — Wypiął pierś. — Babcia tylko ugotowała kolację, bo ja umiem zrobić jedynie owsiankę, jajecznicę i stek, ale nie wyglądasz mi na kogoś, kto lubiłby krwiste mięso.
— Dobrze wnioskujesz — zachichotała. — Jestem pod ogromnym wrażeniem, naprawdę. Wielkie brawa. Czyli jak chcesz, to potrafisz zabrać się za robotę.
— Miałem dobrą motywację.
Joan uśmiechnęła się nieśmiało. Spojrzał na nią z tkliwością. Miała naprawdę śliczny uśmiech, pełen ciepła i dobroci niczym jego babcia.
Patrzył tak na nią chwilę jak urzeczony, gdy do pokoju weszła Lucy. Oderwał się od Joan jak poparzony, mając nadzieję, że babcia nie widziała, w jaki sposób spoglądał na dziewczynę. Wiedział, że nie dałaby mu później żyć, a nie chciał być zadręczony pytaniami o swoją przyjaciółkę.
— Dzień dobry pani. — Joan dygnęła przed Lucy, na co staruszka zaśmiała się dobrodusznie.
— Dzień dobry, dziecko. Bardzo cieszę się, że przyszłaś.
— A ja bardzo cieszę się, że mnie państwo zaprosili.
— Ależ nie ma za co. No, siadajcie dzieci, bo zaraz będzie jedzenie.
Na te słowa Fred poprowadził Joan do stołu i usadził ją obok miejsca, które zazwyczaj zajmował, po czym sam usiadł. Nie chciał, by była zbyt blisko babci, obawiał się bowiem, że ta będzie szeptem zadawała dziewczynie pytania o łączącą ich relację. Wolał jej tego oszczędzić.
Joan poprawiła sukienkę i rozłożyła się na krześle. Fred wbił w nią rozmarzone spojrzenie. Dopiero teraz dostrzegł, że była naprawdę urodziwa, mimo że zupełnie nie pasowała do kreowanego przez gazety i filmy wizerunku pięknej kobiety. Delikatność jej rysów twarzy, podkreślona jeszcze przez zupełny brak makijażu, miała w sobie coś bardzo romantycznego, podobnie jak długie włosy zaplecione w warkocz. Nie nazwałby jej modną dziewczyną, ale ta jej staroświeckość była urocza i odróżniająca ją od innych panien. Może właśnie w tym tkwiła jej siła — nie była taka jak tłum.
— Jak ci upłynęło dzisiejsze popołudnie? — zapytał, uciekając przed nią wzrokiem.
Obawiał się, że zobaczy jego rozmarzone spojrzenie i nabierze dziwnych podejrzeń, a tego bardzo nie chciał.
CZYTASZ
Dębowy las
Historical FictionJoan mieszka w Oakwood przez całe życie. Któregoś dnia poznaje Freda, nowego mieszkańca wioski, z którym zaczyna łączyć ją przyjaźń. Nie podoba się to jej matce, ogromnie podejrzliwej wobec nowego znajomego córki. Kiedy w wiosce zjawia się nowy wika...