Rozdział 41

317 31 12
                                    

Samolot z Andrzejem na pokładzie wylądował. Mężczyzna wyjrzał przez okno. Nie było to miejsce, w którym zwykł lądować. Gdzie ja jestem? - zadał sobie pytanie.

Wtem poczuł uderzenie w tył głowy. Kiedy starał się obrócić, napastnik zaatakował ponownie. Duda padł na podłogę. Utrzymał jeszcze jeden cios, po czym stracił przytomność.

Tymczasem w Białym Domu, Donald Trump siedział na swym skórzanym fotelu. W ustach trzymał nieodpalone jeszcze cygaro.

Nagle usłyszał dźwięk dzwoniącego telefonu. O cholera - pomyślał. To musi być coś poważnego. Niewiele osób znało jego numer.

Odebrał.

Z słuchawki rozległ się zniekształcony, męski głos:

- Mamy kogoś, na kim ci bardzo zależy. Przyjedź na tyły pierogarni „Good piergors” w ciągu godziny, albo pożegnasz się z przyjacielem. Bądź sam, albo z Andrzejem Dudą będzie źle...

Nim zdążył coś powiedzieć, rozmówca rozłączył się. Wypluł papierosa.

Cholera - pomyślał, po czym wyciągnął z biurkowej szuflady pistolet.

OPOWIEŚCI Z SEJMU: MORAWIECKI, PAPIEŻ I ARMIA KACZYŃSKIEGOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz