Przyszedł dzień powrotu do Hogwartu, wstałam wcześnie wiedząc, że muszę być jedną z pierwszych która będzie w pociągu, bo ojciec podróżuje innymi sposobami, w końcu czym jest teleportacja dla dorosłego i doświadczonego czarodzieja? Z pokoju resztkami sił wytaszczyłam skrzynię na korytarz - Tato! Potrzebuje pomocy! - krzyknęłam pukając w drzwi jego sypialni, nie zdziwiło mnie, jednak, że stał już na dole, w końcu to ja byłam tą niezorganizowaną. Gdy zniósł kufer na dół dokańczałam pić ziołową herbatę od Hagrida, którą wysłał mi w te wakacje - Idziemy teraz - z uśmiechem wstałam od stołu i złapałam ojca za rękę, a po chwili byliśmy już na dworcu King's Cross w Londynie, godzinę za wcześnie, pociąg miał zjawić się za kilka minut, ale uczniowie schodzili się zwykle dopiero dwadzieścia minut przed odjazdem.
Gdy tylko zjawił się pociąg czule pożegnałam ojca i wsiadłam, standardowo zajmując najlepszy przedział, ten w którym siedziałam z Draco, nagle w drzwiach stanęła jakaś dziewczyna - Witaj ten przedział jest wolny? - urocza blondynka o dziwnym nieobecnym spojrzeniu, weszła z lekko widocznym uśmiechem - Jasne usiądź proszę - Bez słowa zajęła miejsce i zaczęła czytać jakąś książkę, problem w tym, że do góry nogami - Umm przepraszam, że ci przerwę Vivian... Vivian Snape - Słyszałam o człowieku noszącym to nazwisko, to naprawdę zdolny czarodziej, Luna Lovegood - uścisnęła delikatnie moją dłoń - To twój pierwszy rok tak? - nieznacznym ruchem głowy potwierdziła moje słowa, a moje myśli uciekały się do Krukonki poznanej zeszłego roku, równie specyficznej, jednak w niej było coś niepokojącego, a od tej dziewczyny biła ciekawość świata, zrozumienie i przepełniająca ją miłość, żadnej złości, ani nienawiści. Po pewnym czasie spędzonym w przedziale postanowiłam przejść się po pociągu, na peronie 9¾ zaczęli pojawiać się uczniowie z rodzinami, w tłumie wypatrywałam znajomych i w pewnym momencie poczułam czyjąś dłoń na ramieniu - O matulu Ced! - przytuliłam go tak mocno, że ledwo utrzymał równowagę - Vivian, aż tak się za mną stęskniłaś? Hahaha - Wcale skąd ci to przyszło do głowy? Haha - po krótkiej wymianie zdań w korytarzyku zaczęło robić się tłoczno więc wciągnęłam przyjaciela do naszego przedziału. W okresie niecałych 10 minut pociąg wypełnił się całkowicie, do naszego przedziału dołączyli jeszcze koledzy Diggory'ego , a droga minęła całkiem przyjemnie, na wesołych rozmowach z chłopakami i momentami wtrącającą się Luną.
Tak jak rok wcześniej udaliśmy się do wielkiej sali, jednak tym razem nie musiałam się bać o bycie w centrum uwagi, wspólnie z Puchonami zasiedliśmy przy stole naszego domu. Wszyscy obserwowaliśmy pierwszoroczniaków i ceremonię przydziału, do nas doszło kilku uczniów, Weasleyówna trafiła jak cała rodzina do Gryffindoru, a urocza panienka Lovegood do Ravenclaw. Kolacja mijała raczej nudno, ale Potter i Ron zaglądający przez szybę bardzo mnie rozbawili, tak samo jak sytuacja o której po kolacji szumiała cała szkoła - Nie wierzę, że z tej dwójki są takie barany hahahah - zaśmiałam się do Cedrika, gdy wracaliśmy do dormitorium - Czyżby panna Snape stawała się wulgarna? hhahahahah - Ej! Barany to nie jest wulgarny zwrot! - dałam mu z łokcia w ramię - I do tego agresywna! - zgrywałam obrażoną, do momentu gdy chłopak zaczął się śmiać - Co cię tak bawi Ced? - próbując się uspokoić zaczął mi tłumaczyć przyczynę swojego dobrego humoru - Minęły dwa miesiące, a ja mam wrażenie, jakbym rozmawiał ze Ślizgonką, ale szczególnie mi to nie przeszkadza - te słowa mnie zdziwiły - Aż tak się zmieniłam? - Nie jakoś bardzo, chociaż jesteś taka, rozgadana? Czasami lekko arogancka? - na to parsknęłam śmiechem - Ced zabawny jesteś naprawdę, ja arogancka? Trochę chyba jesteś nadwrażliwy przyjacielu - przewrócił oczami i w chwilę znaleźliśmy się już na kanapie w salonie Hufflepuff.
Rozmowa jak zawsze była porywająca, w końcu zeszło na nasze wakacje - Wiem, że opisywałaś mi to już setki razy w listach, ale czego nauczyłaś się w tej dżungli? - Cedrik ile razy mam ci to powtarzać? - zaśmiał się pod nosem - Ostatni raz? - Dobra, niech ci będzie - trochę zmęczona, biorąc łyk soku dyniowego, wróciłam do opowieści - Taniec deszczu, sekwencja płynnych ruchów pozwalająca kontrolować krople spadającej wody bez różdżki, ale to raczej tylko widowiskowe - A to z tą mową drzew? - Ciężko to wytłumaczyć, musisz poczuć energię lasu i jak się zgubisz, lub gdy czegoś szukasz drzewa mogą podpowiedzieć ci drogę - widząc rozmarzone oczy chłopaka poczułam jak bardzo tęskniłam za tymi szarymi, podbitymi delikatnym błękitem tęczówkami - Jesteś tak blisko z naturą, chciałabyś rozumieć zwierzęta? - Oczywiście, że tak, ale to długa droga, a sztukę tą bardzo ciężko osiągnąć, chyba nie jestem dość dobrą czarownicą - odruchowo zaczęłam bawić się włosami - Żartujesz teraz? Przypomnij sobie egzaminy końcowe! - W ostatnie miesiące zasypiałam nad książkami, nie miałam czasu dla nikogo i jedyne co mnie interesowało to nauka, w jaki sposób miałabym mieć złe wyniki? - brunet na chwilę zamyślił się - Ooo wiem! Pamiętasz jak opowiadałaś mi, że Malfoy bał się, gdy celowałaś w niego różdżką? Naprawdę jesteś zdolna - czułam jak się rumienię, a także wypełniające mnie zmęczenie - Wybacz mi, ale już późno i chyba powinnam iść do łóżka, ty również - Chyba masz rację Viv - czule się pożegnaliśmy i każde poszło do swojej sypialni.
*************
Następnego dnia przez nocną rozmowę z Cedrikiem zaspałam na śniadanie, bez zastanowienia szybko ruszyłam na dzielone z Gryffonami zielarstwo, biegnąc ile sił w nogach wpadłam na Harrego i nowego nauczyciela obrony przed czarną magią, który już na pierwszy rzut oka wydawał się palantem - Wszystko w porządku? Chodź pomogę ci wstać. - chłopak podał mi dłoń, a ja delikatnie z nutą niepewności ją ujęłam, gdy wstałam moje spojrzenie skrzyżowało się z hipnotyzującą zielenią oczu Pottera, przypominając mi koszmary, które na jakiś czas odpuściły - Dziękuję - lekko zdezorientowana otworzyłam drzwi i weszłam do cieplarni - No panna Snape, pierwszy dzień szkoły, a ty już spóźniona - pulchna i niska kobieta w ogromnym kapeluszu, nawet zdenerwowana, wyglądała na najłagodniejszą nauczycielkę w szkole - Przepraszam pani Profesor - Masz szczęście, że to pierwszy dzień Snape, inaczej odebrałabyś Puchonom punkty - oddaliłam się i stanęłam obok rudego, wysłuchując jakże idealnych odpowiedzi Hermiony, miałam ochotę zwrócić wczorajszą kolację, po chwili żartów z Ronem przeszłam do dziewczyn z którymi dzieliłam dormitorium i zaczęłam przesadzać Mandragorę, jako jedynej szło mi to gładko, mimo, że byłam bardzo delikatna wobec rośliny - Dobrze Vivian, dziesięć punktów dla Hufflepuff - przechodząc obok mnie Profesor Sprout wytrąciła z mojej torby dziennik, w którym zapisywałam notatki o faunie i florze napotkanej w czasie nauki w Hogwarcie i wakacji z ojcem - No no Snape, widzę, że wdałaś się w ojca, twoje opisy są bardzo szczegółowe. Pięć punktów za dodatkową pracę - oddała mi go, a klasa ewidentnie cieszyła się z punktów, które otrzymałam dla naszego domu. Lekcje z opiekunką Hufflepuff zawsze były bardzo spokojne i przyjemne, jednak reszta nauczycieli nie była, aż tak wyrozumiała i delikatna w stosunku do uczniów.
Po zielarstwie zebrałam swoje rzeczy i poszłam na następne zajęcia.
CZYTASZ
𝓟𝓪𝓷𝓷𝓪 𝓢𝓷𝓪𝓹𝓮
RandomTrzymałam dłoń uciskając ranę na jego szyi - Przepraszam córeczko. Zawsze byłem z ciebie dumny, taka podobna do matki. Harry spójrz na mnie, ty masz jej oczy, oczy Lily - ręce mi drżały a po policzkach spływał wodospad łez //opowiadanie oparte na se...