Prolog: tego nie da się naprawić...

2.9K 99 83
                                    

Zima to według Harry'ego najgorsza pora roku. Pizga chłodem wszędzie. Do tego mało ludzi wychodzi na dwór, nie tylko z powodu chłodu, ale też z powodu Świąt Bożego Narodzenia. Harry już od jakiegoś czasu miał wyjebane na te święta. Według jego były niepotrzebne, zbędne. Od kilku lat nie wiedział jak to jest usiąść przy stole, gdzie jest pełno jedzenia oraz jak to być koło ludzi otaczających go. 

Po zerwaniu z Ginny kompletnie się załamał. Kochał ją ponad wszystko, dbał o nią, troszczył się. A ona go zostawiła tak po prostu. Z dnia na dzień co raz bardziej była znudzona obecnością Harry'ego. I w końcu powiedziała dwa przeklęte słowa, których Harry nigdy nie chciał usłyszeć: "to koniec". Na początku cholernie bolało, ale teraz gdy minęło już sporo czasu – da się żyć. 

Brunet westchnął. Powinien się już przyzwyczaić, że Will często się spóźnia. Ma aż tylu klientów? Niemożliwe. Pewnie nie chcę mu się ruszyć swojej leniwej dupy i przyspieszyć kroku. Oparł się o ścianę, po czym wyciągnął z kieszeni paczkę Marlboro. Chwilę później zaciągał się dymem. 

Ile jeszcze czasu minie zanim zbankrutuję przez te cholerne papierosy? Od ponad roku jest od nich uzależniony. Nie potrafi przeżyć jednego dnia bez fajek. Robi się to już uciążliwe. Harry jeszcze parę miesięcy temu powiedziałby, że nic się nie dzieję. Że wszystko ma pod kontrolą. Ale tak nie jest. Zdał sobie sprawę z tego kiedy zaczął pluć krwią. Jego płuca już nie wytrzymywały, podobnie jak Harry. Jego organizm na ogół był słaby. Może to równie dobrze sprawka alkoholu. Ale od niego bynajmniej nie jest uzależniony. Choć może tylko on tak sądzi. 

Wkurzony, że jego "przyjaciel" nie przychodzi, zgasił peta i zadzwonił do niego. Oczywiście mości książę raczył odebrać telefon po trzecim razie. Harry odchrząknął, po czym zaczął:

– Will, gdzie jesteś do cholery? Czekam już na ciebie dość sporo czasu, nie uważasz?

– Nie pyskuj, szczeniaku. Będę za dwadzieścia minut. Poza tym, masz kasę? Czy znowu...

–  Wiesz, że nie mam. – Od razu przerwał mu, bo wiedząc co powie.

– Jakżeby inaczej, no nie? To co... obciąganie za proszek?

– Ta...

Harry'ego godność poszła się jebać już rok temu, kiedy poznał Willa. Facet był najprawdopodobniej po 30. Gdy się spotkali Will od razu zauważył, że u Harry'ego nie jest za ciekawie. Więc zaproponował mu pewien układ: obciąganie za proszek. Tak, to dokładnie ta "święta mowa" o tym, że narkotyki pomagają się zrelaksować. Że dzięki nim można poznać sens życia. Ale czy to by znaczyło, że sens życia Harry'ego to obciąganie starym facetom? Najwidoczniej tak. 

– W porządku. W takim razie widzimy się za dwadzieścia minut przed moim domem. 

– Jasne.

Rozłączył się. Odczekał parę minut, po czym wyjął klucze do mieszkania 30 latka i wszedł do środka. Nie zdziwił go fakt, że mieszkanie było jednym słowem – nieposprzątane. Na podłodze leżało pełno rzeczy męskich, ale też damskich. Harry zignorował to, omijając sprawnie ciuchy. Poszedł do kuchni i wyjął coś do jedzenia z lodówki. Zaczął jeść żarcie, nie przejmując się tym, że jest nieproszonym gościem tutaj. Wynikało to z tego, że z sypialni mężczyzny było słychać różne krzyki, jęki i sapanie. Najczęściej kobiety. 

Gdy w końcu jęki, krzyki i sapanie ucichły z sypialni wyszedł mężczyzna. Zawinięty jedynie od pasa w dół w biały ręcznik, poszedł sprawdzić co to za intruz wkradł się mu do mieszkania. Niestety odpowiedź była tylko jedna – pieprzony Potter, który nie potrafi odczekać jebanych 15 minut. 

– Co ty kurwa tutaj robisz? Znasz się na zegarku? – zaczął wściekle mężczyzna. Widząc, że Harry jedynie na niego spojrzał, po czym zaczął dalej jeść JEGO jedzenie, wyrwał mu to z rąk. – Głuchy jesteś?

– Oddaj, jadłem to!

– Gówno mnie to obchodzi, młody. Wypierdalaj stąd. Masz być za... – spojrzał na swój zegarek, który ozdabiał jego prawy nadgarstek. – dziesięć minut. 

– A nie mogę tutaj zostać? Na dworze jest cholernie zimno. Zamarznę tam. 

30 latek miał już powiedzieć głośne: "wypierdalaj stąd", ale przerwał mu delikatny głos kobiety. Po chwili rzeczywiście pojawiła się piękna kobieta, również zawinięta w biały ręcznik. 

– Will, odpuść mu. Na dworze naprawdę jest zimno. Zamarznie tam, jeśli wyjdzie tak lekko ubrany. – Uśmiechnęła się w stronę bruneta. – Jak ci na imię?

– Harry – Potter niechętnie powiedział swoje imię, ponieważ nie za bardzo ufał tutejszym ludziom. – Harry Potter...

– Śliczne imię, mój drogi! Jestem Vanessa Panasker, miło poznać. 

– Również.

– Kochanie, mogłabyś wrócić do sypialni, wziąć swoje rzeczy i przyjść tutaj później? Mam parę spraw do załatwienia z młodym. – wtrącił się Will.

– Jasne, nie ma sprawy. Do zobaczenia później, Harry Potterze. – Owinięta w ręcznik kobieta wyszła z kuchni, weszła do sypialni i już po chwili wyszła w pełni ubrana. – Do jutra, skarbie! Kocham cię!

– A ja ciebie! – poszedł zamknąć za nią drzwi. – Zostawisz to jedzenie w spokoju?

– Głodny jestem, okej? 

– Mało ci kurwa daję jedzenia, bachorze? – Ponownie wyrwał jedzenie z rąk bruneta. – Masz szczęście, że była tutaj Vanessa. Inaczej byś poznał prawdziwego mnie. 

– Ach, więc to jest ta twoja ukochana od siedmiu boleści. Czemu ją ciągle oszukujesz? Przecież wcale jej nie kochasz. Jesteś z nią tylko dla seksu i pienię...

– Posłuchaj, mój drogi. To co robię, to tylko i wyłącznie moja sprawa, więc nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, mała dziwko. – zacisnął dłoń na szyi Harry'ego. – To, że od czasu do czasu chcę ciebie przelecieć, nie oznacza, że jesteś dla mnie kimś ważnym, zrozumiano? Dla mnie jesteś małą kurwą, która była głupia, że uwierzyła mi w to, że narkotyki dają szczęście. Teraz jesteś uzależniony od nich i gówno mnie obchodzi co z tym zrobisz. Pamiętaj tylko, że znasz tutaj tylko mnie. Tylko ja mogę ci dasz proszek. Oczywiście pod warunkiem, że mi obciągniesz. – rozluźnił lekko swoją dłoń, widząc, że kilkunastolatkowi ciężko złapać oddech. – To jedyne co robisz dobrze. Poza tym, wiesz z kim rozmawiasz i nadal do mnie pyskujesz. Nadal nie wiesz na co mnie stać? Mam ci to pokazać? Patrz na mnie, jak do ciebie mówię, gnoju!

I brunet na niego spojrzał. Doskonale wiedział na co stać jego "kolegę", ale mimo to wolał być tym pyskatym.

– N-nie... – mruknął jednak.

– No właśnie. Cieszę się, że rozumiesz. – Puścił młodego. – A teraz do roboty, jeśli chcesz dobre narkotyki. – Wyszedł z kuchni, kierując się w zamian do sypialni. 

Harry przez chwilę gapił się w podłogę, myśląc, że może odmówić mu i że wszystko wróci może do normy w tym momencie, ale potem zrozumiał, że nie ma kolejny raz wyboru i musi to zrobić. Nie potrafi wytrzymać bez narkotyków. Jest kompletnie uzależniony. Kompletnie topi się w gównie i nikt nie jest w stanie mu pomóc...

Nikt nie jest w stanie podać mu pomocnej dłoni. 

Livin' La Vida Loca [Drarry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz