14

386 22 5
                                    


Niecałe dwa tygodnie później spakowałam się na weekend i wybrałam się do Camili. Moja dziewczyna stała już przed internatem wraz ze swoją torbą. Jej ciało emanowało szczęściem. Po zadaniu jej serii pytań na temat tego czy wzięła wszystko o co prosiła, czy wyłączyła elektronikę, czy na pewno zamknęła drzwi, dostałam lekki cios w ramię i usłyszałam jedno ze sformułowań, których nigdy się nie spodziewałam:

-Nie traktuj mnie jak dziecka Dinah, daję sobie radę – była w tym nad wyraz poważna i spokojna. Od razu uśmiechnęłam się szeroko.

-Kocham Cię Camila. Zawsze będę się o Ciebie troszczyć – cmoknęłam ją w policzek – Muszę jednak pilnować, abyś nie zapomniała głowy z miłości do mnie – uśmiechnęła się szeroko, a ja ruszyła na naszą pierwszą wspólną wycieczkę.


Po kilku godzinach dotarłyśmy do celu. Camila przez pół podróży dawała mi bardzo jednoznaczne sygnały mówiące o tym jak jest głodna. Niestety przez całą trasę nie minęłyśmy ani jednego baru, więc mogła uraczyć się jedynie bananami, które dla niej kupiłam. Założyłam, że starczą nam na cały weekend, zdążyła jednak zjeść wszystkie podczas podróży.

-Di, możemy iść coś zjeść? – spytała, gdy dojechałyśmy na miejsce. Zaśmiałam się pod nosem. W ciągu 6 godzin zjadła 8 bananów, ale nadal było jej mało.

-Odłożymy walizki do pokoju i lecimy, ok? W sumie jest 12, więc dla Ciebie to pora na obiad – lekko posmyrałam ją po brzuchu na co zareagowała cichym śmiechem.

Zgłosiłam się na recepcji, aby odebrać kartę do naszego pokoju. Wiedziałam, że Camila oszaleje, gdy zobaczyć co dla nas wybrałam. Nie mam pojęcia jakim cudem Mani znalazła to miejsce i to w tak przystępnej cenie, ale kochałam ją za to jeszcze bardziej. Ku mojemu zdziwieniu szatynka wzięła z auta większość rzeczy, a mi pozostałą jedynie torba z laptopem i lekami. Nie zwlekając dłużej udałyśmy się na górę.

Camila praktycznie wyskoczyła z windy, gdy dojechałyśmy na 14 piętro. Szybko pobiegła pod wskazany przede mnie pokój i otworzyła drzwi za pomocą karty. Oczywiście po drodze zostawiła niesione przez siebie walizki w windzie, więc cudem musiałam je chwycić i zaciągnąć do pokoju.

Gdy tylko weszłam do środka zobaczyłam szatynkę rozwaloną w ogromnym łóżku, z którego widok przyćmiewał wszelkie moje zmysły. Cały apartament miał bowiem ogromne okna, z których ciągnął się widok na okoliczne góry. Wyglądało to tak cudownie, że nie miałam ochoty stamtąd wychodzi. Zresztą sam pokój wyglądał cudownie. Nowoczesne wnętrze, które zdobyły jedynie nieliczne żółte dodatki i ogromne białe łóżko, to było coś w czym można było się zakochać. Miałam wrażenie, że moja dziewczyna właśnie to zrobiła. Wtulała się w miękką pościel wgapiając się w góry z szeroko otwartymi oczami.

-Zamawiamy coś do pokoju? – zaśmiałam się widząc jej reakcję.

-Nie – odparła po dłuższej chwili. Wiedziałam, że jest podekscytowana, przez co mogła na chwilę się zawiesić. Nie miałam z tym problemu. Ułożyłam torby na podłodze i powoli zaczęłam wypakowywać jej leki i nasze kosmetyki – Chcę iść tam – stwierdziła podbiegając do okna i wskazując na bar znajdujący się na szczycie jednej z gór.

Miałam pewność, że będzie chciała tam iść. Nie zakładałam jednak, że już pierwszego dnia. Wiedziałam, że nie mamy dużo czasu dla siebie, ale wiele rzeczy miałam zaplanowanych. Podróż w góry była niby pomysłem na kolejny dzień, ale nie mogłam jej odmówić.

-Na spokojnie dojedziemy tam w 25 minut. Chcesz się przebrać? – pokręciła głową – Brałaś rano leki? – tym razem kiwnęła – W takim razie chodź, idziemy coś zjeść – zaśmiałam się, gdy prawie wybiegła z pokoju jednocześnie chwytając swoją torebkę.

Po dwudziestu minutach znalazłyśmy się we wskazanej przez Camilę knajpie. Jako, że szatynka bała się wysokości postanowiłam zabrać ją na zamknięty wyciąg. W ten sposób mogła wtulić się w moje ramiona i nie zwracać uwagi na to jak wysoko się znajdujemy. Na szczycie czuła się jednak bardzo swobodnie, można powiedzieć, że aż za swobodnie. Stale pilnowałam jej, aby nie wychyliła się za bardzo, ponieważ praktycznie wisiała na barierkach. W takich momentach pragnęłam ją udusić. Czasami nie docierało do niej to jak ryzykuje własnym życiem i zdrowiem. Oczywiście, gdy ja tak zrobiłam, aby pokazać jej co może się jej stać, dostałam solidny opiernicz. Takiego nawet nigdy nie usłyszałam od własnej rodzicielki.

Obrażona Camila siedziała przy stoliku i dokładnie przeglądała menu. Mimo tego, że wiele razy przepraszałam ją za swoje zachowanie była zawzięta.

-Karla błagam, chciałam Ci tylko pokazać jak to niebezpieczne – westchnęłam. Nawet ja traciłam już cierpliwość co nie było normalne. Odkąd byłyśmy razem nigdy nie wyprowadziła mnie z równowagi.

-Pomyślałaś co by było, gdybyś wypadła? – warknęła ku mojemu zdziwieniu – Straciłabym jedyną osobę, na której mi w życiu zależy – dodała już nie patrząc na mnie – Zostawiłabyś mnie...

Nie miałam pojęcia, że o to jej chodzi. Mocno chwyciłam ją za dłonie i dokładnie jej wycałowałam.

-Karla, nigdy Cię nie zostawię. Obiecałam. Nic mi się nie stało. Naprawdę przepraszam. Zachowałam się głupio – znowu cmoknęłam jej knykcie – Kocham Cię. Jestem przy Tobie.

-Musisz na siebie bardziej uważać – westchnęła, gdy zauważyła zbliżającą się kelnerkę.

Po piętnastu minutach mój Skarb czuł się już znacznie lepiej. Z uśmiechem na ustach pałaszowała sałatkę, którą wybrała. Popijała ją sporą ilością alkoholu. Wiedziałam, że powinna jeszcze przystopować, ale nie mogłam jej zabronić. Plus mojego wyglądu był taki, że nigdy nie pytali mnie o dowód. Mogłam, więc swobodnie zamawiać alkohol, gdy tylko miałyśmy na niego ochotę. To samo tyczyło się mojej pracy. Szef nigdy nie spytał mnie o wiek. Jednak na to wpływ mogły mieć zaloty Mani względem niego.

________________________________________________________

W sumie to kolejny rozdział jest 18+, więc wrzucę go dzisiaj wieczorem xD Chyba, że praca mnie przytłoczy, niczego nie obiecuję 

Miłego dnia :) 

I'm just curious, is it serious? - CAMINAH/CAMREN PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz