4.3 Will pov

159 9 9
                                    

Will pov:


         Patrzyłem na odwracającą się plecami Hanę. Zerknąłem niepewnie na Alyss. Owszem, lubiłem ją i była moją najlepszą przyjaciółką, ale na Hanie zależało mi bardziej. Zresztą ona jest nieprzewidywalna, w przeciwieństwie do Alyss.

-Hana!- Krzyknąłem, ale chyba nie usłyszała. Cholera. Pobiegłem za nią do lasu, ale nie mogłem jej nigdzie dostrzec. Wolałem nie wołać, bo schowa się tak, że jej nie znajdę. Co prawda pelerynę zostawiła w domu, ale wlezie na drzewo i kicha. Jeju. Uwielbiam ją i wogule, ale naprawdę, zachowuje się jak dziecko. Niby ma osiemnaście lat, a nadaje się do przedszkola. Jakby usłyszała moje myśli, to by mnie normalnie zabiła. Chciałem zawołać, ale nie. Wtedy zrobi wszystko, żeby mnie nie spotkać. W takich chwilach chce być sama, ale to się źle u niej kończy. Gdyby wiedziała, że pobiegnę za nią dwa lata temu w góry Deszczu i Nocy, to pewnie zamknęłaby drzwi na klucz, a mnie spożyliby wargalowie. Wtedy przeżyłem zarówno najpiękniejszą i najstraszniejszą chwilę w życiu. Ten moment, gdy ona stała z nożem skierowanym w stronę serca. Brrrr. Na samo wspomnienie przeszedł mnie dreszcz. Hana jest zdolna do wszystkiego. Co chwile wymyśla nowe sposoby na zabicie się. Wkurzenie Morgoratha niezabijając Halta, włażenie pod śmiercionośne łapy kalkar, przyznawanie się przed całym Araluenem do pokrewieństwa z Morgorathem, próba zasztyletowania się, włażenie prosto w samo serce gór Deszczu i Nocy, podpalanie budynku, w którym przebywała, skakanie ze znacznych wysokości na kamienny dziedziniec i coś co robi bez przerwy: drażnienie Halta. Nawiasem mówiąc, on ją musi lubić, skoro jeszcze ją uczy. Obym tym razem nie musiał wyławiać jej ciała z rzeki. Nagle usłyszałem krzyki i czyjeś szybkie kroki. Hana. Ruszyłem w tamtą stronę, ale byłem daleko. Zboczyłem widocznie za bardzo w lewo. Po chwili odgłosy przycichły i nie wiedziałem gdzie iść. Po jakiejś pół godzinie dostrzegłem na ścieżce coś błyszczącego. Podbiegłem tam i zobaczyłem, że to brązowy liść dębu. Boże. Popatrzyłame dalej. Na mchu odcisnęły się jakieś drobne ślady nóg oraz wielkie i ciężkie. Ruszyłem ostrożnie w stronę rzeki i tam znalazłem ślady po okręcie, który musiał niedawno stąd odpłynąć. Skandianie.

***

      Chodziłem niespokojnie po kuchni. Obok siedział Gilan i w zamyśleniu pił kawę. Halt poszedł do barona Aralda w sprawie porwania Hany.

-Nie łaź tak, bo mi się w głowie kręci.- Mruknął Gilan. Przystanąłem.

-Denerwuję się.

-A konkretnie dlaczego?

-Bo Skandianie porwali Hanę!- Zawołałem wściekły. Nie wiem na kogo. Na Skandian, na siebie, na Alyss, czy może na Hanę. Albo zadającego durne pytania Gilana.

-Jak ją znam, to oddadzą ją po dwóch dniach. Więcej jest w stanie wytrzymać z nią tylko Halt.

-Czy ty jej nie lubisz?

-Lubię, ale sam przyznaj, że jej charakterek nie należy do łatwych.

Musiałem przyznać mu rację.

-A co jeśli zacznie ich wkurzać, a oni wyrzucą ją za burtę?

-Aż tak głupia nie jest. Chociaż...... ona jest świetnym materiałem na samobójcę. Może jej przyjść do głowy, żeby się dać utopić.

DSC: Przeszłość można wykorzystać (część III,IV)/zwiadowcy [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz