4.12 W Skandii

141 9 3
                                    

Podeszłam do okna i zapatrzyłam się na morze. Chłodne, groźne morze, które dzieliło mnie od Araluenu. Westchnęłam. Tęskniłam za Redmont, za cichą chatką zwiadowcy, za ciepłymi, letnimi wieczorami, spędzonymi na ćwiczeniach. Tęskniłam za wszystkim, co związane z Araluenem. No może poza Duncanem i Alyss. Nawet ucieszyłabym się z docinek Halta. Spojrzałam na łuk i strzały oparte o ścianę oraz płaszcz, powieszony obok. Nie nosiłam go, ponieważ był znacznie za cienki na panujące w Skandii warunki pogodowe. Łuk urzywałam tylko na polowaniach. Nie nosiłam go po mieście, żeby nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi. Już i tak ludzie przyglądali mi się jako ,,córce" Oberjarla. Westchnęłam. Nie miałam tu przyjaciół, ponieważ tutejsze dziewczyny myślały tylko o strojeniu się, a chłopcy mieli się za dorosłych, bo służyli już na wilczych okrętach. U nich dorosłość zaczynała się w wieku szesnastu lat, kiedy ukończą trening drużyn. Co  prawda poznałam paru chłopaków, którzy zabrali mnie na dwa czy trzy patrole na pokładzie ,,Ognistego Wilka", ale to nie było to samo co na przykład z Gilanem czy Horace'em. Owszem, dobrze się czułam w ich towarzystwie, ale nic więcej. Nasze kontakty ograniczały się jedynie do wspólnych wycieczek. A. I raz poszłam z ich skirlem, Stivem na jakieś skandyjskie święto. Stiv jest uroczy, przystojny i opiekuńczy, ale to nie Will. Nie miał ciętego dowcipu, wewnętrznego spokoju, czy pełnego radości sposobu bycia, którymi charakteryzował się Will. Pomimo starań, wciąż szukałam w nim ucznia Halta. Zacisnęłam dłoń na łańcuszku z liściem dębu, który miałam w kieszeni. Halt powiedział, żebym go zatrzymał i w razie potrzeby wrócę do Araluenu, jako dodatkowa pomoc. Uśmiechnęłam się. Na pewno szybko to nie nastąpi. Nagle dostrzegłam, że przestał padać śnieg. Postanowiłam pójść na polowanie. Złapałam łuk i kołczan i wyszłam na dwór. Ruszyłam ulicami Hallasholm, w stronę lasu. Po drodze zatrzymałam się. Obok jadłodajni stała Karina i szukała synka. Uśmiechnęłam się. Karina pochodziła z Araluenu i pare lat temu została porwana do Skandii jako niewolnica. Mikkel, jej późniejszy mąż zakochał się w niej i wykupił ją od właściciela i zwrócił wolność. Bardzo ją polubiłam. Często przychodziłam do jej jadłodajni i po zamknięciu pomagałam jej posprzątać, a potem rozmawiałyśmy o Araluenie.

-Dzień dobry Karino. Jak tam? Hal znowu się gdzieś urwał?

-Cześć Hana. Tak. Ten chłopak mnie wykończy. Pewnie znowu poleciał gdzieś i wróci z podbitym okiem. Widziałam jak ten cały Tursgud znika w uliczce, którą wcześniej poszedł Hal. A ty co? Na polowanie?

-Tak.- Uśmiwchnęłam się.- Upolować dla ciebie jakiegoś królika lub jakieś ptactwo?

-Gdybyś skarbie mogła, byłabym wdzięczna. Skończyło mi się ostatnio królicze mięso. Tam podobno pozakładałaś jakieś sidła. Może odstąpiłabyś mi z jednego?

-Albo dwa?- Podsunęłam.

-Jesteś świetna. No. Ale nie zajmuję ci dłużej czasu. Leć, zanim się ściemni. I jak spotkasz tego mojego rozrabiakę, to powiedz mu, żeby wracał pomóc starej matce.

-Dobrze, powiem mu. To do zobaczenia.

-Pa, Hanuśka!

Poszłam dalej. Po chwili zobaczyłam jakąś krzyczącą grupę chłopców. Stali dookoła jakiś dwóch i coś wołali. Chyba jakieś imię. Jeden był drobniejszy od drugiego i chyba słabszy. Po chwili rozpoznałam w nim młodego Mikkelsona. Jego przeciwnikiem był jak zwykle Tursgud. Westchnęłam. Większy chłopiec właśnie strzelił Hala pięścią prosto w twarz.

-Ty!- Krzyknęłam. Tursgud odwrócił się.

-O co chodzi?- Powiedział zaczepnie.

DSC: Przeszłość można wykorzystać (część III,IV)/zwiadowcy [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz