3.4Życie Hany

164 11 2
                                    

Obudził mnie niski, dziwny pomruk. Wargalowie. Zerwałm się przerażona i wtedy uświadomiłam sobie, że nie jestem w swoim pokoju. Znaczy owszem, byłam w swoim pokoju, ale tym dawnym. Drewniane ściany pomalowane na czarno, czarne meble, czarny dywan na podłodze, czarna pościel na czarnym łóżku. Całe pomieszczenie było przeraźliwie czarne. Ściany były gołe. Żadnych obrazków ani niczego jak w moim pokoju w chatce, dzie miałam swój portret, Willa, Gilana i nawet Halta (lady Pauline pomogła mi go zdobyć). Wstałam i podeszłam do biurka. Mimochodem zauważyłam, że byłam w szaro-zielonym płaszczu i pełnym uzbrojeniu. Widocznie zasnęłam podczas płaczu. Biurko było również gołe. Otworzyłam szufladę. Była tam sterta kartek. Niektóre były zalane atramentem, inne oblane wodą, a jeszcze inne miały na sobie plamki, które rozmyły atrament. Łzy. Wyjęłam jedną taką kartkę i wyprostowałam.

Dzisiaj na treningu znowu musiałam strzelać przez pięć godzin bez wytchnienia. Nie wolno było mi przestać. Dopiero po pięciu godzinach mogłam się napić i coś zjeść. Jako nagrodę. A potem było jeszcze gorzej. Przyprowadzili jakiegoś człowieka, którego nie znałam i miałam strzelić do niego. Pierwszy raz otrzymałam taki rozkaz i stanowczo odmówiłam. Wtedy Sewen rzucił mnię na ziemię i przycisnął mocno do suchej, nagrzanej od słońca i parzącej mnie ziemi. Miałam gołę ramiona i czułam fizyczny ból. Rano zostawiłam bransoletkę na biurku, więc odczuwałam ból. Sewen doskonale to wiedział. Krzyknęłam, gdy parząca powierzchnia zetknęła się z moim ciałem.

-Puszczaj!- Zawołałam, ale on tylko się wyszczerzył.

-Strzel do tego człowieka.

-Nie! On mi nic nie zrobił! Zresztą jest bezbronny!

-I co z tego? Przez niego cię tutaj trzymam i parzę ci skórę. Masz zrobić co ci kazałem.

Uderzył mnie w twarz i przestał przyciskać do podłoża. Mam dopiero siedem lat. Łzy zaświeciły mi w oczach. Spojrzał na mnie kpiąco.

-Nie wyj tylko strzelaj.- Kopnął mnie w brzuch, gdy pokręciłam przecząco głową. Wywróciłam się. Zaczęłam szlochać. Sewen podniósł mnie z ziemi, złapał moje ręce i wymierzył z mojego łuku do człowieka, używając do tego moich rąk. Nagle rozwarł moje palce, którymi trzymałam cięciwę. Strzała pognała w stronę człowieka. Ten szarpnął się, ale wargalowie nie pozwolili mu uskoczyć. Po chwili pocisk trafił go w pierś. Krzyknął, po czym opadł martwy na ziemię. Padłam na kolana i zaczęłam szlochać.

-Wstawaj.- Usłyszałam. Sewen kopnął mnie znowu. Siłą podciągnął mnie do góry. Potem przez kolejne siedem godzin miałam na zmianę skradać się i strzelać z kuszy. Wstałam o piątej. O szóstej zaczęły się ćwiczenia, a skończyły o dwódziestej. Trzynaście godzin treningu z przerwami na jedzenie, picie i toaletę. Jest już północ, ale ja nie mogę zasnąć. Nie zasnę, dopóki nie przeleję tego wszystkiego na papier. Nie potrafię tego udźwignąć. Jutro będę nieprzytomna, ale nie mam wyjścia. Coś czuję, że tak będzie codziennie. Gdy poszłam do taty, żeby mnie pocieszył, on tylko odepchnął mnie i warknął, że pracuje i mam nie przeszkadzać. Do brata wolę nawet nie podchodzić. Dlaczego ja?

Miejscami, na kartce widniały plamy po łzach. Tak. Do dziesiątego roku życia płakałam każdej nocy. A mając siedem lat pierwszy raz zabiłam człowieka. To był dla mnie wstrząs. Jednak już w wieku lat dwunastu stałam się zimna i bezlitosna. Nie obchodziło mnie nic poza moim zadaniem. Nic. Zadrżałam. Czy to możliwe, żeby małe dziecko było aż takie? Chyba tak. Przejrzałam resztę notatek. Wszystkie były podobnej treści. Ostatnia była z czasów, gdy miałam dwanaście lat. Żaliłam się tam na samą siebię.

Dlaczego jestem taka okrutna? Dlaczego nie robią na mnie wrażenia krzyki, jęki, zawodzenia, błagania o litość i szlochy? Dlaczego potrafię bez mrugnięcia powieką strzelić do człowieka, bo mi tak karzą? To nie jest normalne, ale jak tego nie będę robić Sewen mnie wykończy. Nie jestem normalnym dzieckiem. I nie jestem dobra. Jestem niebezpieczna.

Zapisków z późniejszych lat już nie było. Wtedy żadko byłam w domu. Głównie podróżowałam. Westchnęłam. Nie miałam łatwego życia. Pewnie dlatego tak podobało mi się życie wśród zwiadowców. Dla innych była to męczarnia i ogromny trud, ale dla mnie, po tym co miałam przez piętnaście lat to był wypoczynek. Spojrzałam w lustro. Czarne włosy sterczały mi na wszystkie strony, a oczy były zapuchnięte i czerwone jak u królika. Umyłam się szybko, uczesałam się i ubrałam w czarną suknię, a na ramiona narzuciłam czarną pelerynę. Westchnęłam, opanowałam się i wyszłam na korytarz. Kręciło się tam mnóstwo wargali. Gdy mnie zobaczyli, natychmiast się rozstąpili i wymruczeli coś co miało chyba brzmieć: ,,Czarna Królowa". Tak. Takim mianem byłam określana od trzynastego roku życia. Wielka, potężna, bezlitosna, nieśmiertelna, nie odczuwająca strachu. Och. Wierzyłam, że wszystko co robię jest słuszne, a ojciec powinien rządzić Araluenem. Jakże się myliła. Zeszłam do lochów i podeszłam do tego, w którym zamknęli Willa. Musiał usłyszeć moje kroki, bo gdy podeszłam podniósł głowę. Gdy mnie dostrzegł, zerwał się na równe nogi.

-Hana.- Wyszeptał. Jego oczy były podobnie jak moje zapuchnięte i czerwone.- Hana, ja nie wierzę. Nie wierzę, że nas zdradziłaś.- Szeptał głosem pełnym błagania.

-Will, ja...

-Nie słuchaj jej!- Usłyszałam głos Gilana. Obróciłam się w jego stronę. Siedział oparty o ścianę, a wzrok wbił w przeciwległą ścianę.

-Nie słuchaj jej.- Powtórzył.- Przyszła błagać o wybaczenie. Tłumaczyć, że nie mogł inaczej. Otóż mogła. Mogła nas nie zdradzać. Nie oddawać w ręce wargalów.

-Ty nic nie rozumiesz.- Wyszeptałam.

-A właśnie, że rozumiem i to więcej, niż ci się wydaje. Rozumiem wszystko!

Spojrzałam na Halta. Siedział na ławce ze spuszczoną głową i nic nie mówił. Był zgarbiony, co sprawiało wrażenie, że postarzał się o dobrych pięć lat.

-Halt.- Powiedziałam.

-Idź już.- Usłyszałm jego ponury głos i pierwszy raz odkąd go poznałam usłyszałam w tym głosie rezygnację.

-Jeszcze się przekonacie.- Wyszeptałam.

-Przekonamy, że karzesz nam zadać najgorsze tortury.- Wyrzucił z siebie Gilan. Will wyciągnął do mnie rękę przez szpary pomiędzy kratami. Chwyciłam ją. Była zimna. Zadrżałam.

-Ja ci wierzę.- Wyszeptał.- I nadal cię kocham.

W moich oczach pojawiły się łzy. Pragnęłam być tu razem z nim, zamknięta, a nie chodzić wolno i zajmować się takimi zwykłymi sprawami jak jedzenie czy narady. Jednak gdybym była tu z nim nie mielibyśmy szans na ucieczkę i zniszczenie całej potęgi, jaką zbudował mój ojciec.

-Jesteś strasznie naiwny.- Zwrócił się Gilan do Willa.

-Idź już.- Powtórzył Halt. Z łzami w oczach i ściśniętym sercem wyplotłam swoje palce spomiędzy palców Willa i pobiegłam schodami na górę, starając się nie rozpłakać. Były to najgorsze chwile w moim życiu.

DSC: Przeszłość można wykorzystać (część III,IV)/zwiadowcy [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz