*PONIEDZIAŁEK - 7 grudnia

149 11 51
                                    

Elena

Rano budzi mnie dzwonek budzika. Metaliczny, ale jakby melodia leciała z radia. Otwieram oczy, a Damon podnosi głowę z poduszki i zerka na mnie.

Uśmiecha się, jakby robił to, co rano. Potem zerka na zegarek.

— Boże, wstajesz do szkoły o siódmej? — pyta z niedowierzaniem.

Szukam w głowie odpowiedzi na jego pytanie, ale nie znajduję. Dociera do mnie, że nic nie pamiętam prócz wczorajszego wieczoru, a wcześniej mam w głowie tylko lato sprzed czterech lat.

— Nie wiem — odpowiadam zbita z tropu.

— No tak, zapomniałem — mówi zaspany i wtula się we mnie.

Ta bliskość jest wciąż dla mnie zaskakująca i krępująca.

— A ty? Nie wstajesz? — pytam, żeby ukryć skrępowanie.

— Wstaję, wstaję, przecież obiecałem, ale ty nigdzie nie idziesz — mówi kategorycznym tonem.

Chyba nawet nie miałam zamiaru, więc nie zaprzeczam. Nie wiem też co i komu obiecał, a on sięga po telefon na szafkę.

— Wycisz — mówi i podaje mi telefon.

Patrzę na aparat jak na zjawisko.

— Jesssu nie wiem jak — odpowiadam i chcę dotknąć wyświetlacza, ale się boję i mój palec zastyga w powietrzu. — Czyj ten telefon?

— Twój — śmieje się ze mnie i wycisza go za mnie.

Rzuca telefon na poduszkę obok mnie.

— Mój? Kto mi kupił taki kosmiczny telefon? — pytam zaskoczona i próbuję podnieść się na łokciu. Głowa już mnie tak nie boli.

Ten, który pamiętam, był malutki i zgrabny, a ten jest wielki jak tablet!

— Ostrożnie, bo znów zakręci ci się w głowie — upomina mnie, więc grzecznie kładę się z powrotem.

— Ja ci kupiłem ten telefon — prycha śmiechem i siada na łóżku.

Zerkam na niego.

— Powaliło cię? Kupiłeś mi telefon? — pytam z irytacją.

— No i co? Kupiliśmy ci go z ojcem w zeszłe Boże Narodzenie. — mówi, odwracając się do mnie półbokiem.

— Niby za co ty mi kupiłeś telefon? — pytam z niedowierzaniem.

— Pracowałem latem u ojca w tartaku. Zarobiłem, przecież nie ukradłem. — odpowiada hardo.

Wstaje z łóżka. W świetle dziennym wygląda jak mężczyzna. Barki ma szerokie i wydaje się jeszcze wyższy niż wczoraj. To trochę przerażające.

— Boże, jak tu jest zimno — mówi, obejmując się ramionami. — Poczekaj ze wstawaniem, aż wrócę. — nakazuje i znika w łazience.

Siadam mimo to na łóżku. Czekam na zawroty głowy, ale nie przychodzą. Wlepiam znów oniemiały wzrok w telefon. Aż tak się zmieniły przez cztery lata?

Moje rozmyślania przerywa Damon. Wychodzi z łazienki, ubrany w czarną bluzę z kapturem.

— Prosiłem, żebyś nie siadała — upomina mnie znów.

— Do której klasy chodzę? — pytam, zmieniając temat.

Zerka na mnie uważnie.

— Do czwartej — odpowiada i ucieka wzrokiem.

— A ty? Poszedłeś na studia? — dopytuję.

Jest przecież rok ode mnie starszy.

— Nie. — odpowiada krótko.

Otwieram szeroko oczy. Jestem zaskoczona. Jego ojciec jest przecież sytuowanym człowiekiem. To niemożliwe, że Damon nie studiuje.

— Dlaczego? — dopytuję.

Damon staje na środku pokoju. Znów widzę, że w jego głowie zachodzi proces decyzyjny i waży słowa, które chce mi powiedzieć.

— Nie zdałem w ostatniej klasie — wyznaje z krzywą miną.

Moje brwi wędrują w górę, a Damon stara się na mnie nie patrzeć. Jest mu głupio. Teraz nie dziwię się, że ważył słowa, ale czy to znaczy, że...

— Chodzimy razem do klasy? — pytam, prawie parskając śmiechem.

Zupełnie nie wiem, jakim cudem, ale mnie to rozbawiło. Damon spogląda na mnie i też się uśmiecha.

— To cię bawi? — pyta, a kącik jego ust unosi się w górę.

— Nooo nie napawa optymizmem, ale... my... razem w klasie? To musi być w dechę — zaczynam się śmiać.

Damon patrzy na mnie przez chwilę uważnie, a potem podchodzi i siada na brzegu łóżka. Znów mi się przygląda.

— Naprawdę nic nie pamiętasz? — pyta z niedowierzaniem, a jego głos brzmi smutno, choć jego usta lekko się uśmiechają.

Zaprzeczam, starając się pokręcić głową. Kołnierz jednak skutecznie mi to uniemożliwia i wyglądam jak ryba, poruszając jednocześnie barkami.

— Nic.

Damon wciąż patrzy na mnie uważnie, jakby się nad czymś zastanawiał.

— To niesamowicie dziwne, ale pogadamy o tym popołudniu, dobra? Teraz muszę się zbierać do szkoły. Pewnie tego nie pamiętasz, ale wziąłem się za naukę. Obiecałem wychowawcy, że... — zerka na mnie niepewnie. — Że w tym roku poprawię to, co zawaliłem w zeszłym.

Uśmiecham się na te słowa. Brzmią odpowiedzialnie. To niepodobne do Damona, którego pamiętam. On też zmienił się aż tak bardzo, jak telefony?

— To dobrze. — chwalę go.

— Dzwonię po ojca, ok? Pomóc ci się ubrać? — pyta, zmieniając temat i wkłada buty.

— Yyyy poradzę sobie — odpowiadam skrępowana.

Nocne pytania zaczynają do mnie wracać, ale nie chcę wypowiadać ich głośno. Może to tylko takie moje głupie myślenie. Przecież mnie i Damona nie może nic łączyć.

— Na pewno nie kręci ci się już w głowie? Na pewno dobrze się czujesz? — dopytuje.

— Na pewno, nie martw się... boli mnie tylko ten guz z tyłu głowy.

— Nic na to nie poradzę, że się martwię — przerywa mi i sięga ręką do mojej głowy. Delikatnie masuje miejsce, które boli. — Guza już prawie nie ma, ale ból pewnie zostanie na dłużej — tłumaczy, a ja patrzę na niego znów oniemiała.

I think I'm in love with YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz