*CZWARTEK - 10 grudnia

132 10 72
                                    

Elena

Rano znów wstaję wcześniej, a Damon krótko po mnie. Schodzi na dół do kuchni i ma grymas na twarzy. Wnioskuję, że ma zły humor. Pewnie się nie wyspał, bo zarwał nockę, siedząc nad książkami. Czuję się z tego powodu, trochę winna. Zamiast się uczyć, ogląda ze mną Marvela, albo jeździ po lekarzach. Obiecuję sobie, że to się więcej nie powtórzy.

Siada przy stole i opiera się łokciami o blat. Dłońmi obejmuje głowę.

— Masz dziś coś ważnego w szkole? — pytam, a on podnosi na mnie oczy.

— Nie, dlaczego? — odpowiada pytaniem na pytanie.

— Widziałam cię w nocy, jak siedziałeś nad książkami — przyznaję się od razu.

— Aaaa — wzdycha. — Nie, to nic ważnego. Chciałem poprawić matmę, ale wątpię, że mi się uda — prycha gorzkim śmiechem.

— Ważne, że się starasz — chwalę go i rozkładam talerze na stole. — Ale wiesz, nie każdy jest do tego stworzony. Ważne jest, żeby skończyć szkołę. Same piątki to chyba nie wszystko, prawda? I tak ostatecznie pójdą do szuflady i nikt nie będzie o nich pamiętał. — tłumaczę i zaparzam herbatę przy wyspie. — Na przykład, jak ja... — próbuję zażartować, żeby poprawić mu humor.

Podnosi na mnie oczy i milczy, a ja zerkam w jego stronę, gdy mi nie odpowiada. Uśmiecha się, więc chyba mi się udało.

— Kim jesteś? — pyta prześmiewczo i mruży oczy jak wąż. — I co zrobiłaś z prawdziwą Eleną?

Zastanawiam się, jaka byłam w takim razie, skoro pyta o mnie w ten sposób.

— Aż taka byłam niedobra? — pytam przekornie i nalewam herbaty do kubków.

Prycha kpiąco.

— Ty nie byłaś niedobra. Ty byłaś bezwzględna. — mówi kategorycznym tonem.

Trochę bolą mnie jego słowa. Źle mi z tym, że pamięta mnie w ten sposób. Jawię się sama sobie w myślach jakoś tak sukowato. Nie podobam się sobie i... po raz pierwszy przychodzi mi do głowy myśl, że może zanik pamięci, to dla mnie szansa na zmianę czegoś w sobie?

— Chyba nie było aż tak źle, skoro wciąż się ze mną kumplowałeś — stwierdzam podchwytliwie.

Znów podnosi na mnie oczy i wbija we mnie sugestywne spojrzenie. Uśmiecha się znów.

— Bo jesteś przekonana, że na lodowisku to był wypadek — żartuje i zaczyna się ze mnie śmiać.

— Jesteś paskudny. — karcę go, ale on wciąż się śmieje. — No właśnie, tak przy okazji, musisz mi opowiedzieć, co stało się na lodowisku, chciałabym wiedzieć — krzywię się, a Damon przestaje się śmiać i patrzy na mnie z trwogą. — Ale to kiedy indziej — bagatelizuję, żeby nie psuć mu na nowo humoru, skoro go odzyskał. — A co do bezwzględnej Eleny, to zakopałam ją za domem — znów żartuję.

— Co to znaczy? — pyta, marszcząc brwi.

— Myślałam o tym trochę. — mówię otwarcie i podaję herbatę na stół.

— I co? — dopytuje dociekliwie.

— Mój powrót do szkoły uzależniony jest od tego, czy odzyskam wspomnienia. — stwierdzam to, co wyczytałam między wierszami w słowach doktora Fella.

— Jak to? — dopytuje, wpatrując się we mnie intensywnie.

— Damon, ja nie pamiętam nic, czego nauczyłam się przez ostatnie cztery lata. Nie będę w stanie tego nadrobić. To niewykonalne. — tłumaczę, a w moim głosie słychać żal i pretensję.

Nie wiem jedynie w kogo lub w co jest wycelowana.

— No, ale przecież doktor Fell powiedział, że pamięć powinna kiedyś wrócić, prawda? — pyta.

— Ale powiedział też, że może nie wrócić. I co jeśli nie wróci? — pytam natychmiast i patrzę na niego wyczekująco, ale wiem, że nie ma dla mnie odpowiedzi, więc ciągnę dalej. — Muszę być na to gotowa. — mówię z determinacją. — Tak też może się zdarzyć. Muszę się z tym pogodzić. Nie chcę czekać, a potem być rozczarowana. Nie chcę marnować czasu na czekanie. Przemyślałam sprawę i już się chyba dosyć napłakałam. Postanowiłam, że jeśli nie odzyskam pamięci, pójdę zwyczajnie do pracy. Nie wiem jeszcze do jakiej, ale coś na pewno się dla mnie znajdzie, a szkołę będę kończyć dodatkowo. Może zapiszę się do takiej dla dorosłych. — wyznaję. — Nie chcę już płakać. Wiem, może się to wydawać trudne, ale ja nawet nie pamiętam, co straciłam, więc... to chyba nieistotne, prawda? — wyłuszczam mu wszystkie swoje przemyślenia i jest mi z tym jakoś lżej.

Damon milczy i patrzy znów na mnie w ten sposób, który mówi mi, że waży jakąś informację dla mnie, ale ostatecznie nic nie mówi. Chyba się zagalopowałam, mówiąc, że nie pamiętam, co straciłam i że to chyba nie ma znaczenia, bo... co jeśli straciłam wspomnienia o nas? Nie chcę, żeby tak myślał.

Wychodzi bez słowa do szkoły, a ja sprzątam kuchnię i zastanawiam się co ze sobą począć. Zastanawiam się, co zazwyczaj robi się przed świętami i wpadam na pomysł, że przecież zawsze przed świętami piecze się pierniki. Sprawdzam więc przepis w internecie i ochoczo zabieram się do pracy. Rozmach jest tak wielki, a moja wena tak niepohamowana, że w południe mam już chyba sto ciasteczek, a drugie pół czeka na upieczenie, ale muszę odpocząć. Ogarnia mnie potężne zmęczenie, bo chyba porwałam się z motyką na słońce. Kładę się w pokoju Damona i oglądam kolejną część Marvela. Znów bez Damona. Zabije mnie za to, ale pokusa jest zbyt duża. Potem znów schodzę na dół i piekę resztę ciastek. Schodzi mi na tym aż do powrotu Damona.

— Elena! — wrzeszczy od progu, gdy tylko udaje mu się go przekroczyć. — Elena!

— Jestem w kuchni — wołam do niego.

Wpada do kuchni jeszcze w kurtce, ale już bez butów.

— Zobacz! — nakazuje i wyciąga do mnie jakąś kartkę.

Biorę ją do ręki. To test z matematyki. Jest na nim ocena B. Zerkam na Damona. Jest uśmiechnięty od ucha do ucha.

— Udało mi się! — mówi z zadowoleniem i całuje mnie szybko w policzek.

Wybiega z kuchni, szarpiąc się z kurtką i zostawia mnie znów oniemiałą z odciskiem swoich ust na policzku. Chwytam się za niego i uśmiecham sama do siebie, a Damon wraca do kuchni, już bez kurtki. Chce coś powiedzieć, ale kiedy widzi, że trzymam się za policzek, peszy się na chwilę, a potem szybko odzyskuje rezon.

— Co ty na to? — mówi radośnie, dając upust emocjom.

— Wygląda imponująco — chwalę go, znów zerkając na kartkę.

Kompletnie nie wiem, co to za zadania i czuję się z tym nieswojo. Chyba czuję też zazdrość. Chciałabym to umieć. Czuję, jak nastaje to na moją ambicję.

— Ty rozwiązałabyś to pewnie idealnie, ale...

— Nie mam pojęcia, co tu jest napisane — przerywam mu i parskam śmiechem.

Damon staje jak wmurowany i rozgląda się po kuchni.

— Jezu, co to jest? — pyta o pierniki.

Jest ich cały stos. Część już ozdobiona lukrem, a część jeszcze nie.

— Siadaj i ozdabiaj — mówię do niego wyzywająco.

Zerka to na mnie to na pierniki. A potem porywa kilka ze stołu i ucieka.

— Jedyne co mogę z nimi zrobić, to je zjeść — śmieje się i pakuje je sobie do ust.

Gonię go wkoło stołu, ale nie udaje mi się go dogonić. Dopiero gdy celowo zawraca, wpadam mu z impetem w ramiona. Znów całuje mnie w policzek i okręca się wokół własnej osi, żeby wydostać się z moich rąk niczym spirala.

— Są pyszne, dlatego zjem jeszcze kilka — śmieje się i znów porywa kilka ze stołu.

Nie mam siły go gonić, poza tym znów czuję się onieśmielona jego zachowaniem.

— Pomóż mi chociaż posprzątać — narzekam na niego, a on wpycha sobie znów kilka pierników do ust.

— Dobrze proszę pani, ale to kosztuje jeszcze pięć pierników. — śmieje się i prawie dławi tym, co ma w ustach.

Parskam śmiechem i zaczynam zbierać foremki ze stołu, cały czas czując jego usta na policzku. Damon zjada jeszcze siedem, nie pięć pierników i też bierze się za sprzątanie. Kiedy wszystko jest w miarę ogarnięte, siadam na blacie obok zmywarki, do której Damon wrzuca ostatnie brudne naczynia. Teraz albo nigdy — myślę sobie. Już dłużej nie ma co zwlekać. Muszę to wiedzieć.

— Damon? — pytam niepewnie.

— Yhm? — odpowiada, myjąc ręce nad zlewem.

— Czyyy... my... — urywam, bo nie wiem, jak dobrać słowa.

Odwraca się i wlepia we mnie oczy.

— Co? — dopytuje i sięga po papierowy ręcznik, żeby wysuszyć ręce.

— Czy my... — zaczynam znów, ale jego spojrzenie jest tak intensywne, że nie umiem wykrztusić z siebie ani słowa.

— No co? Mów, śmiało — ponagla mnie, a w jego głosie słychać zrozumienie.

— Czy my... no wiesz, może to głupie, ale... czy ja i ty... czy między nami zaszła jakaś zmiana, której nie pamiętam?

Jego oczy otwierają się szeroko na ułamek sekundy, ale szybko mruga nimi kilka razy i znów wlepia we mnie wzrok. Patrzy na mnie uważnie, jak za każdym razem, gdy wydaje mi się, że w jego głowie zachodzi jakaś decyzja.

— Przypomniałaś sobie coś? — pyta ostrożnie i zastyga w bezruchu.

— Nie, ale... wydaje mi się, że to, co pamiętam, jest zupełnie inne od tego, co teraz dzieje się między nami. — mówię jednym tchem, nie wiedząc, jak dokładnie opisać to, co mam na myśli, a serce wali mi w piersi, jak oszalałe. — Nie wiem, może się mylę i może to ci się wydać śmieszne, ale ja jestem kompletnie rozbita. Nie wiem, na czym stoję, nic nie pamiętam i sama już nie wiem... może po prostu dla ciebie wciąż jesteśmy kimś, kim nie jesteśmy w mojej głowie — próbuję się wytłumaczyć, a głos mi drży, jakbym miała się za chwilę rozpłakać.

Damon znów patrzy na mnie chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał i jakby w jego głowie znów grube sito przesiewało informacje dla mnie, a potem podchodzi do mnie i staje między moimi nogami.

Uciekam wzrokiem. Jest mi niezręcznie. Pewnie się wygłupiłam.

— Spójrz na mnie — mówi cicho i obejmuje moje policzki, zmuszając mnie, żebym popatrzyła na niego. Robię więc, co nakazuje.

— Co masz na myśli, powiedz wprost — żąda, choć już chyba dobrze wie, o co mi chodzi.

Wzdycham.

I think I'm in love with YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz