*WTOREK - 8 grudnia

123 11 53
                                    

Elena

Leżę w łóżku i gapię się w sufit. Jest bardzo wcześnie rano, a ja już nie śpię, bo poszłam spać z kurami. Rozglądam się wokoło. Mój pokój jest ciepły i choć ciemny z powodu obitych drewnem ścian, to przytulny. Siadam na łóżku. Czekam na zawroty głowy, ale nie nadchodzą. Cieszy mnie to, choć wciąż nie wraca do mnie pamięć. Uderza we mnie myśl, że może już nigdy do mnie nie wróci. Czuję przerażenie. Nie wiem, jakie byłyby tego konsekwencje. Co ze szkołą? Co z moim dalszym życiem? Ta perspektywa mnie przeraża, ale z drugiej strony myślę, że przeżyłam w życiu gorsze rzeczy i chyba utrata pamięci, nie jest jedną z nich. Przecież żyję, mam się nie najgorzej, chyba warto to docenić. Ta myśl mnie trochę uspokaja. Poza tym, jakie mam inne wyjście? Nie mam, więc nie mam zamiaru przysparzać sobie stresu, od którego czuję, jak sztywnieje mi kark, a głowa znów zaczyna pulsować. Muszę się uspokoić. Zająć czymś.

Wstaję z łóżka.

Dziś mam porozmawiać z wujem Johnem na skypie i liczę, że może coś mi się przypomni, gdy go zobaczę. Wstaję z łóżka i wychodzę na korytarz. Zaglądam do pokoju Damona i staję jak wmurowana. Śpi jeszcze, ale nie on przyciąga mój wzrok. Pokój świeci czystością i to wciąż nie to szokuje mnie najbardziej. Damon przestawił meble. Jego łóżko nie stoi już na środku, lecz bardziej pod ścianą, a biurko pod oknem zamiast tam, gdzie wczoraj na prawo. Wszystkie rzeczy choć poukładane, mają nowe miejsca. Zastanawiam się, dlaczego tak zrobił, ale dochodzę do wniosku, że może po prostu potrzebował odmiany? Kiedyś, za czasów, które pamiętam, też było tu inaczej wszystko poukładane. Najwidoczniej Damon lubi zmiany. Zerkam znów na niego. Śpi na brzuchu z policzkiem przyciśniętym do poduszki. Uśmiecham się sama do siebie, to się nigdy nie zmieni.

Schodzę do kuchni. Siadam przy stole i sama nie wiem, co ze sobą począć. Rozglądam się wokoło. Wszystko jest takie, jakim zapamiętałam. Ekspres do kawy stoi na blacie koło lodówki, a meble nie zmieniły koloru. Wczoraj wieczorem jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Wpadam na pomysł, żeby przygotować śniadanie. Wstaję więc z krzesła i ochoczo zabieram się za przygotowania. Pewnie będzie wszystkim miło, jak zjedzą dobre śniadanie. Wyciągam wszystko, czego mi potrzeba z lodówki i przygotowuję kanapki i herbatę. Kiedy prawie kończę, czuję za plecami czyjąś obecność.

Odwracam się jak porażona.

— Cześć — mówi zaspanym głosem Damon, a ja mam prawie zawał.

Wciąż w spodniach z dresu i podkoszulku, z włosami potarganymi niczym siano, szczerzy się do mnie, bo doskonale zdaje sobie sprawę, ze mnie wystraszył.

— Wystraszyłeś mnie — mówię z wyrzutem.

— Wiem — mówi wesoło. — Chciałem cię wystraszyć. Myślałem, że to jakiś złodziej włamał nam się do lodówki, więc przyszedłem sprawdzić. — żartuje.

Wciąż stoi nade mną i patrzy na mnie z góry. Jego oczy są bardziej niebieskie niż zazwyczaj i nie wiem, dlaczego zwracam na to uwagę. Przecież wiem, że ma nienaturalnie niebieskie oczy.

— Co robisz? — pyta, rozglądając się po blacie.

— Śniadanie — wykrztuszam z siebie. — Ale nie umiem sobie porazić z tym — odwracam się znów przodem do blatu i pokazuję mu słoik z dżemem.

Obejmuje mnie z obu stron i chwyta słoik. Odkręca z łatwością, a ja zerkam na niego w górę, zaskoczona. Uśmiecha się do mnie. Zastanawiam się, czy to normalne, czy on właśnie ze mną flirtuje? To takie głupie. Męczą mnie te domysły, ale nie wiem, jak zapytać wprost i chyba boję się odpowiedzi.

— Siadaj do stołu — próbuję jakoś ukryć moje skrępowanie.

— Pomogę ci — mówi, a ja czuję jego dłonie na talii.

— Nie musisz, już wszystko gotowe. Siadaj — nakazuję mu, a on posłusznie robi, co każę, ale teraz zamiast rąk na talii, czuję wciąż na sobie jego wzrok i nie wiem, co bardziej mnie krępuje.

— Podoba mi się to, choć nie powinnaś się przemęczać — mówi upominająco o śniadaniu, ale z uśmiechem. — Może zostałabyś tu na zawsze? — pyta żartobliwie.

— Jako twoja gosposia? — pytam zadziornie i gryzę się w język.

Niepotrzebnie zadałam to pytanie.

Damon zwiesza głowę i ze speszonym uśmiechem kręci talerzem na stole. Zbiera się, żeby mi odpowiedzieć, ale przerywa mu pan Salvatore.

— Dzień dobry kochani — mówi donośnie, pojawiając się w progu. — A cóż to za wspaniały początek dnia? — pyta, widząc śniadanie na stole.

Uśmiecham się do niego, a Damon wykrzywia usta w grymasie.

— Wstałam dziś wcześniej i pomyślałam, że przygotuję — tłumaczę mu.

Zerkam na Damona, a on uśmiecha się do mnie i znów zaczyna wodzić za mną wzrokiem. Mało tego przygryza wargę, jakby sam był tym skrępowany. Czuję się dziwnie, ale podoba mi się to.

Po śniadaniu Damon wychodzi do szkoły, żegnając mnie wymownym spojrzeniem i sama nie wiem, co ono ma oznaczać.

W południe łączę się z wujem Johnem na skypie.

Wuj John, brat mojego taty, jest archeologiem i ciągle podróżuje, ale poza nim nie mam nikogo. Niezbyt się lubimy, ale gdyby mnie nie przygarnął po śmierci rodziców, najpewniej skończyłabym w rodzinie zastępczej, dlatego staram się nie być niewdzięczna i okazuję mu należny szacunek.

— Halo, halo? Elenka? — mówi do mnie z ekranu laptopa głos wuja, ale jego twarz się nie pojawia.

— Halo! Słyszę cię, ale nie widzę — mówię podekscytowana do czarnego ekranu.

— A...a...a...a.... teraz? — znów się odzywa, ale głos się rwie i wciąż go nie widać.

Nagle pojawia się, a ja zdaję sobie sprawę, że nawet nie wiem, gdzie on jest.

— Jesteś wciąż w Argentynie? — pytam, a on prycha śmiechem, ale na ekranie wciąż tylko się uśmiecha.

Po chwili widzę, jak prycha. Video nie nadąża za audio.

— Nie, jestem w Egipcie — odpowiada mi jego głos, a usta poruszają się wolniej.

— Kurde, nic nie pamiętam, strasznie mi z tym źle — skarżę się.

— A jak się czujesz? — pyta.

— W sumie to chyba nie jest źle, tylko ta pamięć mi szwankuje — tłumacze mu.

— To tyle dobrze, bę....dę t...chę spo...jni...jszy — mówi, a połączenie znów się rwie. Wnioskuję, że powiedział, że będzie spokojniejszy. — Tu... est burza pia...ssssskowa.

Połączenie jest niestabilne. — pokazuje się komunika na ekranie, a po chwili połączenie całkowicie zostaje zerwane.

Wzdycham. To byłoby na tyle, ale odzywa się mój telefon. Dzwoni dziwny numer, a w mojej pamięci pojawia się informacja, która mówi mi, że to wuj dzwoni z telefonu satelitarnego.

— Halo? — mówię do słuchawki.

— Elenaka, tu właśnie trwa burza piaskowa, ale dobrze było cię widzieć choć przez chwilę. — mówi do mnie spokojnym głosem. — Mam jednak nieciekawą sytuację z biletem lotniczym. Nie wiem, czy zdołam przylecieć — mówi smutno i mi samej też jest przykro.

— Rozumiem — mówię z wyrozumiałością.

Wiem, że ma trudną pracę.

— Poprosiłem Giuseppe, aby zamówił serwis, który wymieni piec. Dość już utrapień z tym starym, jak myślisz? — pyta, jakby chciał mi tym coś wynagrodzić.

— Chyba czas najwyższy — niby żartuję, ale nie mam pojęcia, w jakiej kondycji jest piec.

Nie wiem dlaczego, ale zasmuciła mnie informacja, że wuj nie przyleci na święta.

— Muszę kończyć — odzywa się znów. — Postaram się zadzwonić za parę dni, dobrze?

— Dobrze.

— Elena?

— Tak?

— Naprawdę mi przykro.

— Tak wiem, mi też — mówię smutno.

W słuchawce zapada głucha cisza, a potem pojawia się przerywany sygnał. Rozmowa znów została przerwana.

W progu pojawia się pan Salvatore.

— Przykro mi — mówi do mnie, dając mi do zrozumienia, że wie, o czym rozmawiałam z wujem. — Spędzimy święta razem, jeśli nie przyleci, nie martw się — próbuje mnie pocieszyć. — A tymczasem, może zagramy w szachy? To chyba pamiętasz? — uśmiecha się do mnie miło.

Tak, pamiętam, że lubi szachy i pamiętam, jak się w nie gra. Sam mnie tego nauczył i to też pamiętam. To naprawdę poprawia mi humor. Nareszcie w mojej głowie jest coś, co pamiętam.

— Chętnie — odpowiadam i wstaję z miejsca.

Kiedy gramy już którąś partię, do domu wraca Damon.

— Błagam, powiedz, że to pamiętasz, a nie że sobie przypomniałaś? — narzeka, widząc szachownicę.

Parskam śmiechem.

— Pamiętam, a dlaczego byłoby źle, gdybym sobie przypomniała? — pytam rozbawiona.

— Ze wszystkich rzeczy na świecie miałabyś sobie przypomnieć najgorszą rzecz? — zadaje pytanie w eter. — Chociaż... chyba w sumie są gorsze. — podaje w wątpliwość swoje przypuszczenie, ale ponieważ wiem, że i tak mi nie zdradzi, co byłoby gorsze, to puszczam jego uwagę mimo uszu. — Kiedy kończycie? — pyta.

— Jeszcze partyjka i koniec — informuje go pan Salvatore, a ja przytakuję.

— Czyli całe wieki — zrzędzi i wychodzi z biblioteki.

Kończymy partię, a wraz z jej końcem znów wraca do mnie zły humor. Dziękuję panu Salvatore za miłe popołudnie i wracam do siebie.

— Elena? — woła mnie Damon, gdy mijam jego pokój.

Przystaję, a on wychodzi do mnie przed drzwi.

— Coś się stało? — pyta, bo chyba z daleka widać, że mam nieciekawy humor.

— Wuj nie przyleci na święta i w sumie to nie wiem, dlaczego, ale jest mi z tego powodu smutno — żalę się, a Damon uśmiecha się na moje słowa.

— To super się składa — mówi zadowolony.

Patrzę na niego jak na wariata.

— Mam dla ciebie coś na pocieszenie. Prawdziwą petardę — mówi z przechwałą w głosie.

Chwyta mnie za rękę i wciąga do swojego pokoju. Nakazuje usiąść na łóżku. Sam siada obok mnie i bierze pilota do ręki.

— Nic nie rozumiem, możesz mi wyjaśnić, co to za petarda? — pytam zdezorientowana. — Chodzi o przemeblowanie?

— Mam dla ciebie wcześniejszy prezent gwiazdkowy — mówi znów zadowolony z siebie, a ja podnoszę brwi pytająco. — O ile umiem liczyć do dziesięciu, to jestem przekonany, że masz jedenaście zaległych filmów do obejrzenia. Czyli całą III fazę Marvela. — mówi z takim przekonaniem, że aż mu głos drży.

— Trzecią fazę? — otwieram szeroko oczy. — Wyszła TRZECIA FAZA? — pytam z niedowierzaniem.

— Yup! Cztery lata to sporo czasu. Jakieś jedenaście części, które widziałaś chyba tysiąc razy, ale .... cóż wychodzi na to, że amnezja ma też swoje dobre strony! — triumfuje.

Chwytam się za głowę.

I think I'm in love with YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz