*CZWARTEK - 17 grudnia

117 11 27
                                    

Elena

Rano nie budzi mnie ani budzik, ani buziak, nic. Chyba jest wcześnie rano. Otwieram oczy, a tuż przed nimi jawi mi się pokój Damona. Zegar na ścianie pokazuje godzinę siódmą trzydzieści. Do mojej głowy napływają nocne wydarzenia. Przymykam oczy. Widzę pod powiekami Damona. Jego nabrzmiałe z podniecenia usta i słyszę w podświadomości, jak drży mu oddech. Słyszę swoje imię, które szepcze mi co chwila do ucha. Uśmiecham się sama do siebie i odwracam w jego stronę, ale łóżko jest... puste.

Zerkam raz jeszcze na zegar. Jest siódma trzydzieści, nic nie pomyliłam.

— Damon? — wołam go, sądząc, że jest w łazience.

Nie odpowiada mi, więc nasłuchuję, czy dochodzi z niej jakiś odgłos.

Nic.

Głucha cisza.

Dotykam jego poduszki. Jest zimna. Kiedy wyszedł? Musiał to zrobić już jakiś czas temu, a jest bardzo wcześnie. To mnie lekko niepokoi.

Siadam na łóżku. Rozglądam się po pokoju. Nie ma plecaka, z którym chodzi do szkoły. Czuję się z tym dziwnie. Nie powinno być tak, że budzimy się razem i chociaż to krępujące, to na krótką chwilę powinniśmy się przytulić? Pocałować? Spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć, jak było? Jakie są nasze odczucia? Jak się z tym czujemy? Ja czuję się wspaniale. Nie mam co prawda porównania i nie wiem, czy noc należy do udanych, ale skoro czuję się wspaniale, to noc, jaka by nie była, znaczy, że należy do udanych. Damon był czuły i delikatny. Uważny. Dopytywał o wszystko, a jednocześnie był namiętny i sprawiał, że wszystko było bardziej, mocniej odczuwalne. Całował mnie tak, jak jeszcze nigdy. Wciąż powtarzał, że to najwspanialsza noc, jaką przeżył. Dlatego dziwi mnie, że już wyszedł. Jakby uciekł. Czyżby krępowało go tak bardzo, to, co zaszło, że nie był w stanie spojrzeć mi w oczy?

No bo raczej nie uwierzę, że mu się nie podobało.

A może?

Nie. To niemożliwe.

Zerkam na drzwi.

A może zwyczajnie zszedł na dół przygotować śniadanie? — pytam sama siebie w myślach.

Wstaję więc i idę do swojego pokoju. Ubieram się i schodzę do kuchni. Nie zastaję go tam jednak. Wyglądam z kuchni do holu. Jego butów i kurtki też nie ma. Wracam i siadam przy stole. Zastanawiam się, czy wróci jeszcze przed szkołą, czy już nie i dlaczego?

Na tych rozmyślaniach schodzi mi dobre czterdzieści minut. Zza okna dochodzi mnie odgłos szkolnego autobusu. Wstaję i podchodzę do okna, jednak po Damonie nie ma ani śladu. Nie wsiada do autobusu, a pan O'Brien czeka chwilę, a potem odjeżdża. Wtedy dochodzę do wniosku, że Damon wyszedł i do popołudnia już nie wróci.

Czuję się z tym dziwnie. Niepokoi mnie to. To nie jest normalne.

Zabieram się za przygotowywanie śniadania dla mnie i dla pana Salvatore. Na szczęście w trakcie pan Salvatore nie dopytuje o Damona, bo nie wiem, co miałabym mu odpowiedzieć.

Do południa znów piekę pierniki, bo nie wiem, co ze sobą począć. W południe wpada doktor Fell.

— Jak się masz moja pacjentko? — wita się ze mną radośnie.

— Chyba dobrze, dziękuję — odpowiadam miło.

— Jak twoja pamięć? — dopytuje z uwagą.

Kręcę głową przecząco, że nic do mnie nie wraca, a on wzdycha.

— Myślę — zaczyna, ale urywa i zerka na mnie. — Myślę, że nie ma się co łudzić, że wróci w całości. — mówi z żalem.

— Tak, wiem panie doktorze, już chyba nawet przywykłam do tej myśli — przytakuję.

— Mogę się też mylić. — dodaje szybko, podważając swoje wcześniejsze słowa. — Umysł ludzki jest niezbadany, jak dno Oceanu Atlantyckiego — próbuje mnie pocieszyć.

Znów kiwam głową na tak.

— Byłaś już na zewnątrz? Widziałaś się z kolegami i koleżankami z klasy? — pyta zaciekawiony.

Otwieram szeroko oczy.

— Nie — zaprzeczam natychmiast. — To mnie przeraża. Nie chcę.

Uśmiecha się do mnie z pobłażaniem.

— Powinnaś. Świat nie jest taki zły — mówi z przekonaniem i zerka na stół. — Pięknie pachną, czy mogę się poczęstować? — pyta o pierniki.

— Oczywiście, przepraszam, nie zaproponowałam. Proszę się częstować. Może zaparzę herbaty? — pytam uprzejmie.

— Nie, nie, to zbędne. Za chwilę mam kolejną wizytę. Muszę lecieć. Wpadłem tylko powiedzieć ci, że ustaliłem kolejny rezonans. Za dwa miesiące. — tłumaczy i zjada piernika. — Eleno! One są wyśmienite. — chwali. — Nawet w piekarni u mojej siostrzenicy nie są tak pyszne.

— Dziękuję, to miłe co pan mówi. Mam ich tu całą piekarnię, jak pan widzi. — żartuję. — Zapakuję panu kilka na wynos. — dodaję i zabieram się za szukanie woreczka.

Kiedy podaję pierniki doktorowi, ten nagle zastyga i patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.

— A może skoro nie chcesz wyjść do szkoły, to może chociaż wyjdziesz do piekarni? Moja siostrzenica szuka pomocy na okres świąt, co ty na to? Mogłabyś piec pierniki i dostarczać je do jej piekarni — mówi z zachwytem.

Patrzę przez chwilę na niego osłupiała, ale pomysł bardzo mi się podoba.

— No nie wiem, a jeśli nie będą klientom smakowały? — pytam nieśmiało.

— To wykluczone. Są wprost wyborne, dzięki czemu wpadnie ci trochę grosza — znów chwali pierniki i wyciąga telefon z kieszeni. Wybiera numer i przystawia telefon do ucha. — Halo? Jenna? — łączy się po chwili. — Znalazłem elfa, który uwielbia piec pierniki. W dodatku dysponuje własną kuchnią. Ma ich jakieś kilka tuzinów w zanadrzu. Co ty na to? — pyta kobietę po drugiej stronie słuchawki. — Tak? To wspaniale! — kończy rozmowę okrzykiem radości i zerka na mnie. — Jenna czeka na ciebie jutro, zdążysz?

Uśmiecham się zadowolona.

— Oczywiście! — przytakuję, a w głowie układam już plan całej akcji piernikowej.

Doktor Fell wychodzi, zostawiając mi adres piekarni, a ja podwijam rękawy i biorę się do pracy. Pracuję w pocie czoła, aż do powrotu Damona. Nie myślę o tym, że rano wyszedł wcześniej i już nie dopatruję się w tym niczego dziwnego. Jestem podekscytowana propozycją, jaką złożył mi doktor Fell i staram się naprawdę misternie ozdobić pierniki. Chcę, żeby prócz walorów smakowych, również cieszyły oko. Jedne są kolorowe, a inne tylko z białym lukrem. Wyglądają naprawdę imponująco. Jestem z siebie dumna.

Kiedy wraca Damon, witam go szerokim uśmiechem.

— Dostałam propozycję pracy! — chwalę się radośnie. — Będę piekła pierniki dla siostrzenicy doktora Fella, prawda, że wspaniale? — pytam zadowolona, ale on ucieka wzrokiem.

Uśmiecha się nieznacznie i bez słowa idzie na górę do swojego pokoju. Przypominam sobie o nocy, którą spędziliśmy razem. Wycieram ręce w ścierkę i idę za nim.

— Damon? — mówię do niego, gdy zastaję go leżącego na łóżku, plecami do mnie. — Nie cieszysz się razem ze mną? — pytam z żalem.

— Oczywiście, że się cieszę — przytakuje, ale gburliwie.

— Powiesz mi, co się stało? — pytam ostrożnie.

— Nic, jestem zmęczony — odpowiada.

— Porozmawiamy? — znów pytam.

Widzę, że ciało mu się spina.

— O czym? — pyta, ale wciąż nie odwraca się do mnie przodem.

— O dzisiejszej nocy? — pytam z lekką drwiną, ale niepewnie.

— Nie mamy o czym rozmawiać. To był błąd — warczy na mnie.

Jego odpowiedź dosłownie mnie zatyka.

— Że co? Nie podobało ci się? — pytam z niedowierzaniem.

Zrywa się z łóżka jak oparzony.

— W tym rzecz, Elena, że podobało mi się za mocno! — wydziera się na mnie i dysząc, patrzy na mnie morderczym spojrzeniem. — A nie powinno!

— Nic nie rozumiem — mówię, a strach wlewa się we mnie potężną falą. — Wyjaśnij mi — proszę go i podchodzę bliżej.

Chwytam go za rękę, ale on wyszarpuje mi ją z dłoni i syka.

— Nie dotykaj mnie. — mówi z grymasem na twarzy.

— Dlaczego? — pytam płaczliwie.

— Bo nie.

— Ale ja chcę cię dotykać — mówię z płaczem. — Co się stało? — pytam. — Nie chcesz mnie już? Dlaczego? Nic nie rozumiem, Damon, boję się.

Nagle przytomnieje. Sięga po mnie i przyciąga do siebie. Przytula mocno.

— Chcę. — mówi zdyszany. — Tylko ciebie na całym świecie chcę.

Zerkam na niego w górę.

— Ja też chcę ciebie — mówię szeptem — Dziś było wspaniale. — dodaję.

— Naprawdę? — pyta. — Elena, ja na ciebie nie zasługuję. — dodaje szybko z grymasem na twarzy. — Nigdy nie zasługiwałem. — wyznaje.

— Dlaczego? Przecież mnie kochasz, a ja kocham ciebie — mówię i patrzę mu prosto w oczy, a potem na jego usta.

Opiera czoło o moje czoło i wzdycha. Wiem, że oboje myślimy o tym samym. Nie wiem, co we mnie wstępuje, ale sięgam po jego usta, a one mi się poddają. To mnie uspokaja. Chwytam go za bluzę i ciągnę w stronę łóżka.

~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~***~~~~~~~~~***~~~~~~~~~***~~~~~~~~~***~~~~~~~~~

Oł fak. Oesuuu. Damon ma wyrzuty sumienia, ale nie jest w stanie oprzeć się Elenie.

To brnie do takiej katastrofy, że ja chyba przestanę pisać :D Niech się dzieje co chce.

Spokojnie. Napiszę.

Do jutra. Rozdział już redi ;)

Sev.

I think I'm in love with YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz