*NIEDZIELA - 13 grudnia

135 11 35
                                    

Elena

Nad ranem ze snu wybudza mnie koszmarny sen. Śni mi się, że jestem w szkole i że nauczyciel wywołał mnie do odpowiedzi. Stoję przed całą klasą przy tablicy, a nauczyciel szydzi, że jestem głupia i nic nie umiem. Czuję, jak gula rośnie mi w gardle, a śmiech uczniów staje się coraz głośniejszy. Szukam wzrokiem Damona i jego niebieskich oczu, ale nigdzie go nie ma, a jedyne niebieskie oczy, jakie jestem w stanie dostrzec, należą do chłopaka siedzącego w drugiej ławce. Patrzy na mnie szyderczo i śmieje się głośno. Wytyka mnie palcem. Czuję się rozczarowana jego zachowaniem.

— Dlaczego się ze mnie śmiejesz? Przecież to nie moja wina, że nic nie pamiętam! — krzyczę na niego, ale on wcale nie przestaje. — Matt! — krzycę jego imię, które nie mam pojęcia, skąd znam i wybudzam się przerażona.

Dyszę ciężko, a lęk nie ustępuje. Wlewa się w moje wnętrze ogromną, paraliżującą falą i dosłownie tonę w nim. Mam ochotę płakać i krzyczeć jak przed chwilą na chłopaka.

— To tylko sen — mówię głośno, starając się sama siebie uspokoić. — To był tylko sen — powtarzam, ale spokój do mnie nie wraca.

Rozglądam się na boki. Na dworze jest jeszcze ciemno. Zapalam więc lampkę drżącą ręką, ale nawet światło mi nie pomaga. Mam wrażenie, że przestrzeń, która otwiera się przede mną dzięki światłu, budzi jeszcze większy lęk. Gaszę szybko lampkę. Mam ochotę schować się... w ramiona Damona.

— Damon... — mówię głośno jego imię, jakbym go przywoływała i wstaję szybko z łóżka.

Wychodzę na korytarz. Jest tu chłodniej niż w pokoju, a ja jestem na boso i tylko w krótkiej piżamie. Wchodzę bez zastanowienia do pokoju Damona i staję na środku. Spacer przez korytarz trochę mnie otrzeźwił i teraz sama nie wiem, jak się zachować.

Damon unosi głowę z poduszki.

— Elena? — pyta zaspanym głosem.

— Boję się, miałam straszny sen — mówię płaczliwie.

Damon podnosi się szybko z łóżka i podchodzi do mnie. Obejmuje mnie i mocno przytula do siebie.

— Nie bój się, jestem przy tobie — mówi z troską i dopiero jego słowa trochę mnie uspokajają.

— Śniło mi się, że byłam w szkole. Ja nie chcę tam wracać Damon. Boję się. — zaczynam płakać.

— Nie bój się. — mówi wciąż uspokajająco. — Nigdzie nie pójdziesz. Nikt cię do tego nie zmusza. — tłumaczy mi.

— Mogę zostać u ciebie? Nie chcę wracać do mojego pokoju. — proszę go.

Damon ogląda się na swoje łóżko.

— Dobrze. Chodź, położymy się. Zmarzłaś. Możesz spać ze mną do rana — mówi łagodnie i ciągnie mnie w stronę łóżka.

Kładziemy się w ciepłej wciąż pościeli, a Damon mocno przytula mnie do siebie i ociera mi łzy.

— Już dobrze — uspokaja mnie. — To był tylko sen. Już. Nic się nie dzieje. Jesteś tu ze mną. Nie bój się, to był tylko sen — szepcze i całuje mnie w czoło.

Wtulam się w niego. Jest ciepły i czuję, jak dzięki temu ciepłu, wraca do mnie spokój. Robi się cicho. Damon głaszcze mnie po włosach, a jego oddech staje się spokojny. Słyszę, jak miarowo bije jego serce i to mnie usypia.

Rano budzę się całkowicie spokojna. Otwieram oczy, a Damon otwiera swoje tuż po mnie i uśmiecha się do mnie.

— Dzień dobry — mówi zaspanym głosem. — Jak się czujesz? — pyta.

Nocny koszmar w świetle dziennym wydaje się wcale nie straszny i robi mi się głupio.

— Przepraszam — mówię cicho.

Damon podnosi głowę z poduszki.

— Za co? — pyta zdziwiony.

— Za tę nocną histerię — próbuję się wytłumaczyć.

Przyciąga mnie do siebie.

— Ale dzięki niej, mam cię w łóżku — żartuje, mówiąc mi wprost do ucha.

Wplata nogi w moje nogi i całuje mnie za uchem.

— Czy to znaczy, że zmieniłeś zdanie i porozmawiamy o seksie? — pytam ze śmiechem.

Natychmiast odpycha mnie ostentacyjnie od siebie.

— Tylko jedno ci w głowie, zboku — mówi, udając, że jest obrażony.

— Oj Damon, nie udawaj cnotki — żartuję z niego.

— Że co? — wybucha i podnosi się na łokciu, a ja parskam śmiechem.

Przysuwam się do niego z powrotem.

— Nie wierzę, że jesteś taki święty — zaczynam szeptać sugestywnie i wsuwam mu ręce pod koszulkę. To zachowanie jest mi obce, ale jemu chyba nie. Przecież na pewno już nie raz trzymałam ręce pod jego koszulką i to dodaje mi pewności siebie.

Jego ciało jest rozgrzane snem, a skóra szorstka.

— Nie jestem święty, ale trzymaj łapy przy sobie, bo za siebie nie ręczę — zaczyna się śmiać razem ze mną.

Wtula się we mnie i znów całuje mnie za uchem. Nie broni się przed moim dotykiem i to mi się bardzo podoba. Podoba mi się, że mi się poddaje i że mój dotyk ma na niego taki wpływ. To jest podniecające. Ta inicjatywa, która wychodzi z mojej strony, też.

— A jaki jesteś? — pytam, szepcząc mu do ucha.

Podnosi głowę i patrzy na mnie z góry.

— Próbujesz mnie uwieść? — parska śmiechem.

Nic sobie jednak z tego nie robię.

— A gdyby tak było? — pytam przekornie.

Sama nie wiem, co we mnie wstępuje, ale to niesamowicie przyjemne i dobrze się czuję z tą pewnością siebie.

— To zapytałbym, kiedy do tego doszło? — znów się śmieje.

— Do czego dokładnie? — pytam zaciekawiona i wciąż trzymam ręce pod jego koszulką.

Dotyk jego skóry i jej ciepło są przyjemne i wywołują poczucie bliskości i intymności.

— Do tego, że to ty zawstydzasz mnie, a nie ja ciebie — tłumaczy i uśmiecha się do mnie. — Kiedyś to ja zachowywałem się jak ty teraz, a ty jak ja. Byłaś skrępowana i broniłaś się przede mną, jak szalona — śmieje się, jakby sam z siebie.

Podnoszę się na łokciu, tym samym on opada na poduszkę.

— Naprawdę czujesz się skrępowany moim zachowaniem? — pytam z przekornym uśmiechem.

To jego wyznanie sprawia, że czuję się jeszcze śmielej.

I think I'm in love with YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz