*SOBOTA - 19 grudnia

117 13 63
                                    

Elena

Zewsząd słychać kolędy, a w powietrzu unosi się zapach pierników i cynamonowych drożdżówek. Idziemy z Damonem przez środek jarmarku, na który obiecał zabrać mnie wczoraj, ale uparłam się i przyjechaliśmy na ten w Mystic Falls.

Damon jest niezadowolony i co chwila dopytuje, czy możemy już wracać do domu, a gdy nie dopytuje, to ciągle czyta coś w telefonie.

— Boże, Damon, weź, schowaj ten telefon — burczę na niego.

— Co? Czekaj, czytam coś fajnego — mówi niecierpliwie.

— Coś fajnego? — pytam zdegustowana. — Co może być fajniejszego od jarmarku? Zobacz jak tu ładnie — zachwycam się i rozglądam wokoło.

Jarmark świąteczny w Mystic Falls zapamiętałam zupełnie inaczej.

— Yhm, tak samo fajnie, jak w zeszłym tygodniu w Whitmoore. Tam nawet było lepiej. — kpi i trąca mnie łokciem, ale chowa telefon do kieszeni.

— W takim razie, po co tu przyjechaliśmy, skoro ciebie to nie cieszy? — pytam z pretensją.

Zatrzymuje się i obejmuje moje policzki.

— Bo ciebie cieszy, a to najważniejsze — odpowiada z pobłażaniem.

— To nic przyjemnego, jeśli tobie się tu nie podoba. Równie dobrze, mogłam przyjechać sama, bo teraz czuję się tak, jakbym cię do tego zmuszała, a to przecież ty obiecałeś mnie tu przywieźć — tłumaczę, a on wzdycha i ma grymas na twarzy.

— Obiecałem ci ten w Whitmoore, a nie to — zaprzecza i pokazuje rękami naokoło.

— Uważasz, że to dziecinada, prawda? — pytam, a on się irytuje i robi krok w tył.

W ostatniej chwili chwytam go za rękaw kurtki i przyciągam z powrotem do siebie, bo właśnie prawie wchodzi na starszego pana, który sprzedaje słodycze rozłożone na tacy zawieszonej na szyi.

— Młody człowieku, może kupisz dziewczynie słodką różę — proponuje Damonowi.

Ten drga, jak wybudzony z letargu i spogląda na starszego jegomościa. Kiwa głową na tak i wyciąga kartę płatniczą z kieszeni.

Starszy pan podaje mu różę, ale Damon kręci głową przecząco.

— Tego robala poproszę. — mówi do dziadka.

Na tacy leżą żelki w kształcie gąsienicy, ale nie takie małe jak w paczkach z supermarketu, tylko takie półmetrowe. Dziadek owija jednego serwetką w renifery i podaje Damonowi.

Damon przykłada kartę do czytnika i po sygnale chowa kartę z powrotem do kieszeni. Chwyta gąsienicę i podaje ją mi. Odbieram żelka i mrugam kilka razy oczami. Zaczynam chichotać, a Damon rusza przed siebie. Po chwili odwraca się i patrzy na mnie pytająco.

Żuję żelka i uśmiecham się szyderczo.

— Kupiłeś mi robala — nabijam się z niego.

— Ani słowa więcej! — mierzy we mnie palcem. — Nie masz nawet pojęcia, że popełniłem największą zbrodnię przeciwko samemu sobie. — recytuje i też zaczyna się śmiać. — Powiedziałem ci kiedyś, że to obrzydlistwo i że w życiu bym tego nie kupił.

— Było się lepiej do tego nie przyznawać. Teraz będę ci to wypominać — śmieję się i wciąż żuję głośno żelka.

Damon prycha kpiącym śmiechem, obejmuje mnie ramieniem i ciągnie za sobą.

— Widzisz, jaki ja jestem dla ciebie dobry? — pyta z wyższością.

— Myślisz, że jak kupiłeś mi żelka, to jesteś taki cudowny i uwierzę, że od tej chwili lubisz jarmark? — prycham na niego.

Damon zatrzymuje się z impetem i jednym szarpnięciem przyciąga mnie do siebie. Wpadam na niego, a on patrzy na mnie z góry.

— Staram się — mówi z przekąsem i całuje mnie w czubek nosa.

— Co to za dwa gołąbeczki? — dochodzi nas głos z boku, a Damon odskakuje ode mnie, jak oparzony.

Jego zachowanie mnie zaskakuje, ale nie to sprawia, że czuję rozdrażnienie. Ton głosu i zwrot są irytujące, a zachowanie Damona irracjonalne.

Tymczasem z boku przygląda nam się ciemnowłosa dziewczyna, właścicielka irytującego głosu z zadziornym uśmiechem i ubrana jak dziwka. Jest mróz, a ona ma krótką spódniczkę i cienkie rajstopy. Na głowie ma czapkę z wielkim, futrzanym pomponem. Uśmiecha się swoimi czerwonymi jak krew ustami i patrzy na nas rozbawiona.

— Widzę Damon, że spadłeś na psy. Z kim ty się zadajesz? — prycha pogardliwie i obrzuca mnie równie pogardliwym spojrzeniem. — Aaaaa to ta twoja kujonowata, dziecinna sąsiadeczka-przyjaciółeczka. Ta, co to nic nie pamięta, teraz poznaję — syka drwiąco.

W jedną sekundę czuję się jak nikt. Sąsiadeczka-przyjaciółeczka? Dziecinna? Kujonowata? Ona na pewno mówi o mnie? Sądząc po argumentach jakich używa, to chyba tak.

— Odczep się. Nie mam pojęcia, kim jesteś — warczy na nią Damon, ale nawet na mnie nie spogląda.

Jednym ruchem ręki chowa mnie za swoimi plecami, a potem szybko odwraca do mnie, jakby nagle zmienił zdanie.

— Chodź, idziemy stąd — mówi nerwowo i szarpie mnie za rękaw.

— Dlaczego? O co chodzi? — pytam i szarpię się z nim. — Kim jesteś? — pytam dziewczynę.

Uśmiecha się szyderczo i kpiąco zarazem.

— Jestem Katherina — przedstawia się z wyższością dziewczyna. — Wiem, że nie pamiętasz, wieć ci przypomnę. Jestem prawdziwą przyjaciółką Damona — mówi szyderczo i mruga do mnie okiem. — Taką wiesz, która wie, co on lubi i nie mam tu na myśli słodyczy — drwi, pokazując skinieniem głowy na żelka, którego trzymam w ręce.

— Elena, chodźmy stąd — prosi nerwowo Damon. — Nie wiem, kim ona jest. — tłumaczy, a w jego głosie słychać desperację.

Nie wiem, po co to mówi, przecież sytuacja mówi sama za siebie.

— Oj Damon, Damon, po co ta szopka? Udajesz, że mnie nie znasz? — dziewczyna zaczyna chichotać. — Łączy cię coś z tym dzieckiem? — dopytuje drwiąco o mnie. — A przecież tak nam było dobrze na ostatniej imprezie — rechocze, jak głupia pinda. — Mówiłeś, że ci się podobam i to, co razem robiliśmy też, a teraz pokazujesz się z tym czymś?

Zastygam w bezruchu. Grymas wykrzywia Damonowi twarz.

— Zamknij się do kurwy nędzy, Katherina! — wydziera się na dziewczynę.

Czyli jednak ją zna.

Mrugam szybko oczami i zerkam na nią. O co tu chodzi? Może nie pamiętam żadnej "ostatniej" imprezy, ale to chyba jakaś pomyłka? — myślę w pierwszym momencie.

Damon przestępuje nerwowo z nogi na nogę, a dziewczyna ciągnie dalej swoje szyderstwa.

— A ostatnio prosiłeś, żebym była głośniejsza — mówi bezwstydnie dziewczyna. — Kath, głośniej, powiedz, jak ci jest ze mną!

Ewidentnie ma na myśli... seks? Zerkam znów szybko na Damona. Stoi jak wmurowany, tylko oddech ma szybki, jak po biegu. Dziewczyna mówi okropne rzeczy, ale przecież nie wyssała sobie tego z palca.

— Zmień lepiej to coś, na prawdziwą dziewczynę. — ciągnie dalej. — To żadna konkurencja dla mnie. — drwi ze mnie, a jemu puszcza zalotne spojrzenie spod wachlarza swoich sztucznych rzęs. — Nie uwierzę, że wolisz ją niż mnie. A już na pewno nie po tym, co ostatnio robiliśmy. Nie wierzę, że już zapomniałeś jak... — mruga do niego okiem i pokazuje wymowny gest ustami, a potem odchodzi.

Jestem dosłownie zszokowana tym, co się stało.

Damon odwraca się do mnie. Oczy ma szeroko otwarte. Wciąż jeszcze nie dowierzam w to, co usłyszałam. Może to tylko jakiś żart — myślę sobie, ale mona Damon mówi sama za siebie.

— O czym ona mówi? — pytam go i przełykam gulę w gardle, która właśnie pojawiła się znikąd.

Zaczyna do mnie docierać cały sens słów dziewczyny. Damon był z nią na imprezie i... zdradził mnie?

— Nie wiem... — niby zaprzecza, ale widać jasno, że dziewczyna mówiła prawdę. Na moją twarz chyba wstępuje zrozumienie całej sytuacji, bo Damon zaczyna się tłumaczyć — Elena, to nie tak... — stęka, ale nie potrafi zaprzeczyć definitywnie.

— Byłeś z nią na imprezie? — pytam, choć wydaje mi się, że to zbędne.

Odpowiedź ma wypisaną na twarzy. Oczywiście, że był. Z nią.

— Nie... to nie tak, Elena — wciąż powtarza jedno i to samo.

Nie chcę tego słuchać. Odwracam się na pięcie i ruszam przed siebie. W głowie mam mętlik. Nie wierzę w to, co usłyszałam. Damon chwyta mnie za rękaw kurtki.

— NIE DOTYKAJ MNIE! — wydzieram się na całe gardło. — Obwiniałam siebie, podczas gdy to TY ZDRADZIŁEŚ MNIE! — wrzeszczę i znów odwracam od niego.

Ruszam szybkim krokiem przed siebie.

— Elena! — słyszę za sobą jego głos, ale nie mam zamiaru reagować.

Milknie dopiero w połowie drogi do domu, ale nie rejestruję jego słów. Nie wiem, co do mnie mówi. W głowie mi się nie mieści to, co usłyszałam od dziewczyny. Obwiniałam się za to, czemu on był winny!

Kiedy docieramy do domu, natychmiast zaczynam zbierać wszystkie swoje rzeczy. Czas się stąd wynieść. Poza tym nie chcę już tu być. Piec zamontowali dziś rano. Mam już gdzie wracać.

Kiedy moja torba jest już gotowa, Damon zamyka drzwi od pokoju i zagradza mi drogę do wyjścia.

— Nie wychodź, błagam.

— Zejdź mi z drogi — mówię ostro.

— Elena, to nie tak — próbuje ze mną rozmawiać.

— A jak? Powiedz wreszcie coś z sensem! — podnoszę głos, rozdrażniona. — Zdradziłeś mnie? — pytam wprost.

— Nie...

— Dziewczyna sobie tego nie wymyśliła. Niby jaki miałaby powód? Po co? Nie kłam! — oskarżam go.

— Elena, to nie tak — głos mu się łamie.

I think I'm in love with YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz