Elena
Czuję, jak lęk i żal wypełnia mi umysł. Dławi w gardle, nie pozwalając powiedzieć ani słowa, gdy w popłochu wrzucam swoje rzeczy do plecaka. A ja przecież chcę mu powiedzieć. Chcę wykrzyczeć, że nie chcę, żeby cokolwiek się między nami zmieniało, ale nie znajduję odwagi. Czuję jego dłoń, która zaciska się na moim przedramieniu, gdy chwytam za plecak i to chyba jeszcze gorsze.
— Zaczekaj — prosi cicho, choć słowo brzmi jak groźba.
To mnie paraliżuje. Naprawdę jest zazdrosny o karteczkę, którą ktoś wysłał mi dla żartu? Chyba chciałabym, żeby tak było. Podnoszę na niego zlękniony wzrok.
W jego oczach widzę niepewność. Usta wykrzywiają się w dziwny grymas. Ni to uśmiech, ni niezadowolenie. Jakby sam siebie powstrzymywał przed czymś, czego bardzo chce. Z tym wyrazem twarzy wygląda jakby nie on, ale podoba mi się taki. Widzę w nim wrażliwość, której nigdy nikomu nie pokazuje. On mi się taki strasznie podoba. W moim sercu i umyśle wybucha dziwne uczucie i nie mogę oderwać od niego oczu. Jak zahipnotyzowana. Za to jego patrzą na mnie przez chwilę, a potem spływają na moje usta. Głośno przełyka skrępowanie i przysuwa się o krok bliżej. Nasze klatki piersiowe prawie się stykają. Patrzy na mnie z góry i obejmuje mój policzek dłonią. Wiem, co się wydarzy. On chce mnie pocałować.
DAMON, CHCE MNIE POCAŁOWAĆ!
Ale przecież przyjaciele nie całują się w TEN sposób! Mimo moich krzyczących myśli, nie potrafię tego powstrzymać. Damon pochyla się powoli i niepewnie sięga ustami po moje usta. W chwili, gdy się stykają, ku mojemu zaskoczeniu, moje natychmiast mu odpowiadają, a ja budzę się ze świszczącym oddechem.
— Boże! — siadam na łóżku i dyszę jak opętana. — To tylko sen. To był tylko sen — przekonuję sama siebie, ale jakiś nerw w moim ciele natychmiast podpowiada mi, że żałuję. — To niemożliwe. Czy ja już kompletnie zwariowałam? — pytam sama siebie, jednocześnie odpowiadając na odczucia, które się pojawiły wewnątrz i zamykam twarz w dłoniach.
Po chwili odsłaniam oczy i wzdycham głęboko, próbując zatrzymać ten pęd w płucach. Oddech powoli mi się uspokaja, ale i tak czuję narastający żal i jakby tęsknotę gdzieś głęboko w środku. Nie wiem za kim. To nie jest tęsknota za rodzicami. Ona ma gorzki smak i znam to uczucie zbyt dobrze, żeby pomylić je z tym, co czuję w tej chwili. A już na pewno nie czuję niczego, jeśli chodzi o wuja Johna. Nie rozumiem tego uczucia. Ma słodko-gorzki smak i czując je, myślę o... Damonie. Zerkam na okno. Widać stąd jego pokój. Wstaję i podchodzę do parapetu, jakby miało mnie to do niego zbliżyć.
U niego wciąż pali się światło.
Co on robi po nocy? — pytam sama siebie w myślach i czuję jakby niepokój.
Zerkam na zegarek. Jest druga nad ranem. Właściwie to środek nocy. Wracam wzrokiem do jego okna.
Pewnie znów jutro nie pójdzie do szkoły. — wzdycham.
Martwię się tym coraz bardziej, od kiedy wczoraj usłyszałam, jak narzekał na to Saltzman. Damon znów nie zda, zawali egzaminy, a to wróży, że nie skończy nigdy żadnej szkoły. I tak naprawdę, boję się, że to ja zostanę sama. Chciałabym, żebyśmy poszli razem na studia. Żebyśmy wciąż byli nierozłączni. I to dlatego tak na niego wczoraj naskoczyłam. Boję się zostać sama.
Oddech mi się uspokaja całkowicie, ale wciąż stoję przy parapecie i patrzę w stronę jego okna. Z daleka niewiele widać, ale ja potrafię dostrzec, że wstaje od biurka, zasłania materiałową roletę w oknie, na które patrzę i idzie przygarbiony jak zawsze w stronę łazienki. To tylko cień, ale ja tak dobrze znam jego pokój i jego samego, że nawet z tej odległości wiem, co się u niego dzieje.
Znów czuję na ustach jego usta ze snu. Były miękkie i delikatne. Dlaczego mi się to przyśniło? To takie głupie. Damon jest dla mnie jak brat. No dobra, może nie jak brat, ale na pewno nie jest kimś, do kogo czuje się to... co czuję teraz? To słodko-gorzkie uczucie jakby tęsknoty? Jakby żalu, że coś zmierza do definitywnego końca?
Bo zmierza. Rozmawialiśmy o tym przedwczoraj, a raczej pożarliśmy się o to. Naprawdę tak będzie wyglądał koniec nas?
Chyba tak. To straszne. Boję się tego. Nie chcę, żeby się tak stało. On na pewno znajdzie sobie jakąś dziewczynę, która nie będzie mnie lubiła. A ja na pewno nie będę lubiła jej. Nie chcę, żeby kogoś poznawał. Potrząsam głową energicznie, żeby wybić sobie to z głowy. Przecież nie mogę. Jeszcze przecież nie dzisiaj, nie jutro się to stanie. Jest późno w nocy. Zbyt późno. To dlatego miesza mi się w głowie. Za bardzo analizuję. To przez ten sen i przez tę sytuację z przedwczoraj.
Dałam się mu nabrać, że chciałby mnie pocałować, a on miał z tego ubaw. Jak mogłam pomyśleć, że chciałby pocałować kogoś takiego jak ja?
Przecież on umawia się z "prawdziwymi" dziewczynami. Takimi co to się malują, noszą obcisłe ciuchy i potrafią wypić piwo bez urżnięcia się w trupa po jednym i uprawiają z nim seks. A ja?
Wzdycham z żalem.
Jestem niska jak dwunastolatka, nie umiem pić, malować się ani ubrać, jak dziewczyna. Nic ponętnego. Zero obcisłych bluzek, krótkich spódnic i makijażu. Wciąż tylko leginsy, bo one jedyne na mnie pasują i luźne swetry z sieciówki, aaaa i jem ciągle żelki, których on nie lubi i... zerkam w dół. Mam małe cycki.
Robię zdegustowaną minę. Jestem płaska jak deska, gdy nie mam na sobie stanika.
Wiem, że on lubi duże.
— Boże, o czym ja myślę — mówię cicho sama do siebie i chwytam się za czoło. — Jest za późno. Zbyt późno. Kładź się spać. — mówię szeptem i ostatni raz zerkam w stronę jego okna, a tam w tej samej chwili, jakby na moje polecenie w jego pokoju gaśnie światło.
Uśmiecham się na ten widok, a to ciepłe, słodko-gorzkie uczucie nagle znów pojawia się gdzieś w okolicy mostka. To takie głupie.
— No widzisz? Jeszcze tylko rano wstań do szkoły — prycham cichym śmiechem i wracam do łóżka.
Zasypiam i choć wciąż jest mi głupio, to pozwalam sobie czuć jego obecność obok i dopuszczam do siebie myśl, że chciałabym... żeby był tu teraz koło mnie... znam jego ciepło, oddech i... brakuje mi tego. Czy ja kocham Damona?
Nie wiedzieć czemu, wracam myślami do dni, które nas połączyły.
Matka Damona uciekła od męża, czyli ojca Damona dokładnie w tym samym czasie, gdy moi rodzice zginęli w wypadku. Mieliśmy wtedy po dziesięć i jedenaście lat.
Na pogrzebie staliśmy i patrzeliśmy na siebie jak zahipnotyzowani. Płakałam, ale nie mogłam oderwać od niego oczu. On z kolei patrzył na mnie z grymasem na twarzy. Jego obraz rozmazywał mi się, to nabierał ostrości w miarę, jak łzy wypływały mi spod powiek. Zawieszeni w jakiejś nieznanej czasoprzestrzeni, rozumieliśmy już, co się właśnie stało. To było połączenie myśli i emocji. Jak jakaś nadnaturalna więź łącząca tych, którzy kogoś stracili. I choć ucieczka matki Damona to nie to samo co utrata obojga rodziców w wypadku, to czuliśmy dokładnie tę samą bezsilność. To było bardzo silne, a zarazem rozbrajające uczucie. Nigdy wcześniej nie czułam niczego podobnego i jestem pewna, że on też nie, choć nigdy o tym nie rozmawialiśmy. I gdyby wtedy ktoś powiedział mi, że poczuję więź z rozwydrzonym chłopaczyskiem z domu naprzeciwko, to powiedziałabym, że ma nie po kolei w głowie. Ale prawda jest taka, że kiedy ja po pogrzebie płakałam, siedząc na werandzie mojego domu któryś dzień z rzędu, on zjawił się nagle obok i po prostu usiadł w ciszy obok mnie. To było niezwykłe uczucie. Początkowo wsparcia, z biegiem czasu wytchnienia, aż w końcu zrozumienia, że on przeżywa coś bardzo podobnego.
Bo choć Damon nigdy nie płakał, to ja wiedziałam, kiedy cierpiał. Siedział wtenczas na balustradzie swojej werandy i miał nieobecny wzrok, a kilka chwil wcześniej z jego domu wydobywały się donośne odgłosy kłótni z ojcem. Kiedy podchodziłam, uciekał. Próbowałam go szukać, ale nigdy mi się nie udawało go znaleźć, dlatego z biegiem czasu, byłam sprytniejsza. Gdy słyszałam kłótnię, biegłam szybko na jego podjazd, wdrapywałam się na drzewo tuż obok werandy i czekałam, aż się zjawi. Potem w ciszy towarzyszyłam mu, a on, pomimo że doskonale wiedział, że siedzę na drzewie, udawał, że mnie nie widzi. To dawało mi poczucie, że chce, żebym tam była, a on nie musiał się wstydzić tego, że cierpi i że potrzebuje towarzystwa. I tak zostało do dziś, choć może już żadne z nas nie cierpi tak mocno, jak wtedy, gdy mieliśmy tych dziesięć i jedenaście lat, to wciąż zapełniamy sobie nawzajem pustkę, pozostawioną przez ukochane osoby i niwelujemy poczucie bezsilności, które rozumiemy tylko my.
Wracam myślami do tu i teraz i znów nawiedza mnie myśl, że już niedługo moje miejsce przy Damonie zajmie ktoś inny. Nie chcę, żeby tak się stało, ale mnie samej przecież też podoba się Matt, którego Damon nie cierpi. Tylko że ja nigdy nie postawiłabym Matta ponad Damona, a on pewnie nawet się na mnie nie obejrzy, gdy pozna kogoś na poważnie. Dlaczego to takie trudne? — pytam sama siebie. I dlaczego muszę myśleć o tym w środku nocy?
Odpycham więc wszystkie rozmyślania i wtulam się w poduszkę. To jakieś wyolbrzymione dramaty — wpieram sama sobie i zasypiam.
Rano, gdy tylko otwieram oczy, automatycznie zerkam w stronę okna. Wstaję i spoglądam przez szybę na okno Damona. Zerkam na zegarek. Siódma trzydzieści. Roleta nadal jest zasłonięta. Pewnie nawet nie otworzył jednego oka.
— Cholerny leń — syczę przez zęby i idę do łazienki.
Staram się nie myśleć o tym, o czym myślałam w nocy, a już zupełnie odpycham od siebie mój sen. To kompletne kretyństwo, ale te myśli chodzą za mną krok w krok i nie dają mi spokoju.
Kwadrans po ósmej, umyta, ubrana i po śniadaniu składającym się z zimnego mleka i płatków kukurydzianych oraz sprawdzeniu, czy piec wciąż działa, gotowa na kolejny dzień w szkole, wychodzę z domu. Na dworze jest zimniej niż wczoraj. Zatrzymuję się na werandzie i dopinam zamek od kurtki, a potem chucham w dłonie, bo już mi zmarzły, a chmurka pary unosi się w powietrze.
— Zimno, nie? — słyszę rozbawiony głos Damona, dobiegający mnie z boku domu.
Szybko zerkam na podjazd. Stoi na rozstawionych nogach, ubrany w czarną puchową kurtkę, czarną bluzę z kapturem naciągniętym na głowę i z rękami w kieszeniach czarnych spodni. Rozczochrane włosy wystają spod kaptura i cały wygląda niczym zły omen w ludzkiej postaci.
Uśmiecha się na mój widok, pokazując rząd białych i równych zębów, a ja czuję dreszcz, gdy patrzę na jego usta. Odwzajemniam uśmiech, ale pukające w tył głowy nocne marzenia sprawiają, że nie wiem jak się zachować. Czuję się jak idiotka. Schodzę ze schodów, a on wita się ze mną jakby nigdy nic.
— Cześć nudziaro — mówi z przekąsem, a ja uśmiecham się sztucznie, bo chyba po raz pierwszy w życiu nie potrafię mu się odgryźć. — Nie przywitasz się ze mną? — pyta z drwiną.
Zerkam na niego niepewnie. W głowie widzę mój sen i czuję na swoich ustach jego pocałunek. Jego wargi były miękkie — uderza we mnie ta myśl. Czuję się jak wariatka.
— Cześć — mówię cicho.
Przestaje się uśmiechać.
— Coś się stało? — pyta i chwyta mnie za łokieć jak w moim śnie.
To jest jak piorun.
— Nie, nie, nic. — wyszarpuję mu łokieć z dłoni jak porażona. — To raczej ja powinnam zapytać, nie? — udaję, że się śmieję.
— Co? Dlaczego? — pyta zdumiony i patrzy to na mnie to na moje ramię, które wyrwałam mu z ręki.
Zastanawiam się, co ja do cholery robię?
— No, co się stało, że idziesz do szkoły, nie? — pytam z kpiną.
Na chwile traci rezon i chyba jest mu głupio, a ja jestem zła na samą siebie, że to powiedziałam.
— Nie wiem w sumie — odpowiada opryskliwie i zerka w stronę swojego domu.
Widzę, że ma ochotę wrócić pod kołdrę. Boję się, że tak zrobi i jestem w pełnej gotowości, żeby rzucić się na niego i go zatrzymać, gdyby tak zdecydował, ale on o dziwo nie rusza się z miejsca.
Uspokajam się, a zza rogu wyjeżdża autobus i po chwili pan O'Brien otwiera nam drzwi z łoskotem.
— Wsiadać chłystki! — woła do nas swoim grubym głosem, a Damon skinieniem głowy pokazuje mi wejście.
— Wskakuj! — nakazuje, a ja oglądam się nerwowo za siebie, czy on też wsiądzie.
Na szczęście wsiada.
W szkole, gdy wchodzimy do klasy, pierwsze co rzuca mi się w oczy, to zgnieciona skrzynka na pocztę świąteczną.
— Kto to zrobił? — pytam, prawie krzycząc, a oczy wszystkich zwracają się w moją stronę. — Który gnojek tak urządził skrzynkę? — pytam roszczeniowo i podchodzę do parapetu.
Zerkam na klasę, a oni wzruszają jedynie ramionami.
CZYTASZ
I think I'm in love with You
FanfictionŚwięta, to miły czas oczekiwania. Na pierwszą gwiazdkę, prezenty, śnieg... a może też na miłość? Co zrobiłby każdy z nas, gdyby na święta dostał szansę zaczęcia wszystkiego zupełnie od początku?