Rozdział 11

384 25 3
                                    

Już od samego rana wszyscy są na nogach. Podczas grupowego jedzenia śliwek, potocznie zwanym śniadaniem, wszędzie panował gwar i trudno było usłyszeć nawet własne myśli wśród rozemocjonowanych żołnierzy.

Jak się dowiedziałam, list został już napisany przed tym jak wstałam, więc zostało mi tylko przedostać go na drugą stronę. Szłam właśnie w stronę portalu na czele całego pochodu, który jak widać strasznie chciał zobaczyć tę wiekopomną chwilę.

Gdy dotarliśmy we właściwe miejsce stanęłam przed portalem w odległości, od której prawdopodobnie nie umrę, gdyby coś poszło nie tak.
Wyciągnęłam ręce przed siebie i zaczęłam recytować zaklęcie, którego jak pewnie się domyślacie, nauczył mnie Loki. Odkąd pamiętam zaklęcia związane z mrozem nie były dla niego problemem, dla mnie natomiast niestety już tak. Ich minusem jest głównie to, że towarzyszy temu nieprzyjemnie uczucie podobne do tego, gdy zimą zapomnicie rękawiczek i musicie lepić bałwana bez nich, czując jak mróz wędruje przez koniuszki waszych palców. Na szczęście spędziłam już tyle czasu w tej lodowej jaskini, że nawet lodówka wydaje mi się być ciepła.

Zaklęcie powoli zaczynało działać na portal skupiając w jego środku niebiesko-białą materię, która zapewne była już częścią portalu. W momencie, w którym koło na samym środku było wielkości dużej pomarańczy dałam znać jakiejś osobie z tej kawalerii, która za mną przybyła, żeby przepchnęła list przez portal. Tak jak poprosiłam, osoba zbliżyła się i wcisnęła zwinięty list przez dziurę tak, jakby wrzucała pocztówkę do skrzynki, a następnie uciekła, zapewne bojąc się efektów ubocznych odpalania portalu moją magią... Cóż, dziękuję za wiarę we mnie. Zamknęłam szybko portal, a następnie wyczarowałam mały płomyk, żeby ,, odmrozić" ręce. Wokół mnie zebrały się osoby i zaczęły pytać co dalej. Ewidentnie wszyscy byli zaniepokojeni brakiem fajerwerków. Krzyki powoli narastały tak samo jak i pytania.... I w końcu nie wytrzymałam.

- CISZA! - o dziwo posłuchali się - Słuchajcie, wiem że macie wiele wątpliwości, ale mogę was zapewnić, że portal nie jest wadliwy, tak samo jak moja magia. Może i jest on stary, ale metal helhaimski można zniszczyć tylko za pomocą tamtejszego płomienia, a jak widzicie nigdzie go tu nie ma, więc działa on tak dobrze, jak działał 1000 lat temu. List został przesłany na drugą stronę, a świadczy o tym między innymi fakt, że go tu nie ma. Dziękuję za uwagę. - przepchałam się przez tłum i ruszyłam w stronę namiotów.

Nie wiem jaka pora dnia jest teraz w Asgardzie, dlatego trzeba pewnie będzie poczekać na odzew. List wylądował gdzieś w sali obrad generałów w Asgardzie, bo właśnie tam prowadził ten portal, dlatego byłam też pewna, że nie wylądował w błocie w lesie.

Weszłam do naszego namiotu i usiadłam na swojej połowie. Otworzyłam część zeszytu, w którym miałam pamiętnik i zaczęłam wertować jego strony znów powracając do chwil jakie przyszło mi przeżyć przez ostatnie lata. Czasami wydaje mi się dziwne, że nie żałuję faktu, że wszystko poszło tak, a nie inaczej. Przecież prawdopodobnie, gdyby nie to, że poznałam księcia siedziałabym teraz z Dianą w jej ogródku, podziwiając jej wiecznie obrośnięty płot, nie musząc się martwić o swoje życie. A jednak w pewnym sensie doceniam fakt, ze stało się tak wiele. Trudno jest mi wyobrazić sobie dalsze życie bez tej nutki przygody. Zastanawiam się czy Diana faktycznie dalej tęskni... Czy może już zapomniała... Próbuje o tym nie myśleć, ale cichutko zastanawiam się nad tym co się stanie z tą wiadomością. Czy ten kto ją znajdzie na nią zareaguje? Czy będzie to akcja w sekrecie, czy może powiadomią całe miasto o powrocie ludzi z wojny. Czy Diana też tam będzie? Czy będzie tam Lo... - usłyszałam otwieranie zamka od drzwi namiotu. Do środka wleciało zimne powietrze, a wraz z nim Eryk w kilku warstwowej kurtce. Usiadł obok mnie i bezgłośnie zapytał czy może wziąć mój zeszyt. Podałam mu go, a on zaczął wertować strony z jeszcze wcześniejszych wpisów. Zatrzymał się na wpisie z urodzin Diany. Opowiadał on o tym jak podczas świętowania w jednej z komnat zamku Eryk, który trzymał wtedy tort Diany przypadkiem upuścił go na mnie, przez co całe moje plecy były w kremie waniliowym. To był jedyny moment w życiu, w którym mogłam z pełną powagą powiedzieć, że jestem słodka.

Złoty Sen |Loki|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz