Do pałacu dotarłam po około godzinie drogi. Przez ten czas kilka razy zatrzymałam się, żeby przysiąść na jakiś schodkach, czy murkach przez to, że czułam się całą wyssana z energii. Oczy mnie piekły od płaczu, głowa okropnie bolała, a ja sama nie potrafiłam dojść do siebie nawet powtarzając sobie, dlaczego to robię.
Jedynym powodem, dla którego dalej pchałam się w zaparte w stronę zamku był fakt, że dzięki temu rozwiąże choć jeden problem, jaki powstal w moim życiu w ostatnim czasie.
Weszłam bocznym wejściem od strony jakiegoś magazynu i nałożyłam iluzje na swoje ubranie. Teraz każdy, kto mnie minął myślał, że mija właśnie damę w sukni wieczorowej z maską na twarzy, zmierzającą na bal. Starałam się nie rzucać się w oczy i iść normalnym tempem, ale moje ciało nie nadążało za moimi chaotycznymi myślami i wciąż przyśpieszałam kroku.
Podeszłam do wrót biblioteki i przeteleportowałam się na ich drugą stronę, żeby nie musieć ich otwierać robiąc jakikolwiek hałas. Kiedyś myślałam, że teleportować można się, gdzie się chcę i kiedy się chcę, jednak po jakimś czasie poznałam, jak wielkie ograniczenia niesie za sobą teleportacja, dlatego używałam jej dość rzadko i tylko w szczególnych przypadkach.
Stanęłam przed regałem z kronikami. Wyszukałam alfabetycznie tytuł mojego ojca i zaczęłam wertować strony. W zakładce na ,,S" moją uwagę zwróciło jedno zdanie, na którego widok moje serce przyspieszyło.
Bóg sprawiedliwości, siły i prawa - Jörn Harbinson.
To było jedyne zdanie, jakie zdążyłam przeczytać, bo chwilę później dostałam czymś w głowę i straciłam przytomność.
Obudziłam się w jakiejś małej szopie. Całe miejsce było zrobione z przestarzałych desek, a nade mną wisiała jedna świeczka, która oświetlała miejsce na kształt okregu. W ciemnych kątach dostrzegłam też trochę kurzu i pająków, ale tak, to oprócz mnie nie było tu nic.
Kark bolał mnie, jakby ktoś przejechał po nim statkiem kosmicznym, a głowa pulsowała z jednej strony. Tak jak się spodziewałam, gdy ruszyłam rękami poczułam na nich więzy. Spróbowałam wyczarować coś, żeby się ich pozbyć, ale skutecznie zablokowały jakąkolwiek magię. Zaczęłam się lekko kręcić, próbując na własną rękę uwolnić się z uścisku.
Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanęli moi rodzice. To okropne, ale nawet nie jestem specjalnie zaskoczona. Tyle osób ostatnio mnie zdradza i okłamuje, że nie zdziwię się, jak się okaże, że nigdy nie nazywałam się Kiara.
Posłałam im najbardziej wkurzone spojrzenie, na jakie byłam w stanie się zdobyć. Z uwagi na mój lekko nieprzytomny umysł wiele rzeczy, które teraz robiłam wydawać się mogą rozsądne, tylko z mojej perspektywy.
- Zaskoczona? - mija matka posłała mi zadowolony uśmiech. Zrobiłam jakiś grymas na twarzy i pokreciłam głową, próbując znaleźć ostrość w widzeniu. - Nie szkodzi. Grunt, że jesteś tam gdzie powinnaś.
- Wy... Kim jesteście? - zapytałam się, starając się, żeby moje słowa były jednym ciągiem. - Nie ma o was w kronikach. - doprecyzowalam. Ktoś westchnął.
- To wyjaśnia, co robiłaś w asgardzkiej bibliotece. To oczywiste, że nasze imiona są inne niż w kronice. - po głosie poznałam, że to mój ojciec. - Dla Asgardu już dawno nas nie ma. - zaśmiał się.
- To znaczy... że jesteście przestępcami? - zapytałam się bezsensownie.
- Nie nazwałbym tego tak. Po prostu znaleźliśmy dogodną okazję na ubicie targu.
- I dlatego mnie porwaliscie i zamknęliście w tej szopie?! - odchyliłam głowę do tyłu, nie chcąc mieć jej ciągle zwisającej bezwładnie.
- Widać, że wolno łapiesz... - pokręcił rozbawiony głowa. - Gdy cię porwaliśmy nie zamknęliśmy cię w szopie. Tylko w naszym domu. W końcu jako niemowlę i tak nie mogłaś uciec. - wzruszył ramionami. Popatrzyłam się na niego wściekła. - Ale spokojnie! - Odsunął się ode mnie. - Twoi poprzedni rodzice z grobu cię nie znajdą. - puścił mi oczko. Gdybym była w pełni zmysłów dodała bym swoje trzy grosze. Teraz mogłam tylko wpatrywać się w niego nienawistnym wzrokiem.
CZYTASZ
Złoty Sen |Loki|
Fiksi PenggemarMieliście kiedyś taką sytuację, że w kompletnie głupi sposób poznaliście osobę, która okazała się dla was druhem, z którym nawet ciemności wydawały się mniej straszne? Kogoś, kto stał się wam tak bliski, że patrząc na to wydarzenie wydaje się, jakby...