Rozdział IV

851 18 9
                                    

Następnego dnia obudziłam się o 6:30.
Wstałam, ubrałam się i zeszłam z Arianą do pokoju wspólnego. Długo zajęło aż doszłyśmy Wielkiej Sali, a po drodze spotkałyśmy Harry'ego i Rona.

— Usiądziecie z nami? — zapytał Ron

— Jasne — odpowiedziałyśmy i usiadłyśmy z nimi przy stole Gryffindoru.

Sięgnęłam po tosta, kiedy podeszli do nas bliźniacy Weasley.

— Cześć, zrobicie z nami kawał? — spytali jak gdyby nic.

— Nie, dzięki — odpowiedzieli Harry i Ron.

— Jasne! — prawie krzyknęłyśmy rozentuzjazmowane.

Zjadłyśmy śniadanie omawiając nasz kawał z Fredem i George'em. Pod koniec musiałyśmy podejść do stołu Puchonów, bo profesor Sprout rozdawała tam plany lekcji.

— Więc zaczynamy zaklęciami z Ślizgonami, potem mamy dwie godziny eliksirów z Krukonami, a następnie dwie godziny historii magii znowu z Krukonami. — przeczytała Ariana.

— Zaczynać szkołę z Ślizgonami?! — przeraził się któryś z bliźniaków — Przynajmniej macie eliksiry z Krukonami, bo z Ślizgonami najgorzej. Snape ich faworyzuje.

Pożegnałyśmy się z Weasleyami i Harrym, i poszłyśmy na zaklęcia. Oczywiście nie mogłyśmy znaleźć sali, ale trafiłyśmy akurat chwilę przed dzwonkiem.

Na zaklęciach uczyliśmy się zaklęcia Wingardium Leviosa, ale profesor Flitwick uparł się, żebyśmy narazie nauczyli się ruchu różdżką i wymowy.

Na eliksirach profesor Snape, przypominający nietoperza wpadł do sali i zaczął nawijać jakich to debili musi nauczać i jakimi idiotami to my nie jesteśmy, bo zaczął wszystkich z dupy wypytywać o jakieś rzeczy co na SUMach są.

Historia magii okazała się mega nudnym przedmiotem, na którym chyba każdy spał albo grał w kółko i krzyżyk z kolegą z ławki.

~

W piątek odwiedziłyśmy z Harrym i Ronem Hagrida, który zaprosił nas na herbatkę na trzecią.

Za pięć trzecia opuściliśmy zamek i poszliśmy przez błonia. Hagrid mieszkał w drewnianym domku na skraju lasu. Kiedy Harry zapukał, rozległo się gwałtowne skrobanie i kilka basowych szczeknięć, a potem usłyszeliśmy głos Hagrida:

— Leżeć, Kieł! Spokój!

Drzwi się uchyliły i ujrzeliśmy w nich włochatą twarz Hagrida.

— Nie bójcie się — powiedział zamiast powitania. — Spokój, Kieł.

Wpuścił nas do środka, trzymając za obrożę olbrzymiego czarnego brytana.

Wewnątrz była tylko jedna izba. Z sufitu zwieszały się szynki i bażanty, nad otwartym paleniskiem kołysał się parujący miedziany kociołek, a w kącie stało wielkie łóżko przykryte kołdrą z patchworku.

— Czujcie się jak w domu — powiedział Hagrid, puszczając Kła, który podbiegł do Rona i zaczął mu lizać uszy. Najwyraźniej, podobnie jak Hagrid, Kieł nie był tak dziki, jak wyglądał.

— To jest Ron — przedstawił Rona Harry.

— Jeszcze jeden Weasley, co? — powiedział Hagrid, patrząc na piegowatą twarz rudzielca. — Pół życia spędziłem na wyganianiu z lasu twoich braci bliźniaków.

— To jest Ariana — Harry przedstawiał teraz moją przyjaciółkę.

— Walsh? — zapytał Hagrid patrząc na Arianę, która kiwnęła głową.

— Kojarzę twojego ojca. — powiedział — Pracuję w Ministerstwie Magii w Urzędzie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, prawda?

— Tak

— A to jest Ashley Malfoy — dokończył Harry.

— Malfoy? W ogóle nie przypominasz Malfoyów. — zdziwił się Hagrid

— No wiem. — odpowiedziałam — Ale to dobrze, bo nie chcę być kojarzona ze swoją rodziną. Na szczęście nie trafiłam do Slytherinu, tylko do Hufflepuffu. To co gada mój ojciec to bzdury. Kogo obchodzi czyjaś krew?

— Dokładnie — powiedział Hagrid najwyraźniej ciesząc się, że Harry nie przyjaźni się z gnojami, których obchodzi czyjeś pochodzenie.

Ciasteczka Hagrida, które nam zaproponował okazały się bardzo twardymi bryłami ciasta z rodzynkami, ale udawaliśmy, że bardzo nam smakują i opowiadaliśmy mu o pierwszym tygodniu szkoły. Kieł oparł łeb o moje nogi obśliniając mi szatę, ale nie zwracałam na to uwagi.

Byliśmy zachwyceni, jak usłyszeliśmy, że Hagrid nazywa Filcha, naszego woźnego, którego nikt nie lubi „tym starym skurczybykiem".

— A ta wyleniała kocica, Pani Norris... Wiecie co, chciałbym ją kiedyś przedstawić Kłowi. Za każdym razem, kiedy jestem w szkole, bez przerwy za mną łazi. Nie można się jej pozbyć... Filch ją tak przyuczył.

— Lubię koty, ale Pani Norris nie można lubić— powiedziałam.

Harry opowiedział Hagridowi o swojej pierwszej lekcji ze Snape'em. Olbrzym poradził mu, żeby się nie przejmował, że Snape go nie lubi, bo on nikogo nie lubi.

— Ale on mnie naprawdę nienawidzi. — upierał się Harry.

— Bzdury! — powiedział Hagrid. A niby dlaczego?

Wydawało mi się, że Hagrid odwrócił wzrok, kiedy to mówił.

— U nas Snape też zaczął pytać, ale nie jedną osobę, a klasę. — powiedziała Ari.

— A jak tam twój brat, Charlie? — zapytał Hagrid Rona. — Bardzo go lubiłem... miał rękę do zwierząt.

Hagrid chyba specjalnie zmienił temat, a jak Ron zaczął opowiadać o Charliem i jego sukcesach w tresowaniu smoków, Harry wziął do ręki papier leżący na stole pod przykrywką na dzbanek.

— Hagridzie! — zawołał nagle. — To włamanie wydarzyło się akurat w moje urodziny! Może nawet wtedy, kiedy tam byliśmy!

Teraz nie było najmniejszej wątpliwości: Hagrid za nic nie chciał spojrzeć Harry'emu w oczy. Zapytał czy smakują nam ciasteczka, a jak wyszliśmy już z jego chatki z kieszeniami wypchanymi jego wypiekami, bo nie wypadało odmówić, wszyscy zastanawialiśmy się nad odpowiedziami na pytania, które powstawały w naszych głowach:

— Czyżby Hagrid wiedział coś o włamaniu do Gringotta, czego nie chciał nam powiedzieć? Czy wiedział coś o profesorze Snape'ie? Dlaczego go tak bronił?

Herbaciane Róże || siostra Malfoya • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz