Rozdział XXIII

154 7 5
                                    

Uroczyste zakończenie roku szkolnego miało się odbyć tego dnia, a ja się martwiłam, że pani Pomfrey nie puści na nie Harry'ego. Tak, wiem, jego dom jest na dole tabeli, ale jednak fajnie by było, jakby był tego dnia z swoimi przyjaciółmi, a nie samotny w skrzydle szpitalnym. 

No i oczywiście to, o czym cały czas mówi Ron. Jedzenie. Jakby kocham jeść. Każdy kocha jeść. Boję się ludzi, którzy nie lubią jeść. A podobno jedzenie ma być wspaniałe, więc pani Pomfrey MUSI puścić Harry'ego.

Wieczorem Harry, tak jak inni zszedł na zakończenie, co wydało mi się dobrym znakiem dla kariery i życia naszej szkolnej pielęgniarki. Znaczy co?

W każdym razie widziałam, jak Harry siada przy stole Gryfonów między Ronem a Hermioną. Oczywiście, jak wszedł do Wielkiej Sali wszyscy zaczęli wstawać, żeby się na niego gapić i wydawać zduszone (i nie tylko) okrzyki, bo rzecz jasna nie można dać spokoju człowiekowi, każdy to wie.

Sala udekorowana była na barwy Slytherinu - zielony i srebrny, czyli nawet ładnie, ale niestety teraz te kolory przypominały mi o Dracze, co trochę obrzydzało mi jedzenie. Trochę słabo, że Slytherin po raz siódmy z rzędu dostał puchar domów, ale co można zrobić? (To było pytanie retoryczne, nie musicie mi odpowiadać i kusić do porwań, bądź morderstw.)

Wkroczył Dumbledore i zaczął wygłaszać przemowę, dzięki czemu ludzie się zamknęli.

- Minął jeszcze jeden rok! - rzekł dyrektor wesoło. - Jeszcze jeden rok dobiegł końca, a ja muszę was trochę pomęczyć ględzeniem staruszka, zanim wszyscy zatopimy zęby w tych wybornych wytrawach - doceniałam to, że wiedział, po co większość tak NAPRAWDĘ tu przyszła. - Cóż to był za rok! Na szczęście wasze głowy są teraz trochę mniej puste niż na początku... i macie całe lato na opróżnienie ich przed początkiem następnego roku... A teraz, jak mi się wydaje, muszę przejść do ogłoszenia wyników waszego współzawodnictwa. Oto jak się przedstawia tabela: czwarte miejsce zajmuje Gryffindor, trzysta dwanaście punktów, trzecie Hufflepuff, trzysta pięćdziesiąt dwa punkty, Ravenclaw ma czterysta dwadzieścia sześć punktów, a Slytherin czterysta siedemdziesiąt dwa.

Stół Ślizgonów wybuchnął burzą oklasków i wrzasków.

- Tak, tak, dobrze się spisaliście, Ślizgoni - rzekł Dumbledore. - Trzeba jednak wziąć pod uwagę ostatnie wydarzenia.

Ślizgoni ucichli i przestali się tak uśmiechać, a ja zaśmiałam się złowieszczo trochę za głośno, przez co Ariana mnie szturchnęła w ramię, a bliźniacy Weasley zaczęli się do mnie szczerzyć. Pokazałam im język i wbiłam spojrzenie w dyrektora. On też się na mnie gapił. Przypał.

- Ehmm - odchrząknął Dumbledore. - Wracając, panno Malfoy, mam do przyznania jeszcze trochę punktów kilku osobom, między innymi tobie.

Spojrzałam na niego skonfundowanym wzrokiem. Ale jak mi? Za co? Za szkalowanie własnego bliźniaka dwujajowego?

- Tak, tobie, panno Malfoy, proszę nie patrzeć na mnie takim wzrokiem - powiedział dyrektor. - Za bezinteresowne poświęcenie własnego życia dla przyjaciół nagradzam Hufflepuff pięćdziesięcioma punktami. 

Aaa, to chyba o te szachy chodzi.

Przy stole Puchonów rozległy się oklaski i wiwaty, ale klaskali też Harry, Ron i Hermiona, a także te dwa rude szczury. 

- Jak poświęcenie życia może być interesowne? - szepnęła Ariana, a ja w odpowiedzi wzruszyłam ramionami.

Widziałam, jak bliźniacy bezgłośnie zapytali "TY?!", a ja uniosłam wysoko głowę i odpowiedziałam im "Oczywiście, a kto inny?".

Herbaciane Róże || siostra Malfoya • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz