Rozdział II

1.1K 37 42
                                    

Perspektywa Ashley 

(teraz najczęściej będę tak pisać, bo jest łatwiej)

- Dzieci chodźcie po swoje zakupy - zawołała mama.

Szybko do niej zbiegłam, bo chciałam zobaczyć swoją różdżkę.

- Proszę, lipa i wąsy kuguchara, 13 i 1/4 cala - rzekła mama podając mi moją różdżkę. Była ciemnobrązowa i miała uchwyt podobny jakby do żołędzia. Bardzo mi się spodobała.

- A twoja głóg i włos z ogona jednorożca, 10 cali, odpowiednio giętka - powiedziała mama podając Draconowi jego różdżkę. Była czarno - ruda i miała jakby dwa okręgi. Wydawała się zwykła.

- Lepiej już się spakujcie.

- Słusznie - pomyślałam - tylko pytanie, którą roślinę wziąć. Może tego kaktusa co mam na parapecie? Tak, chyba tak.

Dracze przerwał moje przemyślenia, pytając:
- Pewnie zastanawiasz się, które zielsko wziąć, co?

- Tak.

- Tylko tego kaktusa z parapetu nie bierz, bo za bardzo kłuje i jeszcze mi się oberwie.

- Okej teraz na 100% wezmę tego kaktusa - pomyślałam

- Pamiętaj, że masz trafić do Slytherinu, a tam w pokoju wspólnym nie ma okien, przez które mogłyby wlecieć promienie słońca - przypomniał mi ojciec.

- Ale przecież nie ja decyduję gdzie trafię, może Tiara przydzieli mnie do Ravenclawu?

- Tym nie musisz się martwić - powiedział mi ze złośliwym uśmiechem brat - jesteś na to za głupia.

- Dzieci starczy! - rzekła mama widząc, że już chciałam mu odgryźć.

Spojrzałam na brata wyzywająco i poszłam porysować.

Narysowałam Hogwart taki, jaki sobie wyobrażam, czyli ogromny zamek z wieloma wieżyczkami otoczony lasem. Nie mogłam się doczekać aż się tam znajdę i będę miała spokój od rodziców i ich poglądów.

Zapatrzyłam się w okno głaszcząc Nao i zorientowałam się, że powinnam się spakować.

Na początek zapakowałam ubrania i zakupy, dopiero potem inne rzeczy. Na końcu włożyłam kosmetyczkę, piżamę, różdżkę i szkicownik.

Spojrzałam na zegarek i była już 23:52. Zmęczona poszłam się wykąpać i położyłam się do łóżka myśląc o jutrzejszym dniu. Już za miesiąc jadę do Hogwartu.

W dniu wyjazdu obudziłam się o 6:44 i było już jasno. Zeszłam do kuchni i zjadłam śniadanie przygotowane przez Zgredka i podziękowałam. Zawsze było mi go żal, bo ojciec go źle traktował. Jak z Dracze mieliśmy mniej więcej po pięć, sześć lat Zgredek był naszym przyjacielem i zawsze się z nami bawił.

- Dzień dobry córeczko - przywitała się ze mną mama wchodząc do kuchni.

- Dzień dobry. O której jedziemy?

- Sądzę, że musimy się tam aportować o 10:45.

- Dobrze.

Poszłam szybko do swojego pokoju, spakowałam resztę rzeczy i usiadłam na kufrze, bo nie chciał się domknąć.

- Dracze rusz dupę i chodź mi pomóc! - wrzasnęłam na cały dom.

- Już idę.

Dracze przyszedł i usiadł na kufrze, a ja go domknęłam. Następnie wyprosiłam go kulturalnie z pokoju (idź ulańcu, nie jesteś mi już potrzebny), schowałam Nao do wiklinowego koszyka i wzięłam kaktusa. Spojrzałam na zegarek i była już 10:40, więc postanowiłam już stargać kufer do salonu.

Herbaciane Róże || siostra Malfoya • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz