Rozdział X

347 11 4
                                    

Nadszedł listopad, a wraz z nim sezon quidditcha. Niby mnie to nie obchodzi, ale przecież mój przyjaciel został najmłodszym szukającym w tym stuleciu. W sobotę miał się odbyć pierwszy mecz: Gryfoni przeciw Ślizgonom. Ja oczywiście byłam całym sercem z domem lwa.

Widać było, że Harry bardzo się denerwuje, ale z Hermioną pomagałyśmy mu w zadaniach domowych, mimo, że często ona sama musiała pomagać mi. Pożyczyłam mu też Quidditch przez wieki, książkę, którą wypożyczyłam z biblioteki.

Od czasu, gdy prawie zostaliśmy zamordowani przez górskiego trolla, Hermiona nie była już tak bezwzględna wobec łamania regulaminu. W dniu poprzedzającym mecz Harry'ego wszyscy w piątkę wyszliśmy na zimny dziedziniec podczas przerwy, a Hermiona wyczarowała nam jasny, niebieski płomień w słoiku od marmolady. Staliśmy, grzejąc się przy nim, gdy zjawił się Snape. Utykał na jedną nogę. Skupiliśmy się blisko, by ukryć płomień, bo chyba wykorzystywanie magii do takich celów jest zabronione. Niestety ten przerośnięty nietoperz i tak do nas podszedł, by się do czegoś przyczepić. Nie zobaczył płomienia, ale zobaczył książkę, który Harry trzymał.

— Co tam masz, Potter?

Gówno.

Harry pokazał mu książkę, a był to Quidditch przez wieki.

— Książek z biblioteki nie wolno wynosić poza obręb szkoły. Daj mi ją. Gryffindor traci pięć punktów, a Hufflepuff dwa.

Ale cham, gnida, krzak! Oby ta noga bardzo go bolała i nigdy się nie zagoiła. Przepraszam, nie chciałam.

Przed chwilą stworzył ten przepis — mruknęła Ariana ze złością, kiedy Snape polazł dalej.

— Ciekawe, co mu się stało w nogę — powiedział Harry.

— Nie wiem, ale mam nadzieję, że mu ostro dokucza — rzekł Ron mściwym tonem.

~

Tego dnia po lekcjach postanowiłam pójść do biblioteki, żeby w spokoju móc napisać wypracowanie na zaklęcia dla siebie i Ariany.

Kiedy szukałam jakiejś książki, która mogłaby mi pomóc w zadaniu domowym, zobaczyłam dziewczynę w szacie Ravenclawu, którą kojarzyłam z widzenia. Z tego co wiedziałam, chodziła do drugiej klasy.

— Cześć, pomóc ci w czymś? — zapytała. Miała bardzo ładny aksamitny głos.

— Em, tak. Szukam coś na zaklęcia — powiedziałam zawstydzona.

— Och, nie ma się co wstydzić — powiedziała i uśmiechnęła się serdecznie. — Siedzę w bibliotece całymi dniami. Jakbym mogła, to bym tu nawet spała. Ojej, ale ja się nie przedstawiłam! Jestem Sandra Clarke — powiedziała, podając mi dłoń.

— Ashley Malfoy — rzekłam i uścisnęłam jej rękę.

Sandra wydała się bardzo miła i oczywiście taka była. Niestety ja znowu dałam sobie mydlić oczy pewnej blondynce.

Kiedy Sandra pomogła mi w poszukiwaniu i się ze mną żegnała, do biblioteki weszła Ariana. Od razu się wykrzywiła, kiedy zobaczyła z kim siedzę.

— ASHLEY CARISSO MALFOY, Z KIM TY SIĘ ZADAJESZ?! — wrzasnęła, a pani Pince spojrzała na nią, jak na karalucha.

Ariana chwyciła mnie za kołnierz i wyprowadziła z biblioteki, a ja mogłam tylko posłać Sandrze przepraszające spojrzenie.

— Ari, o co ci chodzi? — zapytałam.

— Ty wiesz kto to jest?

— Sandra Clarke, uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie na drugim roku. Brytyjskie obywatelstwo.

Herbaciane Róże || siostra Malfoya • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz