Rozdział I

1.5K 45 39
                                    

Pierwszy września zbliżał się wielkimi krokami, a Ashley Carissa Malfoy traciła już cierpliwość do ględzenia swoich rodziców.

- Macie trafić do Slytherinu - mówił Lucjusz Malfoy przy praktycznie każdym posiłku, co zwykle kończyło się tym, że Ashley mówiła, że musi podlać kaktusy (nikt w tym domu, oprócz niej i Zgredka nie znał się na roślinach, więc Malfoyowie łatwo chwytali ten haczyk średnio trzy razy dziennie) i szybko szła do swojego pokoju dokończyć jedzenie w świętym spokoju.

Nie stawiała się ojcu, bo bała się go razem z bratem. Lucjusz Malfoy był perfidny i agresywny.

Co do brata, to Ashley nie do końca się z nim dogadywała, ale rzadko się kłócili i w ostateczności mogli na siebie liczyć.

Różniło ich naprawdę wiele rzeczy, na przykład Draco (lub Dracze, jak go nazywała Ashley) wolał psy, a Ash koty. Niby to są drobnostki, ale jest ich naprawdę dużo.

31 lipca rodzina Makflajów (przepraszam, to jest silniejsze ode mnie) wyruszyła z samego rana na ulicę Pokątną.

Malfoyowie po kolei brali szczyptę błyszczącego proszku, rzucali go w ogień w kominku, wchodzili w niego i wołali „ulica Pokątna".

Ashley dużo razy podróżowała za pomocą proszku Fiuu, ale nigdy go nie polubiła. Kiedy była jej kolej na podróż, aż ją mdliło na myśl o tym wirowaniu, ale posłusznie wzięła proszek i wstąpiła w płomienie, zawołała gdzie chce się znaleźć i zacisnęła powieki, żeby nie zwymiotować.

Nagle wypadła z kominka i prawie by się wywaliła, gdyby Dracze jej nie przytrzymał. Stali czekając na swoich rodziców, a Ash  wytrzepując sadzę ze swoich krótkich, brązowych loczków, które miała zamiar zapuszczać, włożyła sobie palec do oka.

Na początku wstąpili z rodzicami do banku Gringotta, a następnie udali się do Madame Malkin po szaty. W tym czasie ich ojciec kupował im książki, a matka szukała różdżek.

Kiedy stali na stołkach Madame Malkin przyprowadziła do stołka stojącego obok, chudego i dosyć niskiego chłopaka z kruczoczarnymi włosami.
Wyglądał na ich wiek.

- Cześć - zagadał Draco. - Też do Hogwartu?

- Tak.

- Ojciec kupuje nam książki w sąsiedniej księgarni, a matka szuka różdżek - oznajmił młody Malfoy.

Ashley współczuła chłopakowi, że został wciągnięty w tą rozmowę - Draco bywał namolny i przeciągał sylaby, co strasznie ją irytowało, ale nigdy mu tego nie powiedziała.

- A potem namówię starych, żebyśmy odwiedzili sklep z miotłami wyścigowymi. Nie rozumiem, dlaczego na pierwszym roku nie można mieć własnych mioteł. Będę musiał naciągnąć ojca na któryś z najnowszych modeli, a potem jakoś ją przemycę do Hogwartu. - Dracze kontynuował swój monolog.

Ash już nie miała siły tłumaczyć mu, że to niesprawiedliwe.

- A ty masz własną miotłę? - zapytał jej brat chłopaka.

- Nie.

- W ogóle grasz w quidditcha?

- Nie.

- Bo ja gram... Ojciec uważa, że byłoby hańbą, gdyby mnie nie wybrano do drużyny, a ja się z nim zgadzam. Wiesz już, w jakim będziesz domu?

Herbaciane Róże || siostra Malfoya • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz