Kurna. Tak, to była moja pierwsza myśl, kiedy się obudziłam. Spróbowałam otworzyć oczy, ale oślepiały mnie promienie słońca. Zaraz... przecież w sali z szachownicą nie ma okien, ani tym bardziej słońca... Ocieniając dłonią oczy, delikatnie uchyliłam powieki. Chwilę później nie było to potrzebne, bo pani Pomfrey zasłoniła okno.
— Nie! Dopiero się obudziła — powtarzała w stronę drzwi.
— Ale proszę... — to Ron i Hermiona kłócili się o coś z pielęgniarką.
— Niech wam będzie, ale tylko chwila!
Moi przyjaciele z uśmiechami weszli do sali.
— Ile spałam? — spytałam ich.
— Och, tylko kilka godzin — odpowiedziała mi Hermiona. Odetchnęłam z ulgą.
— Co się działo? Harry żyje? Wy żyjecie? Ja żyję? Jesteśmy w tym rzekomym niebie? RONALDZIE WEASLEY, CZY TY MUSISZ NAWET W NIEBIE MIEĆ ŹLE ZAWIĄZANY KRAWAT?!
— Wyluzuj, bo zaraz zaczniesz przypominać moją matkę — powiedział Ron.
— W takim razie musi być wspaniałą kobietą. Powiecie mi, co się stało?
Przyjaciele opowiedzieli mi, jak próbowali mnie obudzić, jak biegli do sowiarni, ale po drodze spotkali Dumbledore'a.
— ... teraz tam leży, jeszcze się nie obudził, ale pani Pomfrey mówi, że trzeba dać mu czasu.
Kiedy przyjaciele skończyli opowiadać, poczułam ulgę, że wszyscy nadal żyjemy.
— Mogę iść? — spytałam pani Pomfrey.
— Co ty sobie wyobrażasz, przed chwilą się obudziłaś?
— W takim razie kiedy będę mogła wyjść?
— Zobaczymy.
~
Pani Pomfrey wypuściła mnie po kilku godzinach, kiedy upewniła się, że wszystko ze mną dobrze, już popołudniu. Szlajałam się gdzieś z Hermioną i Ronem, kiedy Hermiona powiedziała:
— Ron, zajrzysz może do Hagrida i powiesz mu, że Ashley się obudziła?
— Okej, chodźcie.
— Ty sam masz iść — rzekła Hermiona.
— Co, ale dlaczego? — spytał skonfundowany Ron.
— Och, po prostu idź.
Ron odszedł, a Hermiona po chwili zwróciła się do mnie:
— Hej, a ty... mmm... miałaś już pierwszą miesiączkę?
— Co? Nie, jeszcze nie — prawdę mówiąc nie spodziewałam się takiego pytania.
— W takim razie radzę ci coś o tym poczytać i się przygotować — rzekła Hermiona. — No wiesz, żeby cię nie zaskoczyła. Tak jak mnie.
— Oj, współczuję ci — rzekłam, patrząc na nią ze współczuciem. — Już wszystko okej? Potrzebujesz czegoś?
— Nie, ale dzięki za troskę — powiedziała się Hermiona.
~
W końcu i Harry się obudził po trzech dniach. Jednak, kiedy z Ronem i Hermioną poszliśmy go odwiedzić, spotkała nas przeszkoda w postaci naszej nadopiekuńczej pielęgniarki. Pani Pomfrey jest wspaniałą kobietą, jednak zasadniczą.
- Tylko pięć minut - słyszałam, jak błagał Harry.
- Wykluczone.
- Wpuściła pani profesora Dumbledore'a...
- Dumbledore u niego był? - spytałam zaciekawiona.
- Jak widać - odpowiedziała mi Hermiona.
- Odpoczywam, leżę spokojnie, naprawdę. Och, pani Pomfrey, proszę... - Harry, jak przystało na prawdziwego Gryfona nie poddawał się.
- No dobrze. Ale tylko pięć minut.
Pozwoliła nam wejść.
- Harry! - miałam ochotę go wyściskać, ale w końcu się powstrzymałam, bo nie chciałam trafić na czarną listę Dumbledore'a za uduszenie jego ulubionego ucznia (jestem pewna, że Hermiona miała podobny problem).
- Och, Harry, już myśleliśmy, że... Dumbledore tak się niepokoił... - zaczęła Hermiona.
- Cała szkoła o niczym innym nie mówi - rzekł Ron. - Co się naprawdę stało?
- No wiesz ty co, Ronaldzie?! - zaczęłam. - Twój przyjaciel przez trzy dni był nieprzytomny, a ty się nawet nie zapytasz jak on się czuje?! - wydaje mi się, że chyba za bardzo się unoszę.
- Wszystko dobrze, Ash, ale miło, że pytasz - powiedział Harry, trochę rozbawiony moim wybuchem.
- Ale powiesz co się działo? - kontynuował Ron.
Harry opowiedział nam więc, co się stało. Kiedy tak to opowiadał czasami wydawało mi się, że mówi o jakiejś książce, którą niedawno przeczytał, tak powalona była ta historia. Nie mogłam uwierzyć, że to Quirell był tym złym. Kiedy Harry powiedział, że pod jego turbanem był Voldemort, Hermiona zapiszczała, a ja spadłam z krzesła.
- Więc Kamień przepadł na zawsze? - powiedział w końcu Ron. - I Flamel po prostu umrze?
- Ja też się zmartwiłem, ale Dumbledore uważa, że... zaraz, jak to było... "dla należycie uporządkowanego umysłu śmierć jest tylko początkiem nowej wielkiej przygody".
- Zawsze mówiłem, że on jest trochę stuknięty - powiedział Ron, wstrząśnięty.
- Zamknij się, Ronaldzie - rzekłam. - To bardzo inteligentne.
- A co było z wami? - zapytał Harry.
- Ja i Ron wróciliśmy bez przeszkód - odpowiedziała Hermiona. - Próbowaliśmy ocucić Ashley, ale nic to nie dało, więc zostawiliśmy ją w sali...
- No wiesz ty co?
- ...i pobiegliśmy do sowiarni, ale spotkaliśmy Dumbledore'a w sali wejściowej... już wiedział... bo powiedział tylko: "Harry już tam jest, tak?" i popędził na trzecie piętro.
- Myślisz, że on chciał, żebyś to zrobił? - zapytał Ron. - Przecież przysłał ci tę pelerynę-niewidkę i w ogóle.
- No wiecie - wybuchnęła Hermiona - jeśli tak było... to znaczy... to okropne... mogłeś zginąć.
- Nie, to nie tak - powiedział Harry z namysłem. - To dziwny facet, ten Dumbledore. Myślę, że chciał mi dać szansę. Chyba wiedział, co się tutaj dzieje. Wiedział, co zamierzamy zrobić i zamiast nas powstrzymać, pomagał nam, żebyśmy potrafili tego dokonać. Uczył nas. To nie był przypadek, że pozwolił mi odkryć, jak działa to lustro. Jakby uważał, że mam prawo zmierzyć się z Voldemortem, jeśli tylko zdołam...
- Taak, Dumbledore to stuknięty facet, zgadza się - stwierdził Ron takim tonem, jakby chciał spytać "a nie mówiłem?". - Słuchaj, Harry, musisz do jutra wyzdrowieć. No wiesz, jest zakończenie roku. Ślizgoni wygrali wygrali, to jasne... nie zagrałeś w ostatnim meczu quidditcha i Krukoni nas rozgromili... ale żarcie będzie ekstra.
W tym momencie wpadła pani Pomfrey.
- Siedzicie tu już od piętnastu minut, a teraz WYNOCHA - oświadczyła stanowczo.
CZYTASZ
Herbaciane Róże || siostra Malfoya • George Weasley
FanficCzy siostra Malfoya musi być taka sama jak on? A może woli przyjaźnić z Gryfonami? Ashley Malfoy w ogóle nie przypomina swojej rodziny. Ani z wyglądu, ani z charakteru, a zwłaszcza z poglądów. Uwielbia magiczne (i nie tylko) stworzenia i kwiaty, a...