Rozdział XX

186 6 4
                                    

Drzwi zaskrzypiały okropnie i rozległo się warczenie. Wszystkie trzy głowy psa zwróciły się w naszą stronę.

— Co tam leży przy jego łapach? — zapytała szeptem Hermiona.

— Chyba harfa — szepnęłam. — Zapewne Snape ją zostawił.

— Bestia musiała się obudzić, gdy tylko przestał grać — powiedział Harry. — No, to spróbujmy...

Przyłożył do ust jakiś flet i zaczął grać. A raczej dmuchać, bo żadnej melodii to nie przypominało. Cerber przymknął wszystkie pary oczu i powoli cichło warczenie. W końcu osunął się na kolana i padł na podłogę.

— Nie przestawaj grać — ostrzegł bruneta Ron, kiedy zaczęliśmy się skradać ku klapie w podłodze.

— Chyba uda się nam podnieść tę klapę, co? — szepnął Ronald. — Chcesz iść pierwsza, Hermiono?

— Nie, nie chcę!

— Ashley?

— Nie.

— No dobra. 

Zacisnął zęby i przestąpił przez łapy psa. Uchylił się i otworzył klapę.

— Co tam widzisz? — zapytałam go przerażona.

— Nic... tu jest ciemno... nie ma jak zejść, trzeba tam wskoczyć.

I czekać aż ktoś znajdzie nasze martwe ciała. Ciekawe co Draco zrobi, kiedy się dowie, że jego siostra wskoczyła do klapy w zakazanym korytarzu obok wielkiego trójgłowego psa, razem z osobami, których on najbardziej nienawidzi. Nie ma to jak umrzeć z godnością.

Harry, który cały czas grał na flecie, zaczął wymachiwać łapą, pragnąc zwrócić na siebie naszą uwagę.

— Chcesz tam wejść pierwszy? Jesteś pewny? — zapytał Ron. — Nie wiem, jak tam jest głęboko. Daj flet Ashley, żeby się nie obudził.

Harry podał mi flet. W ciągu kilku sekund ciszy Puszek warknął, ale kiedy zaczęłam grać, znowu zapadł w sen.

Grałam cokolwiek mi przychodziło do głowy. Zaskakująco dobrze sobie radziłam, ale i tak byłam trochę obrażona na Rona, że kazał mi grać, jakby sam nie mógł.

W tym czasie Harry zawisł na palcach i opuścił się w dół.

— Jeśli coś mi się stanie, nie właźcie za mną — rzekł. — Idźcie prosto do sowiarni i wyślijcie sowę do Dumbledore'a, dobrze?

— Jasne — odpowiedział Ron.

— Mam nadzieję, że za chwilę się zobaczymy...

I puścił się.

— W porządku! — usłyszałam jego nieco stłumiony głos. — Miękkie lądowanie, możecie skakać!

Ron skoczył.

— Hermiono, Ashley, skaczcie!

Hermiona spojrzała na mnie, a ja kiwnęłam głową, żeby poszła. Skoczyła, a ja usiadłam zwieszając się nogami w dół, żeby mieć jak grać.

Raz, dwa, trzy!

Skończyłam grać i szybko odepchnęłam się rękami, żeby nie zostać kolacją Puszka.

— Hej, co to jest?

— Nie wiem, ale dobrze, że tu rośnie — rzekł Ron.

— DOBRZE?! —  wrzasnęła Hermiona. — Popatrzcie na siebie!

Zerwała się na nogi i przywarła do wilgotnej ściany, a ja poszłam w jej ślady. Nie było to takie proste, bo kiedy wylądowałyśmy, roślina zaczęła nas oplatać grubymi pędami. Harry i Ron byli jednak uwięzieni i nie mieli tak łatwo. Mi i Hermionie udało się tego uniknąć, bo Hermiona w porę to zauważyła i my wskoczyłyśmy najpóźniej.

Harry i Ron mocno się szarpali, ale nic to nie dało.

— Nie ruszajcie się! — krzyknęła Hermiona. — Wiem co to jest... to diabelskie sidła!

— Och, jak to dobrze, że wiemy, jak to się nazywa, to naprawdę wielka ulga! — warknął Ron, odchylając się, żeby diabelskie sidła go nie udusiły.

— Cicho bądź, próbuję sobie przypomnieć przeciwzaklęcie!

— No to się pospiesz, bo nie mogę oddychać! — wysapał Harry.

— Diabelskie sidła, diabelskie sidła... Co mówiła profesor Sprout?... Że to lubi ciemność i wilgoć...

— Więc zapal coś! — wykrztusił Harry.

— Tak... no jasne... ale tu nie ma drewna! — krzyknęła Hermiona, wykręcając sobie ręce.

— CZY TY ZWARIOWAŁAŚ? — zawył Ron.

— Wyczaruj te płomyki — podpowiedziałam.

— Och, tak! — powiedziała Hermiona i wyciągnęła różdżkę. Machnęła nią, mrucząc jakieś zaklęcie, a z różdżki wyleciały te płomienie, w których płonął Snape, a raczej tylko jego szata (a szkoda).

Po chwili diabelskie sidła zaczęły się cofać przed światłem i ciepłem.

— Całe szczęście, że przykładałaś się do zielarstwa, Hermiono — powiedział Harry, kiedy już stanął obok nas, ocierając pot z czoła.

— Tak — dodał Ron — i całe szczęście, że Harry nie stracił głowy w kryzysowej sytuacji... „Tu nie ma drewna", słowo daję...

— Tędy — rzekł Harry, wskazując kamienny korytarz.

Herbaciane Róże || siostra Malfoya • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz