Rozdział VI

496 15 20
                                    

Szybko skończyłyśmy jeść z Arianą i pobiegłyśmy na naszą pierwszą lekcję latania, bo zostały nam tylko trzy minuty.

— Na co czekacie? — przywitała nas opryskliwie pani Hooch, nauczycielka latania. — Niech każdy stanie przy miotle. No, dalej, nie ociągać się!

Stanęłam obok miotły i spojrzałam na nią. Niektóre witki sterczały pod dziwnymi kątami i ogólnie wyglądała na starą.

— Wyciągnąć prawą rękę nad miotłą — zawołała pani Hooch — i powiedzieć „Do mnie!"

— DO MNIE! — wrzasnęli wszyscy.

Miotła Ariany natychmiast podskoczyła jej do ręki, ale moja tylko się lekko uniosła i zawisła w powietrzu trzy cale nad ziemią.

Kiedy wszyscy trzymali już swoje miotły (ja swoją po prostu podniosłam jak nikt nie patrzał), pani Hooch pokazała nam, jak dosiąść miotły, żeby się nie ześlizgnąć, a następnie przeszła wzdłuż szeregów, poprawiając pozycje i chwyty. O dziwo do mnie się nie przyczepiła, chociaż byłam pewna, że źle to robię.

— Uwaga! Kiedy usłyszycie mój gwizdek, odepchniecie się mocno nogami od ziemi! Utrzymujcie miotły w równowadze, wznieście się na kilka stóp i lądujcie, wychylając się lekko do przodu. Na mój gwizdek... trzy... dwa... jeden!

Pani Hooch zagwizdała, a cała klasa zrobiła to co kazała. Ja chyba wzniosłam się najniżej.

— Bardzo dobrze, na dzisiaj koniec — powiedziała pani Hooch i zaczęła zbierać miotły. Pomogłyśmy jej z Arianą.

~

— Za chwilę musimy wychodzić — przypomniała mi Ariana.

— Racja — odpowiedziałam zamykając swoją ulubioną książkę, czyli „Tajemniczy ogród".

Siedziałyśmy właśnie w pokoju wspólnym Puchonów, a za minutę miałyśmy spotkać się z bliźniakami.

— Panienki wreszcie postanowiły wyjść ze
swojej jaskini? — zapytał jeden z bliźniaków ze śmiechem, kiedy wyszłyśmy z naszego pokoju wspólnego.

— Okej, na początku zanim cokolwiek zrobimy powiedzcie który to który, bo chcę widzieć z kim rozmawiam — powiedziałam z miną nie wyrażającą żadnego uczucia.

— Ja jestem Gred, a to jest Forge — powiedział drugi.

— Ha ha ha, a tak serio? — powiedziała Ari z tą samą miną.

— A co wy takie nie miłe? — zapytał pierwszy.

— Po prostu takie żarty nas na wstępie nie śmieszą — powiedziałam.

— No dobra ja jestem Fred, a to jest George — powiedział zrezygnowany.

Okej, czyli George ma bardziej owalną twarz, a Fred prosty nos. I ich własna matka ich nie rozpoznaje? Albo po prostu ja zwracam uwagę na drobiazgi— pomyślałam.

Nasz kawał polegał na tym, że mieliśmy podrzucić łajnobomby do biura Filcha i gabinetu Snape'a. Niby nic takiego, ale to w końcu pierwszy kawał w tym roku szkolnym, a dla mnie i Ariany pierwszy w życiu.

— Podzielmy się na pary — powiedział chyba George.

— Najlepiej by było jakbym ja był z Blondi, a George z Dyzią — powiedział Fred.

Herbaciane Róże || siostra Malfoya • George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz