11.2

338 17 3
                                    

- Co się dzieje? Czy to działa? - zapytał Richie, szybko wracając do powtarzania formułki.

- Powtarzajcie! - krzyknął spanikowany Mike.

Isabell otworzyła oczy i zobaczyła, że Mike próbuje wcisnąć do środka pojemnika wciąż rosnący czerwony balon. W końcu stracił nad nim panowanie. Frajerzy zbiegli się w jedno miejsce i zaczęli uciekać od balona, który szybko się powiększał. W końcu wybuchł, powalając ich na ziemię. Bowers rozglądała się po wszystkich, lekko rozproszona przez dzwonienie w uszach. Kobieta zaczęła czołgać się w stronę Richie'go, który w ogóle nie rozumiał co się w okół niego dzieje. Powoli wstała z ziemi po czym złapała go za ramię, ciągnąc do reszty ich przyjaciół.

- Jesteś cały? - zapytała, odgarniając mu włosy z twarzy.

- Nic nie słyszę - Richie wskazał palcem na swoje uszy.

- Czy jesteś cały? - kobieta powtórzyła swoje pytanie kiedy Richie zdawał się normalnie kontaktować.

- Jest dobrze - pokiwał głową. - A ty się dobrze czujesz?

- To nieistotne.

- Jest dla mnie.

Wtedy usłyszeli złośliwy chichot stamtąd, gdzie wybuchł balon. Wszyscy zaczęli świecić w tamtą stronę swoimi latarkami. Pennywise wyglądał przez jedną ze szczelin, powiększony o jakieś dwadzieścia razy.

- Co do chuja? - zapytała Bowers patrząc na monstrum. - Dlaczego to nie zadziałało?

- Dlaczego to nie zadziałało? - zapytał smutnie Pennywise, po czym się zaśmiał. - A pokazałeś im czwarty rysunek, Mike? Pokazałeś, co stało się z Shokopiwah? Rytuał nie zadziałał, bo to tylko... Jak to było Eddie? Plabeco...

- Okłamałeś nas!? - zapytał Bill.

- Oni nie uwierzyli, że mogą go zabić. Musieliście sobie przypomnieć, że już raz go pokonaliśmy! - odpowiedział Mike.

- No i co nam kurwa po pamięci skoro to żyje!? - zapytał Richie.

- Zraniliśmy go - oznajmił Mike, panikując.

Wtedy Pennywise zaśmiał się prześmiewczo i zniknął z oczu Frajerów. Z pojemnika wyleciał gęsty dym, a chwilę później w górę wystrzeliły trzy kule światła. Przyjaciele od razu odwrócili wzrok, wiedząc, że były to trupie światła. Pennywise wyszedł przez jedną ze szczelin. Był kilkanaście razy większy niż ostatnio i zamiast nóg miał pajęcze odnogi. Jego ubranie wciąż było takie same, a w jego głowie wciąż była dziura, mniejsza niż poprzednio, ale wciąż zauważalna.

- Tak go zraniliśmy? - zapytał Ben.

- M-miał to już w-w-wcześniej - oznajmił Bill.

-Oni nie wiedzą Isabell? - Pennywise zapytał rozczarowany. - Nigdy im nie powiedziałaś? Dlaczego wszystko pamiętasz? - wszystkie pary oczu skierowały się na przerażona kobietę. - Nie powiedziałaś im, że zabrałaś mi część skóry i nosisz ją po kieszeniach przez dwadzieścia siedem lat? Przyjaciele tak nie robią, nie powinni kłamać - klaun podszedł bliżej nich, więc wszyscy się cofnęli, zostawiając sparaliżowaną Isabell przed nim. - Myślałem o was przez dwadzieścia siedem lat. Miałem na was apetyt. Czekałem na ten moment...

- Isabell odsuń się! - frajerzy zaczęli się przekrzykiwać.

- Pora się unieść! - krzyknął Pennywise.

Uniósł rękę do góry. Ręka zamieniła się w malutkie rączki, które zamieniły się w wielki szpikulec. Klaun zaczął szybko opuszczać dłoń w stronę Isabell, ale Richie szybko skoczył w stronę kobiety i oboje upadli na ziemię, tuż obok wbitego szpikulca. Bill poniósł ich obydwoje z ziemi i cała siódemka zaczęła uciekać. Pennywise trzasnął ręką o ziemię pomiędzy nimi, przez co musieli się rozdzielić. Siła uderzenia była tak silna, że rzuciła Isabell o najbliższy kamień, uderzyła o niego głową blisko skroni.

- No znowu kurwa - wyszeptała zdenerwowana, ale nie mogła znaleźć sił by się podnieść.

Japa Richie! |TozierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz