17

911 46 5
                                    

Cała siódemka pedałowała zaciekle do domu na Neibolt. Chcieli odbić przyjaciółkę z rąk klauna. Wszyscy mieli nadzieję że jest cała i nie zaginie jak Georgie, byli gotowi za nią zginąć. Pod domem trwały przygotowania do walki.

Bill i Mike szykowali dzidy, Stanley uspokajał się psychicznie, Eds wysypał wszystkie swoje leki wsadzając tam małe latarki dla każdego, Ben szykował linę gdyby w domu żadnej nie było, a Richie... Richie razem z Isabell roztrzaskiwali butelki próbując uzyskać broń idealną.

- Eureka! - krzyknęła dziewczyna kiedy w końcu jej się udało.

- To nie fair! - zakrzyknął okularnik.

- Pogódź się z tym że jestem od ciebie lepsza leszczu.

- Nigdy! Jeszcze z tobą wygram!

Bill ich podziwiał. Nawet w takiej sytuacji potrafili wykrzesać z siebie dobry humor. Niewątpliwie każdy z frajerów zauważył że pomiędzy tą dwójką się dzieje coś więcej niż przyjaźń. Nikt nie chciał im w tym przeszkadzać, po za Eddie'm, William nie wiedział w które z nich jest sympatią niskiego chłopaka, ale ta dwójka razem zdecydowanie mu przeszkadzała. Może oboje mu się podobali, tego nie wiedział, ale jeśli wyjdą z tego cało na pewno się dowie. Kiedy w końcu się zebrali weszli do siedziby klauna. Prawie wszyscy.

- Stan n-n-no chodź - powiedział Bill.

- Bev miała rację, damy sobie radę. wszyscy razem. Dlatego proszę cię o pomoc, bez ciebie nie damy sobie rady. Proszę - Isabell spojrzała na niego błagalnie.

Uris wahał się przez chwilę z nogą w górze po czym zdecydowanym krokiem przeszedł przez framugę. Szli dalej prowadzeni przez Bill'a przez co żadne z nich nie widziało samoczynnie zamykających się drzwi. W pomieszczeniu ze studnią była lina, ale dla pewności połączyli ją z tą Bena.

- Ma któreś z was monetę? - zapytał Richie żartem, ale Isa wyglądała jakby właśnie wyrecytował na pamięć jakieś wiązanie matematyczne. (Miał ledwo dwójkę z tego przedmiotu).

- Genialne. Wszyscy zamknąć mordy, zobaczymy jaka ta studnia jest głęboka - Oznajmiła.

Szperała chwilę w kieszeni, ale kiedy nic nie znalazła podniosła mały kamyk z ziemi. Czekali pół minuty, minutę, dwie, nic.

- Może tam jest jest jakieś tajne przejście. Richie, Bill, przytrzymajcie moje nogi. Eddie daj mi latarkę - dziewczyna była teraz do góry nogami w studni świecąc latarką na wszystkie strony - Okej wciągnijcie mnie.

Kichnięła kilka razy otrzepując się z niewidzialnych drobnek kurzu. Przeklęte stare domy. Alergia nigdy nie była, nie jest i nie będzie jej ulubioną rzeczą na świecie.

- Jest tam małe przejście. Starczy na przejście na kolanach. Tylko przyda się lina. Nie jestem pewna czy Eddie da sobie radę z jedną ręką - Wspomniany chłopak zarumienił się lekko na wspomnienie jego imienia przez dziewczynę.

- Oczywiście że da! - Isabell została zaatakowana ręką Toziera na ramieniu. Eddie poczerwieniał jeszcze trochę. - Eds nie jest taką kluską na jaką wygląda - Richie rzucił lekko.

- Nie nazywaj mnie Eds. - powiedział zmieszany.

- Dla mnie wygląda bardziej na spagetto. - dodała Bell odnośnie części z kluską.

- Chyba spagetti.

- Nie wielkooki, pojedyńczy makaron od spagetti nazywa się spagetto.

- Nie wymądrzaj się desko.

- Deską zaraz mogę ci przywalić w jape jak się nie zamkniesz.

- Okularników się nie bije.

- Już i tak dostałeś ode mnie w twarz pajacu - uśmiechnęła się kpiąco.

- Chyba zapominacie po co i gdzie jesteśmy. - przerwał im kłótnie Eddie.

- Cicho Eddie-spagetti. - powiedział Richie.

- Spagetto - dodała cicho Isa.

***

Więc żyje proszę oto rozdział.

Japa Richie! |TozierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz