6.2

391 16 4
                                    

Nastolatkowie wracali przez park, ledwo trzymając się na nogach. Isabell jakimś cudem trzymała się najlepiej, nawet Eddie się poddał. Była ciepła, letnia noc, a gwiazdy wyglądały cudownie. Richie się zatrzymał i zaczął na nie patrzeć. Isabell westchnęła delikatnie i chciała go dalej prowadzić, bo Richie z nich wszystkich trzymał się najgorzej.

- Richie co robisz? - zapytała próbując go ruszyć.

- Mogę powiedzieć ci sekret? - zapytał w końcu ruszając się z miejsca. - Tylko nie mów mojej dziewczynie - pomachał ostrzegawczo palcem, rozbawiając Bell.

- Oczywiście, niczego się ode mnie nie dowie.

- To bardzo dobrze, bo - zaczął, ale zachwiał się i usiadł na ławkę przed wielkim drwalem. Isabell szybko zawołała resztę, żeby usiedli na ławkach, bo nie chciała ich zgubić jak ostatnio. - Ty mnie nie słuchasz! - oburzył się Tozier.

- Słucham - zapewniła go ze śmiechem.

- No to słuchaj i nie przytulaj do mnie, mam dziewczynę, którą kocham, więc nic z tego - powiedział obrażając się, a Isabell zmroziło z nerwów.

Spotykali się już dość długo, ale nie czuli potrzeby mówienia sobie słowa na k. Przynajmniej ona nie czuła. Uważała to, za bardzo poważne słowo i nie używała go prawie nigdy. Nie zdążyła mu nic odpowiedzieć, bo kiedy odwróciła się w jego stronę, Richie spał.

Zajęli miejsce na ławce przed wielkim drwalem. Isabell nerwowo bawiła się swoimi palcami, a Richie patrzył się w ziemię.

- Nie mam pojęcia jak zacząć tą rozmowę - Tozier potarł swoje skronie.

- Najlepiej byłoby się upić. Wtedy słowa same z ciebie wylatują - stwierdziła kobieta.

Richie lekko parsknął, po czym westchnął głęboko. Mężczyzna i kobieta popatrzyli na siebie z lekkim rozczuleniem, ale wciąż nie wiedzieli jak ubrać swoje myśli w słowa. To było trudniejsze niż mogło się wydawać.

Niespodziewanie podszedł do nich jakiś chłopak i wręczył dwie ulotki. Para spojrzała w jego stronę zdezorientowana, zobaczyli jak odwaca się do nich puszczając oczko, następnie wyrzucił w powietrze resztę ulotek. Jego twarz była przeraźliwie blada, a na boku miał trochę krwi. Richie z Bell spojrzeli na ulotki.

W pamięci Isabell Bowers. 1976 - 2016.

W pamięci Richarda Toziera 1976 - 2016.

- Tęskniliście za mną? - usłyszeli głos z góry.

Spojrzeli na drwala po czym zobaczyli, że na szczycie jest Pennywise trzymający wiele czerwonych balonów, a w jego czole była dziura wielkości kawałka, który w tej chwili lekko unosił się w kieszeni Bowers. Oboje wstali, gotowi do ucieczki, ale ich nogi wydawały się zbyt ciężkie.

- Ja za wami tęskniłem - twarz klauna wykrzywiła się w grymas - Teraz już nikt nie chce się bawić z klaunem. Zagracie ze mną? Może na automatach? Lubiliście je, prawda? A może w prawdę i wyzwanie? Oj, nie chcielibyście żeby ktoś wybrał prawdę... - uniósł się po czym zaczął spadać w kierunku pary, która odruchowo chwyciła się za ręce - Znam te sekrety, te brudne, małe sekrety. Znam te sekrety, wasze brudne sekrety - zaczął śpiewać, a ludzie za nimi zaczęli się kołysać. W końcu zszedł na ziemię i puścił balony. - Powinienem powiedzieć?

- To nie jest prawdziwe - zaczęli mamrotać Richie i Bell, zmykając oczy, w końcu je otworzyli oczekując, że klauna już tam nie będzie. Był. Biegnąc prosto na nich. Zaczęli uciekać, a Pennywise zaczął za nimi nawoływać.

Zatrzymali się kilka ulic dalej, ciężko oddychali patrząc się w stronę parku. Isabell puściła rękę Richie'go. Przetarła twarz, zmęczona.

- Teraz naprawdę musimy porozmawiać - powiedziała pewnie.

- Musimy - przytaknął jej Richie.

-*-

Jak ja kurwa nienawidzę swojej szkoły

Japa Richie! |TozierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz