Życzenia Urodzinowe

908 82 18
                                        

Wraz z Alexem, Reggiem i, od dziś nienawidzę mówić tego imienia, Luke'iem wszyscy siedzimy w kawiarni.

Siedzę zgarbiona na krześle. Reggie zdecydował, że chce oglądać codzienne życie śmiertelników. 

— Nie martw się, Asie. W końcu zrozumie — mówi Alex, wyrywając mnie z zamyślenia. 

Posyłam mu słaby uśmiech i ponownie zwracam uwagę na Reggiego. 

—Och, świetny kadr. — mówi. Ten chłopak czasami mnie dezorientuje.  Patrzy przez jej ramię.  — To dobre zdjęcie — mówi jej.

— Stary, ona nas nie widzi — przypominam mu. 
Ten jednak ignoruje mnie, mamrocząc coś o tym, że nie jestem optymistą.

— Czyli po to tu jesteśmy? — pyta Alex, brzmiąc na zmartwionego o dobre samopoczucie Reggie'go.  I ja też się martwię.  — Patrzeć, jak ludzie robią zdjęcia jedzeniu?

— To zabawne. Patrz na to — mówi nam.  —Ludzie nigdy nie przestają patrzeć na swoje telefony.

Zaczyna odsuwać od niej talerz z jedzeniem, jakby to było zabawne.  Po prostu opadam niżej na siedzenie, zakrywając twarz rękami. 
W końcu zatrzymuje się, a biedna dziewczyna podnosi swój talerz z jedzeniem i szybko rusza do innego stołu.

— Luke powiedział coś o tym, że to miejsce jest popularne wśród ludzi z przemysłu muzycznego — dodaje Reggie. 

Szydzę.  Oczywiście chodzi o muzykę.  On myśli tylko o muzyce.  I dziewczynach. Ugh, przysięgam, ten chłopak to zwykła świnia. Fakt, że razem dorastaliśmy, działa mi na nerwy.

— Myślałem, że będzie gorzej — mówi radośnie Luke, podchodząc do stołu i siadając. — Bycie duchem z pewnością ma swoje przywileje. Właśnie zapisałem nas na dzisiejszy wieczór z występami — mówi nam. 

Ponownie przewracam oczami.

— Trochę się o niego martwię — szepcze Alex do Reggiego i mnie. — Ciągle zapomina, że ​​Julie odeszła z zespołu —mówi głośno, kierując to do Luke'a, który po prostu niezgrabnie się śmieje.

— Wróci, gdy tylko się dowie, że mamy załatwiony koncert — mówi mu Luke. Tak, jasne. — A jeśli nie, nadal mamy Ally — mówi Luke.

  Zły dobór słów.  Natychmiast się podnoszę z krzesła. 

— Czyli tym jestem dla ciebie? Jakąś ostatnią deską ratunku? Czy na tym polega ten cały zespół? Przyjaźnisz się ze mną, potem mnie ranisz, a jak coś nie pójdzie po twojej myśli, to będę twoją ostatnią deską ratunku? — mówię szorstko. 

Chłopak przełyka ciężko i spogląda w dół. Osuwam się z powrotem na krzesło z grymasem na twarzy, a Alex kojąco pociera moje ramiona.

— Ale jeśli nie wróci, nie zapominajmy, że mamy szanse gdzie indziej się dobrze zabawić i zjeść pizzę — mówi Reggie.

— Gdzie? — pytam go.

— Och, Caleb poprosił nas, żebyśmy dołączyli do jego zespołu. Powiedzieliśmy, że nie. Na razie — Reggie wyjaśnia. 

Powoli kiwam głową. Naprawdę, od dziś nie ufam facetom.

— Stary, no wiem. Wspaniale było być widzianym przez żyjków na przyjęciu Caleba, ale… Mamy Julie. Nie potrzebujemy go — kończy, a ja parskam.

— As, wszystko w porządku? — Alex mnie pyta.  Kręcę głową.

— Nie — mruczę kwaśno. 

Blondyn ściska moją dłoń, a chwilę potem znowu dopadły nas te bolące wstrząsy. Ściskam klatkę piersiową, starając się odzyskać oddech.

— Och! Znowu to samo — mówi mój brat napiętym głosem.

— Tak jak wczoraj — mówi Luke.

— Mam dziwne wrażenie, że to jest to samo uczucie, jak wtedy, gdy naprawiałem wzmacniacz na deszczu — mówi Reggie.

  Przepraszam? Czy on powiedział, że naprawiał wzmacniacz na deszczu?  Czy to właśnie... Ten dzieciak potrzebuje poważnej pomocy.

— Nie powinieneś... — zaczyna mój brat.  — Z resztą, nie ważne.

— Słuchajcie, myślicie, że coś jest z nami nie tak? — pytam ich.

— Tak. Tak, wczoraj zjedliśmy sporo pizzy i innych tłustych rzeczy. Nie wiem, czy muszę wam przypominać, że technicznie rzecz biorąc, nie mamy żołądka — mówi Luke, zapewne czując się niczym profesor nauk ścisłych na jakimś ważnym uniwersytecie.  — Jestem pewien, że to tylko nasze ciała pracują by to strawić.

— Więc dlaczego ja to mam? —pytam.  — W porównaniu do was, nie żarłam jak świnia, tylko spędziłam czas z Julie.

Czy to był cios poniżejpasa?  Tak.  Czy obchodziło mnie, czy obraziłam Luke'a?  Nie. Dlaczego? Bo wszystko, co zrobił, sprawiło, że jestem nieszczęśliwa, więc nie obchodzi mnie to, czy moje słowa go zabolały.

— Więc po prostu zapomnimy o zemście na Trevorze? — pyta obyrzony Reggie. — Ten palant ukradł naszą muzykę.

— Niech żyje z poczuciem winy —mówi mu Luke. — To tak, jak powiedziała Julie. Mamy nowy zespół, nowe brzmienie, okej? Na tym powinniśmy się skupić.

— Czy to nie Willie? — pyta Alex, wskazując na okno. 

Wszyscy odwracamy się, by zobaczyć tam Williego, który jak nas zobaczył, uciekł.  
Alex wstaje i wybiega z kawiarni, próbując go zatrzymać.  Ale był za późno. 
Willie powiedział mi, że dba o mojego brata, ale najwyraźniej nie tak, jak myślałam.

— Cóż, kolega nie skupia się na muzyce — dokucza Reggie. 

Alex wraca, a ja gwałtownie wstaję.

— Muszę iść — mamroczę, chwytając kurtkę i wychodząc z kawiarni. 

Słyszę ten charakterystyczny dźwięk, gdy się pojawiamy i czuję dłoń na moim nadgarstku.

— Co chcesz? — warczę, odwracając się twarzą do niego.

— Nic ci nie jest? — pyta.

— Nie, Luke. Nie jest w porządku. Przez całe życie próbowałam udowodnić innym ludziom, w tym rodzicom, że to było tego warte. I pomogłeś mi w tym. Sprawiłeś, że poczułam, że było warto. A teraz zachowujesz się jak dupek. Więc po prostu zostaw mnie w spokoju. Muszę gdzieś iść — warczę, wyrywając nadgarstek z jego uścisku.

— Nie chciałem cię skrzywdzić, Als.

— Nie! — warczę. — Nie możesz już nazywać mnie ,,Als", rozumiesz? Nie możesz się mną bawić, zostawiać dla innych dziewczyn i wykorzystać mnie w ostateczności. W dodatku udajesz, że nic się nie stało i znowu mówisz do mnie przezwiskami. Nie możesz tak robić! Po prostu zostaw mnie w spokoju — krzyczę, a łzy spływają mi po twarzy. 

Luke nie odzywa się, tylko wygląda na smutnego, zniechęconego.

— Muszę iść. Gdybyś naprawdę był moim przyjacielem, wiedziałbyś, co się dzieje — warczę, idąc do domu moich rodziców. 

Oczywiście, dzisiaj są moje urodziny.  Znowu siadam na kuchennym blacie, obejmując kolana, patrząc, jak moja mama dekoruje ciasto. 
Gdy jest gotowe, niesie je na stół i siada, czekając, aż mój ojciec dołączy. 

Siadam na zapasowym krześle, a łzy spływają mi swobodnie po twarzy.  Mój tata zapala świeczkę, a ja ją zdmuchuję.  Widzę, jak patrzy na to zmieszany, zanim ponownie ją zapala. Razem we trójkę zdmuchujemy ją, a moja mama tnie dwa kawałki. Jeden dla siebie, a drugi dla mojego ojca. 
Siedzą w ciszy, jedząc, a ja ich obserwuję, podczas gdy łzy płyną szybciej. 

Nigdy bym nie pomyślała, że tak bardzo będę tęsknić za rodzicami.

The Ghost Of Our Past |Luke Patterson ◦ 𝖳𝗋𝖺𝗇𝗌𝗅𝖺𝗍𝗂𝗈𝗇Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz