Magiczny sklep Lulu Bitton - balbinaangelina [Nemi0417 ]

68 5 4
                                    

Uwaga, zawiera spoilery do książki! 

Jako iż w momencie pisania recenzji, książka była w trakcie pisania i jest oceniana do XIV rozdziału, do tylu się odnosi, a wszelkie nieścisłości, które zawarte są tutaj i zostały rozwiązane w dalszych rozdziałach, nie dotyczą recenzji. 

Wchodząc w stronę z książką, oczywiście jako pierwsza, rzuca się w oczy okładka. Ewidentnym motywem przewodnim są kwiaty, chociaż sama książka nie będzie do nich nawiązywała zbyt wiele. Jest całkiem ładna, jako również grafik, stwierdzam, że często na Wattpadzie spotkamy się z o wiele gorszymi. Widzimy jednak na niej też coś poza kwiatami. Jest to jedynie biały zarys kobiety (może jeszcze dziewczyny?), nienarzucający nam na razie wyglądu żadnego z bohaterów. Oczywiście, znajdziemy również tytuł książki, zapisany nawet ciekawą czcionką oraz poniżej pseudonim autorki, który jest niezbyt widoczny na tle całej grafiki.

O okładce mogłabym się jeszcze wypowiadać długo, jednak najważniejsza jest sama opowieść, więc przejdźmy krok dalej.

Autorka odkrywa przed nami trzy postacie. Pierwszą z nich jest Lulu – ekscentryczna kapeluszniczka, o której głośno we wszelkich magazynach modowych. Będzie towarzyszyła nam przez większość książki, gdyż jest ona główną bohaterką powieści.

Drugą postacią, jaką poznajemy już na starcie, jest Beatrize Everest. Dowiadujemy się, że jest to przyjaciółka Lulu – dziennikarka, lubiąca też w wolnym czasie powróżyć innym z kart tarota.

Ostatnim z bohaterów, o jakim na razie możemy przeczytać, jest Alastair Lavoine. Rzeźbiarz, który, jak się dowiadujemy, przewraca życie młodej modystki do góry nogami. Wiemy, że upokorzył w pewien sposób Lulu, a ona nie pragnie pozostać dłużna.

Co z tego wyniknie? To się okaże, gdy sięgniemy dalej.

W tym momencie dowiadujemy się, że czas akcji to XIX wiek (co jest również zaznaczone w tagach) i, że bohaterki żyją w świecie balów, przepychu, plotek i „miejskiej bohemy" jak zostało to określone.

W pierwszych rozdziałach znalazłam prolog i przedstawienie bohaterów na kartach. Popieram ten sposób pokazywania nam postaci, ponieważ często łatwiej jest wtedy ich zapamiętać. Tym bardziej, jeśli od samego początku pojawia się ich dużo.

Karty są wykonane w formie kolaży, wraz z cytatami. Bardzo dobrze, że autorka je wykonała, ponieważ przez to jesteśmy w stanie zobaczyć, jak wyobrażała sobie postacie twórczyni. Przyznam, że mimo, iż oglądałam karty kilka razy, nadal w głowie pozostawał mi mój własny, wykreowany obraz postaci. To bardzo dobrze, moja wyobraźnia potrafi działać w różnych okolicznościach. Myślę, że każdy kto zerknie do książki, będzie miał podobnie. Na początku, gdy zobaczy karty, w ogóle ich nie zapamięta i nie skojarzy potem z postaciami z książki. Dlatego warto zajrzeć tam ponownie, po przeczytaniu kilku rozdziałów, gdy pozna się bohaterów.

Historia zaczyna się od radosnej Lulu, cieszącej się pracą, kanarkiem, przyjaciółmi, która ma mimo wszystko zmartwienia. Jednak zawsze pamiętała o przyjaciołach. Taką wersję bohaterki bardzo polubiłam.

Autorka bardzo szczegółowo opisuje czasy w jakich rozgrywa się historia: ubiór, posiłki, ulice, charakter postaci, nauka, poglądy. Czasem opisy bardzo przyjemnie się czyta i pomagają one zobrazować sobie wszystko, co może być często nie jasne. Zdarzały się jednak chwile, w których opisów było po prostu za dużo, miałam lekko dość, ponieważ pewne rzeczy były już wcześniej wytłumaczone lub oczywiste. To utrudniało czytanie i czasem czułam drobną niechęć. Wracała ona do życia dopiero wtedy, gdy pojawiła się nowa postać, jaką jest Alastair Lavoine, do której byłam bardzo pozytywnie nastawiona.

Od momentu pojawienia się, wcześniej wspomnianej postaci, sprawa między bohaterami toczy się bardzo szybko, czego się nie spodziewałam. Myślałam, że będą się w jakiś sposób mijać, poznawać. Według mnie ciekawiej by było, gdyby Lulu podczas swojej pracy, zastanawiała się kim był, skąd pochodził i jak się zachowywał. Zamiast tego jej myśli zaprzątnięte były nadchodzącym spotkaniem. W momencie, gdy pojawił się Alastair przestałam trochę lubić Lulu. Zaczęła więcej narzekać i zniknęło to coś, co w niej było na początku, ta niewinność, lekkość i przyjmowanie z pogodą ducha nowych zleceń. Potem była po prostu gderliwa, nie było w niej tyle uciechy. Zastanawiała się, tylko jak mu dopiec i nie interesowało jej za bardzo nic innego. Nie próbowała zapomnieć, a pogrążała się dalej w tym, że nienawidzi pewnego mężczyzny z rodu Lavoine, uważając, że ją ogromnie upokorzył i wykorzystał, a nie dała mu szansy. Okey, dobra postawa, ale upokorzona osoba stara się jakoś zakamuflować swoje emocje i przybrać maskę przed innymi ludźmi, a zachowując się przez cały czas tak samo – chodząc naburmuszona, myśląc o zemście – jedynie coraz bardziej naraża się na opinię publiczną, częściej ludzie będą dociekać i pytać. To bym zmieniła – żeby chociaż trochę spróbowała udawać, że jej to nie obrusza i nic się nie stało.

Widać, że autorka się przygotowała do pisania tej książki, aby oddać realia czasów w jakim się rozgrywa, ale przede wszystkim, żeby móc tak często opisywać wszystkie stroje, w tym kapelusze. Doceniam to, jak i zaliczam do tych pozytywnych rzeczy.

Trochę zraziła mnie potem postać Alastaira, zniszczył wspaniałą postać jaką była Loule. Jednymi z rzeczy jakie na powrót nadały pięknych barw książce, była postać Beatrice i Olivera. Bardziej mnie zaciekawiła właśnie ta – poboczna i cicha ,,para" od Lulu i pana Lavoine. Oni byli dosyć... Wybuchowi? Alastair był spokojny, jednak też nie powiedział Lulu o tym, że się żeni i to na jego ślub główna bohaterka szyje welon dla panny młodej, a mimo tego brnął dalej w ich z pozoru łatwą relację. To było już zagranie bardziej odważne, niż spokojne. A Lulu... szybko wpadła w furię po ich pocałunku na balu. Beatrice i Oliver byli nieśmiali, chociaż ich droga jest wątkiem pobocznym, to dodało to więcej uroku książce.

Jeśli miałabym coś zmienić, były by to opisy. Dałabym ich nieco mniej, ponieważ w niektórych miejscach sprawiały one wrażenie zapychaczy wyrazów. Nie specjalizuję się też za bardzo w książkach pisanych w innych epokach, nie przepadam za takimi, więc też to – co dla mnie może się wydawać nudne, czy mało interesujące, dla innej osoby mogłoby być bardzo fajne i inspirujące do napisania samemu takiej powieści.

Podobały mi się bardzo dwie postacie o których już wspominałam powyżej, oraz jedna, która choć pojawiła się na samym końcu rozdziałów, które miałam do recenzji. Był nią Ezra, brat Lulu. Nieco bawiło mnie to, jak Loule bywała zła na niego i obrażała się trochę jak dziecko. Wprowadziło to taki element zwyczajności. Kłótnie między rodzeństwem, które zdarzają się bardzo często i w naszych czasach. Dodało to tych chwil, w których czujemy się nieco jak bohaterzy książki, ponieważ napotykamy coś, co sami możemy przejść na co dzień.

Mimo tych kilku minusów, które utrudniały mi też czasowo przeczytanie tego dzieła, oceniam książkę pozytywnie. Poprawiłabym kilka rzeczy i według mnie, byłoby naprawdę super. Książka jest podana w kategorii fantasy, ja jednak nie zdążyłam za bardzo tego doświadczyć, choć dwa razy pojawiła się postać ducha matki Lulu i Ezry, ale poza tym nie kojarzę innych elementów tego gatunku. W stu procentach rozumiem jednak czemu nie było ich za wiele, bo wiem, że cała historia dopiero nabiera pędu.

Zachęcam do przeczytania powieści, jeśli ktoś lubi mieszankę fantasy - co prawda dopiero się ono rozwinie – jestem w stanie stwierdzić, że autorka idzie w dobrym kierunku i, że dobrze poprowadzi oraz sprawdzi się w tym gatunku – oraz książek pisanych w średniowieczu, co czasem jest ciekawe, a czasem ciężkie do zrozumienia i udźwignięcia.

Życzę powodzenia w prowadzeniu dalszych losów kapeluszniczki i innych bohaterów, od czasu do czasu zerknę do powieści i przeczytam co tam się wydarzyło ;)

balbinaangelina




Recenzje piórem pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz