PRZYSTAŃ NIEWIERNYCH (Asharen #1) KatieBrillare - [MILCZeek]

117 9 6
                                    

Tradycyjnie jak to u OurTime całą recenzję rozpocznę oceną okładki. Jest ona oczywiście zasługą whatafuck_graphic i teoretycznie na tym mogłabym zakończyć. W końcu wiadomo, że okładki stamtąd są cudowne. Podoba mi się cały klimat, a szczególnie kolory. Wszystko pięknie się zgrywa i przyciąga wzrok. Jest też sporo światła, a jak wiadomo wielu czytelników wattpada to zwyczajne sroki... Tak więc dla ciebie Katie na pewno jest to na plus. Jako chwilowo recenzent i amator grafiki jestem totalnie na tak!

Przejdźmy do opisu.

Asharen od wieków było królestwem smoków. Olbrzymich bestii ziejących ogniem, które dosiadane były przez najstarszy ród, Leyrash. Valhalio jako pierwszy dosiadł smoka i zapoczątkował nową erę. Historia Leyrashów mogła wydawać się jak ta wyjęta z bajek i było tak do pewnego momentu, lecz potem wszystko uległo zmianie.

Lordowie zbuntowali się swym władcom. Doszło do konfliktu trzech potężnych rodów z ludźmi, którym oni dali schronienie. Wielka bitwa została zapisana w księgach i traktowana jako perspektywa dla tych, którzy pragną powstać. Voltriver upadł jako pierwszy, wybity przez armię Thaestanów. Potem śmierć dopadła również Canmount, którzy walczyli dzielnie aż do utraty tchu. Na samym końcu zginęli Leyrashowie, a wraz z nimi ostatnie smoki na ziemi.

Bynajmniej, tak sądzono.

Opis-moim zdaniem jest naprawdę dobry. Co prawda, jest wymienione kilka nazw rodów, więc można się w nich pogubić, ale to zależy od czytelnika. Były również wspomniane smoki. Przyznam, że jak dowiedziałam się, że są one w opowieści, to szczerze się zainteresowałam. Poza tym opis nie zdradza zbyt wiele o samej w sobie fabule, a raczej skupia się na historii ogólnego świata przedstawionego. Bardzo dobry zabieg, bo wchodząc do książki, z automatu wiem, jak wygląda sytuacja i pragnę poznać jej przyczynę. Zadowala mnie również ostatnie zdanie z całego opisu jakim jest "Bynajmniej, tak sądzono". Niby krótkie i typowe, ale naprawdę wiele daje i sprawia, że mam ochotę zadać sobie więcej pytań.

Całe opowiadanie rozpoczyna się prologiem. Jest on dość tajemniczy i czytało mi się go dość łatwo. Tak samo, jak resztę tekstu. Wszystko zaczęło się od porzuconego niemowlęcia. Dość powszechny sposób na wprowadzenie bohatera, ale skuteczny i tajemniczy. Nie da się ukryć, że główna bohaterka również, teraz gdy opowieść liczy sobie osiemnaście rozdziałów, jest chodzącą tajemnicą. Mnie to nie przeszkadza, tak powinno wręcz być. W końcu zanudzilibyśmy się na śmierć, gdyby autor od razu wykładał wszystko na tacy.

Akcja rozpoczyna się w sierocińcu w Woltlion. To tam główna bohaterka-Visaes zostaje ukazana z początku jako dziecko.

Między prologiem a drugim rozdziałem jest przeskok czasowy, dzięki czemu następstwem jest ukazanie dziewczyny jako nastolatki. Visaes już od samego początku przedstawiona zostaje jako ktoś wyróżniający się spośród reszty. Inne dziewczęta z sierocińca nieszczególnie za nią przepadają, o Madame Lachayn... opowiem później. Głównym powodem, dla którego Visaes jest odrzucona, są jej śliczne oczy i włosy, obdarzona bowiem została niespotykaną urodą. Ma srebrne tęczówki i jasny kasztanowy odcień włosów. Wydaje nie się że ma to jakieś wyjątkowo istotne znaczenie dla fabuły, która jeszcze nie została zapisana, a na którą z zainteresowaniem czekam! Naprawdę ciekawi mnie pochodzenie dziewczyny i co będzie się z tym wiązać, skupię się jeszcze na samej postaci. Nastolatka pomimo swojej wyjątkowości z charakteru jest zupełnie zwyczajna. Na samym początku martwiłam się, że autorko zrobisz z niej Mary Sue, na szczęście nie popełniłaś tej herezji, nie wiem czemu, w ciebie wtedy zwątpiłam.

Ogólnie rzecz biorąc Visaes jest zwyczajnie niezwyczajną dziewczyną, która dostaje szansę od losu. Gdybym miała określić czy lubię tę bohaterkę — to akurat powiedziałabym, że nie. Głównie dlatego, że od początku próbowałaś pokazać, że jest wyjątkowo nieufna, a potem było to sprzeczne z tym co robiła. W końcu spotkała w zamku jakiegoś obcego typa w masce i nie spędziła z nim zbyt wiele czasu, a mimo wszystko opowiadała o Madame, o innych dziewczynach i reszcie swoich problemów. Zwierzanie się w końcu w mniejszym lub większym stopniu wymaga zaufania.

Recenzje piórem pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz