Jak zwykle nasza szkoła nie pomyślała o wszystkim. Gdy skończyłam oprowadzać tych z wymiany z Francji po szkole pojawił się problem. Zawsze musi być jakiś problem... Okazało się, że jedna dziewczyna nie ma u kogo mieszkać, a jako że w szkole zostałyśmy tylko my i dozorca, musiałam zaprowadzić ją do siebie.Rozważałam też alternatywę zostawienia jej w szkole, ale musiałabym tłumaczyć się dyrci.
Po drodze dowiedziałam się, że nazywa się Yvonne, ma wkurzającego brata, zagrożenie z matmy i dom z basenem. Starałam się powstrzymywać ataki śmiechu z powodu jej akcentu, ale średnio mi to wychodziło.
Gdy dotarłyśmy do mojego bloku, z szerokim uśmiechem oznajmiłam, że mieszkam na dziesiątym piętrze, a winda chwilowo nie działa. Dla mnie to nic nowego. Codziennie wchodzę schodami rekreacyjnie. Po kilkunastu minutach wspinaczki dotarłyśmy na górę. Nietrudno wyobrazić sobie miny moich rodziców, gdy powiedziałam, że przez najbliższe pół roku będzie z nami mieszkała dziewczyna, której prawie nie znam. Jak ja uwielbiam stawiać ludzi przed faktem dokonanym!
Na początek pokazałam Yvonne mój pokój i powiedziałam, że może spać na kawałku podłogi między drzwiami, a koszem na śmieci. Moi rodzice uparli się jednak poświęcić kanapę w salonie. No kto jak kto, ale ona nie może mieć dostępu do TV dwadzieścia cztery na dobę! Po krótkim namyśle zakopałam pilot w doniczce ze storczykiem. Taaak... Tam będzie bezpieczny.
Po chwili jednak wpadł mi do głowy lepszy pomysł i go wykopałam. Tak więc w nocy,kiedy wszyscy zasnęli, po cichu weszłam do salonu, schowałam się w szczelinie za kanapą i włączyłam TV. Miałam farta i akurat leciał jakiś horror. Nie miałam pojęcia, że Yvonne umie tak fajnie wrzeszczeć! W każdym razie była w szoku do rana.
Przy śniadaniu zapytałam jej, jak się spało. Szczerze mówiąc nie zdziwiłam się z odpowiedzi.