Kiermasz

1.3K 194 20
                                    

Po raz pierwszy od początku roku miałam okazję do zaprezentowania ludziom mojego talentu kulinarnego (a właściwie jego braku). Raz na kilkaset lat (może trochę przesadzam) w naszej szkole organizowane są kiermasze słodkiego żarcia. Oczywiście wszystko robimy sami.
Tym razem zgłosiłam się także ja. Postanowiłam zrobić coś łatwego.

Spośród kilkuset przepisów natrafiłam na aż jeden, który mi się spodobał, mianowicie przepis na ciastka. Nie mam pojęcia dlaczego, ale los znowu się na mnie uwziął i udało mi się spalić piekarnik wraz z zawartością. No dobra, kilka ciastek się zachowało, a moja mama, jako że jest moją mamą, musiała spróbować. Żeby nie robić mi przykrości, powiedziała, że są niesamowite. Gorzej, że tata w to uwierzył i też chciał spróbować...
Tak więc przed szkołą musiałam zajść do cukierni i kupić coś wiarygodnego. Gdy dotarłam do szkoły, z ulgą stwierdziłam, że inni także nie mogą się pochwalić talentem kulinarnym. Widok korytarza był po prostu bezcenny!

Kilka osób rzucało się niezidentyfikowaną słodką żywnością, kilka innych zmywało sobie bitą śmietanę z twarzy, Laluś siedział w kącie, związany różową wstążką (kocham tego, kto to zobił), a reszta nieudolnie próbowała to wszystko ogarnąć. Najchętniej dołączyłabym do tych pierwszych, ale pomyślałam, że lepiej dla świata byłoby związać kilka osób.
Żeby zwrócić na siebie uwagę, po prostu zgasiłam światło na korytarzu. Niesamowite, jak to działa na ludzi! Korzystając z chwili spokoju, jak gdyby nigdy nic udałam się w stronę stołów i zjadłam to, co na nich stało. Kątem oka zauważyłam, że ktoś wbił kilka ciastek w krzesło, ale to szczegół.

Gdy jakoś udało nam się doprowadzić korytarz do względnego porządku i zdjąć gofry z okien, mogliśmy otworzyć kiermasz. Każdemu, kto był zainteresowany mówiłam, że nie ręczę za przypadkową śmierć konsumentów. Chyba nie była to chwytliwa reklama...

Dziennik OxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz