Niedawno zostałam zwolniona z funkcji przewodniczącego samorządu. Podobno dlatego, że nie przyszłam na kilka zebrań! Moja logika jest taka: Są sprawy ważne i są sprawy ważniejsze. Jeśli mam pomóc Eliotowi przy graffiti, lub zrobić cokolwiek innego poza szkołą- są to sprawy ważniejsze. Niektórzy jednak są albo głupi, albo głupich udają (chociaż ja obstawiam to drugie) i dopiero teraz zauważyli, że olewam samorząd.W każdym razie nauczyciele się na mnie zemścili i zostałam zobowiązana do oprowadzenia wymiany z Francji po naszej szkole. Przyjechało ich około dwudziestu. My w zamian pozbyliśmy się dwudziestu naszych (niestety tylko na pół roku).
Przed oprowadzaniem pani od matmy udzielała mi arcyciekawych wskazówek, z których zapamiętałam całe nic. To dlatego, że mój mózg ma barierę antynauczycielską. Kiedy coś do mnie mówią, mój umysł przechodzi w tryb oszczędzania energii (*czyt. po prostu nie słucham).
Oprowadzanie zaczęłam od toalet. Tak, od toalet. To chyba jedyne miejsce w szkole, w którym nie czuję się jak w Alcatraz. Następnie miałam im pokazać salę obok, ale ja poprowadziłam gości tak, że zaliczyliśmy wszystkie piętra i kawałek parteru. Tak, była to troszeczkę okrężna droga. Potem pokazałam im Jaskinię Smoka (tak, gabinet dyrektora). Często tam bywam i zdążyłam już polubić to miejsce.
Idąc do kolejnej, jakże nudnej sali, opowiedziałam im o wynikach w nauce naszych uczniów. Powiedziałam, że lepsi mogą poszcycić się średnią ponad 3.0! Osobiście uważam, że większość absolwentów naszej budy kończy za ladą lub na budowie (ewentualnie awansują na bezrobotnych), ale po dłuższym zastanowieniu nie powiedziałam im o tym. Gdy uznałam, że goście są wyczerpani, zdecydowałam się jeszcze pokazać im blok sportowy na drugim końcu szkoły.
Na koniec powiedziałam, że przebywanie na korytarzu podczas przerwy obiadowej grozi śmiercią lub kalectwem. Kazałam także uważać na czwarty stopień na schodach przy wejściu głównym. Nie ma to jak optymistyczny akcent na koniec!