Temat świąt ominę, bo to był jakiś nieśmieszny żart. Nie mogę powiedzieć, że były złe, aczkolwiek płonąca patelnia i spadająca choinka nie były nam na rękę. Oczywiście były prezenty, dużo jedzenia i dodatkowych kilogramów. Codziennie wieczorem lepiliśmy nowego bałwana, żeby stworzyć rodzinę. Muszę wam przyznać, że to najlepsze na co mogliśmy wpaść.
Aktualnie siedzimy w samochodzie dojeżdżając do bram posiadłości Michaela. Każdy się mnie non stop pyta czy na pewno wszystko w porządku, co się staje naprawdę irytujące. W samolocie odbyłam swoją codzienną medytację dla spokoju ducha, więc wszystko jest idealnie.
No dobra, może minimalny skurcz mnie złapał w momencie kiedy przejechaliśmy przez bramę, ale to nie z nerwów tylko przez to, że nagle zaczęłam sobie przypominać to wszystko co się tam działo podczas mojej ostatniej wizyty.
I wtedy zobaczyłam jego. Stał przed drzwiami i uśmiechał się do nas delikatnie. Wyglądał inaczej niż pół roku temu. Wyglądał pięknie, wręcz idealnie. Stał tam ubrany w czerwony płaszcz, czarne spodnie, zimowe buty i swój ulubiony kapelusz. Płatki śniegu osiadały na nim, co dodało mu milion do urody. Drobne loczki upadały na jego twarz, która nie była taka zmarnowana jak ostatnio, wręcz przeciwnie, cała promieniała.
Pierwsza wysiadła moja mama i moje rodzeństwo, ja oczywiście usiadłam w takim miejscu, że wychodziłam ostatnia. I muszę wam przyznać, czułam się jak gwiazda. Na nogach miałam brązowe skórzane kozaki, które idealnie wyglądały w połączeniu z czarnymi rurkami i białym swetrem. Całość idealnie dopełniał płaszcz w kolorze butów i delikatny makijaż. I naprawdę nie przesadzałam, oczy Michaela potwierdziły moje słowa.
Podeszłam do niego i spojrzałam mu prosto w oczy. Nawet na wysokich obcasach byłam od niego niższa ale to akurat było urocze.
- Halley - przywitał mnie nie wiedząc jak się zachować do końca.
- Dzień dobry panie Jackson - uśmiechnęłam się delikatnie, a błysk w jego oku pokazał, że zrozumiał nawiązanie.
- Panie przodem - przepuścił mnie w drzwiach, na co podziękowałam i dumna z siebie weszłam do środka.
Poczułam dreszcz kiedy mężczyzna położył dłoń delikatnie na moich plecach jak wchodziliśmy. Kolejny mnie przeszedł już w wewnątrz budynku, gdy przypominałam sobie każdą minutę spędzoną w tym miejscu.
- No więc witajcie w moich skromnych progach, zaraz wam pokażę wasze sypialnie i... - słowa Michaela przerwało głośne beknięcie Hudsona.
- Sorry stary, kontynuuj.
- Dobra, nie ważne. Pokażę wam tylko wasze pokoje no i czujcie się jak u siebie - uśmiechnął się i zabrał ze sobą resztę mojej rodziny, a ja zostałam w salonie, aby się porozglądać trochę.
Oglądałam zdjęcia, które cały czas leżały na tych samych pułkach. Kominek się tradycyjnie palił, a w tle leciała spokojna muzyka. W pewnym momencie usłyszałam huk dobiegający z kuchni, więc powolnym krokiem udałam się w tamtą stronę.
- O mój boże, nie wierzę - wyszeptałam z niedowidzeniem zwracając na siebie uwagę osoby, która stała przy blacie. - Mary!
- Halley, półtora roku cię tutaj nie było złoto - kobieta podeszła do mnie i przytuliła mnie najmocniej jak potrafi. - Szczerze mówiąc to nie spodziewałam się ciebie tutaj.
- Uwierz mi, chyba nikt się nie spodziewał - zaśmiałam się. - Myślałam, że już tutaj nie pracujesz.
- Skarbie, moja praca tutaj wkroczyła na taki etap, że razem z mężem tutaj mieszkam już cały czas. Miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś cię zobaczę. Cała promieniejesz! Muszę cię koniecznie nauczyć nowych przepisów, które bardzo smakują pani Michaelowi.
CZYTASZ
Crumbs Of Love
Fanfiction- Mówiłeś, że twoja miłość do mnie pozostanie nawet wtedy, gdy będzie źle. - Moja wielka miłość do ciebie odeszła razem z tobą w dniu, kiedy mnie zostawiłaś. *** Czasami los stawia na naszej drodze różne osoby, które są przyczyną wielu ważnych wyda...