38. O kurwa, przecież to jest niemożliwe!

230 11 20
                                    

Reszta przyjazdu Michaela do Anglii była intensywna pod każdym względem, ciężko by to było nawet opisać. Było mi niesamowicie przykro, kiedy musieliśmy się pożegnać. Mimo, że obiecaliśmy sobie, że spotkamy się jak najszybciej i będziemy do siebie dzwonić to i tak było ciężko. 

Michael zaczął pracę nad nową muzyką, jeździł na koncerty i przez to miał naprawdę mało czasu. Ja też miałam wiele zajęć, skończyłam cały semestr nauki, złożyłam wnioski i dostałam akceptacje.

W wyniku tych wszystkich rzeczy aktualnie siedzę na ostatnim kartonie dumna, że w miarę szybko udało mi się spakować wszystkie moje klamoty. Część rzeczy już jest w Ameryce, reszta będzie zabrana za jakąś godzinę. Samolot mam dopiero późno wieczorem, więc do tego czasu oddam klucze od domu jego nowym właścicielom i pójdę na reszta dnia do Grega i Alice, bo powiedzieli, że przygotowali dla mnie obiad pożegnalny. 

O jedenastej ciężarówka przyjechała po wszystkie rzeczy, a godzinę później młoda para zadzwoniła do drzwi i właśnie wtedy przyszedł ten moment, kiedy ostatni raz spojrzałam na swoje już byłe mieszkanie, te wszystkie wspomnienia, setki płaczu i jeszcze więcej śmiechu. Oczywiście, poleciała mi symboliczna łezka, kiedy już siedziałam w taksówce i zmierzałam do domu moich przyjaciół.

Śnieg sypał niesamowicie, w końcu był luty, konkretnie to dziesiąty. Na jakiś czas zatrzymam się u mojej mamy, bo tylko ona w sumie wie, że ja przyjeżdżam, a bardziej przeprowadzam się już do Stanów na stałe. Była to dość spontaniczna decyzja, ale tam mam przecież wszystkich swoich bliskich. 

Kiedy jechałam taksówką zaczęło mi się robić strasznie niedobrze, co było dziwne, bo przecież nigdy nie miałam choroby lokomocyjnej. Ale to pewnie przez to, że nie mogłam się pozbyć zgagi przez ostatnie parę dni, a to jest przecież okropne uczucie. Całe szczęście, że nie miałam do Alice daleko i udało mi się nie zwymiotować.

Kobieta powitała mnie bardzo serdecznie, tak jak zawsze z resztą i oznajmiła, że jej mąż będzie za chwilę. W całym domu roznosił się zapach pieczeni, która strasznie mnie zemdliła, za dużo zapachów na raz. Ale to też przez stres związany z przeprowadzką, sprzedaniem domu, zmianą uczelni i tak dalej. 

- Witam moje wspaniałe panie! - uśmiechnięty Greg wszedł do pokoju, po czym mnie przytulił i pocałował swoją żonę, uwielbiałam na nich patrzeć, są tacy szczęśliwi razem. - Jak tam Halley? Gotowa na nową przygodę życia? 

- Zdecydowanie nie, z nerwów aż mi się wymiotować chce - zaśmiałam się.- Ale jestem pewna, że wszyscy się ucieszą z mojego przyjazdu. Szkoda mi tylko, że was muszę tutaj zostawić. Mam nadzieję, że odwiedzić nas kiedyś w Ameryce. Ja tutaj też będę przylatywać w miarę możliwości.

- Oczywiście, że tak! Chcieliśmy już lecieć do ciebie na drugi dzień, ale nie wiedzieliśmy jak szybko się ogarniesz tam na miejscu, więc uznaliśmy, że jednak poczekamy. Wiesz, też zeby się nie wpraszać.

- Spokojnie, jak dla mnie to możecie teraz nawet ze mną lecieć, naprawdę.

- Greg zaprosił mnie na wyjazd walentynkowy ostatecznie, także tym razem nie skorzystamy z zaproszenia. Ale możesz się nas spodziewać w bliskiej przyszłości - Alice uśmiechnęła, po czym podała jedzenie na stół. - Smacznego kochani.

Trzeba było przyznać, że pieczeń była przepyszna, rozpływała się w ustach. Naprawdę, przez ostatni czas leciałam na jakiś zupkach chińskich i gotowych posiłkach do odgrzania w mikrofali, żeby zaoszczędzić jak najwięcej pieniędzy. 

Rozmawiając sobie tak z nimi zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, jak będę tęsknić za nimi i za tym miejscem, ale tak naprawdę jadę teraz gdzieś, gdzie będę miała przy sobie wszystkie osoby, które kocham i to jest w tym wszystkim najlepsze.

Crumbs Of LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz