10. Ty naprawdę nic nie wiesz...

340 25 1
                                    

- Michael - westchnęłam, a na jego widok łza spłynęła po moim policzku.

- Zjedz śniadanie - powiedział obojętnie, po czym się odwrócił.

- Co ty tutaj robisz?

- Równie dobrze mógłbym się spytać Ciebie o to samo.

- To jest mój dom jakbyś zapomniał - przewrócił oczami.

- A ja tutaj mieszkam - warknął. - Jakoś nie myślałaś o tym mieszkaniu, kiedy nie potrzebowałaś schronienia.

- A to ci dopiero - prychnęłam. - Gdyby cię chociaż trochę interesowało to, co się u mnie działo przez ten czas, to byś doskonale wiedział, że sama sobie świetnie radzę i nie potrzebuje niczyjej pomocy, a zwłaszcza takiej, gdzie ty masz jakiś udział.

Spojrzałam się na niego jeszcze ze złością w oczach, a następnie odwróciłam się, aby iść do swojego pokoju.

- Sam sobie zjedz te naleśniki - rzuciłam na odchodne.

Na górze szybko założyłam jakąś za dużą bluzę i spodnie, a następnie położyłam się na łóżku. Natychmiast wybuchłam wielkim płaczem, bo nie chciałam go spotkać. Wiem, że nie byłam dobrym człowiekiem, ale to najgorsza kara. Kogo jak kogo, ale akurat jego?

Od razu zadzwoniłam do Alice, aby powiedzieć jej o wszystkim. Odebrała już po drugim sygnale.

- O-on tutaj jest - wyjąkałam, bo nie mogłam mówić normalnie przez płacz.

- Kto jest skarbie? - spytała, a ja w odpowiedzi tylko cicho zawyłam. - Halley, co się stało?

- Osoba, przez którą musiałam to wszystko przeżywać - powiedziałam po chwili. - Alice, ja chcę już wracać, a nawet jeszcze nie spotkałam mojej mamy, ani nikogo innego oprócz niego.

- Michael? - odpowiedziałam jej twierdząco cichym mruknięciem. - A co on tutaj robi?

- Twierdzi, że mieszka, ale nie chce mi się w to wierzyć.

- Kochana, przypomnij sobie, jak się zawsze uspokajałyśmy i zrób to samo - jak na zawołanie zaczęłam głęboko oddychać. - Pamiętaj, że nie musisz tam być i możesz wrócić w każdej chwili.

- Wiem, ale jak już tutaj jestem, to muszę wytrzymać chociaż to parę dni. Załatwię stare sprawy i wrócę - westchnęłam, wycierając wierzchem dłoni łzy z policzków. 

- Przepraszam Halley, ale muszę kończyć, bo zaraz mam spotkanie. Jakby coś się stało to napisz do mnie od razu, do usłyszenia później kochana.

Kobieta po tych słowach od razu się rozłączyła, a mi znowu się zbierało na płacz. Rozumiem, że ona też nie może wiecznie rozmawiać, ale to mi najbardziej pomaga. Nie chciałam dzwonić do Nancy, aby dać jej czas na przetrawienie wszystkich informacji z listu. Bardzo długo się zbierałam, aby go napisać i było to bardzo trudne, ale mam nadzieję, że chociaż częściowo zrozumie. 

W tym całym stresie zapomniałam wspomnieć o tym, że przyleciałam razem z moim psem. Alaska wyjątkowo dobrze zniosła lot, tak samo jak podróż autobusem do Joe'ego, a następnie samochodem tutaj. Mimo wszystko musiała być strasznie zmęczona, bo podniosła się z łóżka dopiero wtedy, gdy zaczęłam płakać. 

- Spadaj kudłaczu - odepchnęłam ją, kiedy próbowała mnie polizać. 

Pies zaczął biegać po pokoju i drapać w drzwi, co oznaczało, że pilnie chce wyjść na spacer. Wydałam z siebie bardziej niezidentyfikowany dźwięk przy wstawaniu, aby następnie, bardzo niechętnie zejść na dół. Alaska bardzo szybko zbiegła po schodach, by od razu przyjaźnie rzucić się na Michaela siedzącego w salonie. Zareagowała dokładnie tak, jakby już go znała, a przecież to niemożliwe. 

Crumbs Of LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz