Rozdział 9

621 43 7
                                    

Dwór Malfoyów, kolejne labirynty ciemnych korytarzy

Od razu ruszyliśmy pędem korytarzem. Po chwili dobiegliśmy do miejsca, w którym stał Zgredek i Kolek.

- Masz klucze! – krzyknąłem i rzuciłem skrzatowi kępkę kluczy. Nie wiem, czy je złapał, bo szybko pobiegłem za rodziną.

Nie minęło kilka minut, a już byliśmy blisko miejsca, w którym rozmawiali Mafloyowie. (przyznam, że droga powrotna zawsze jest łatwiejsza) A do moich uszu dobiegało już kilka dźwięków. Najpierw próbowałem przypomnieć sobie i wyobrazić, co mogło się stać, żeby wiedzieć czego się spodziewać. Rozmawiali o Draconie, nie wiadomo dlaczego chcieli się go pozbyć. Czy ślizgon im się wreszcie postawił? Byłby na tyle odważny? Odpowiedź na to pytanie dostałem już po chwili i to w najgorszy możliwy sposób.

- Może już to zakończmy. Draco, pożegnaj się – przebiegły głos Bellatriks wybrzmiał mi w głowie, jak najgłośniejszy dzwon kościelny. Wzdrgynąłem się.

Byliśmy już tak blisko, dobiegaliśmy do framugi drzwi...

- Avada...

- Nie! – rodzice wpadli jak szaleni do pokoju. Niestety, nie mieli różdżek, ale James wziął jedną od Eveline, która jeszcze nie znała żadnych zaklęć.

Ja też pokazałem się w pomieszczeniu i aż zbledłem z zaskoczenia. Moim oczom ukazał się Draco stojący z przerażeniem i zasłaniający coś swoim ciałem. Przed nim Bellatriks wymierzała w niego różdżką. Chciała go zabić, tym razem zrobiła to prawie naprawdę. Serio, własna ciotka chciała go zabić. Co tu się stało?

Dopiero w tym momencie zauważyłem, co znajduje się za Draconem. Hermiona i Ron byli związani sznurami tyłem do siebie. Siedzieli wykończeni na podłodze, a wyglądali na bardzo przestraszonych. Dziewczyna nerwowo oddychała, lecz na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech, gdy tylko nas zobaczyła. Obok siedział Lucjusz Mafloy, który najwyraźniej dopiero teraz zrozumiał, co się dzieje. Jego żona stała z boku przerażona, lecz nie zdążyła zareagować. Jej oczy były przeszklone od strachu i łez. Mógłbym zacząć poważnie zastawiać się co tu się dzieje, bo widok był naprawdę niecodzienny, lecz okoliczności tym razem na to nie pozwalały. Musieliśmy zacząć działać.

- Stój tam, gdzie stoisz! – rozkazał James do Bellatriks.

Kobieta odwróciła się i parsknęła śmiechem.

- Expeliarmus! – wykrzyknął. Lestrange odbiła się od ziemi jak piłka i poleciała do tyłu, lądując na podłodze. Różdżka wypadła z jej dłoni i poszybowała prosto do ręki mojego ojca. Mimo, że przez czternaście lat nie używał żadnych zaklęć, widać było, że jest w tym wprawiony. Podobnie z jego sprawnością fizyczną i prędkością. Różdżkę podał Lily, by ona też mogła się bronić.

Szybko podbiegłem do Hermiony i Rona.

- Co się stało? – szepnąłem, gdy byłem na tyle blisko.

- Możesz nas rozwiązać? – zapytał niecierpliwie Ron.

- Yyyy... Znasz zaklęcie, Hermiona?

Dziewczyna odetchnęła głęboko i podała mi wzór zaklęcia. Machnąłem różdżką wymawiając je i uwolniłem ich z więzów.

- Wyglądasz bardzo blado – zwróciłem się do przyjaciółki, gdy ta wstawała.

- Trochę mnie wykończyli.

Popatrzyłem na nią a zaraz potem na Rona. O co chodziło?

- Hermiona.... Widzę, że coś się stało.

- Nie ważne – odparła – Potem będzie czas na opowieści.

Stwierdziłem, że muszę dać sobie z tym spokój i pomogłem im wstać. Wkrótce wszyscy stanęliśmy obok siebie, w jednej grupie: Ja, Ron, Hermiona, moi rodzice i siostra. Było nas sześcioro (no, powiedzmy że trochę mniej, bo przyznam szczerze, że Eveline, mimo że jest inteligentna, nie zdążyła się jeszcze wiele nauczyć) przeciwko trójce śmierciożerców. Zapytacie: Co z Draconem? No właśnie, też o nim zapomniałem. Draco niepewnie podszedł do nas, a ja przyjąłem go zapraszającym ruchem. Po chwili stanął obok nas.

- Udało ci się – szepnąłem mu do ucha.

- Co?

- Wreszcie zrozumiałeś, która strona jest właściwa.

- Noo... - zawahał się Draco – Tak. Chyba tak.

Potaknąłem z lekkim uśmiechem i spojrzałem na Malfoyów i Bellatriks. Stanęli z wrogim nastawieniem do nas. Niestety, tylko Narcyza miała różdżkę. A ona była najbardziej niepewna w tym, co robi. Wycelowałem w ich stronę różdżkę. Jeszcze nie wiedziałem, co chcę zrobić, ale wiedziałem jedno: muszę się zemścić.

- Harry, nie – powiedział tata i opuścił moją dłoń.

- Dlaczego?

- To jeszcze nie koniec! – krzyknęła szyderczo Bellatriks Lestrange.

James prychnął.

- Problem w tym, że dla was to już koniec. Wami zajmą się dementorzy.

Draco przełknął ślinę.

Ku mojemu zdziwieniu, Malfoyowie zrozumieli już, że raczej nie uda im się nic zrobić. Tata miał rację: byli skończeni.

James użył tego zaklęcia, co wcześniej Bellatriks na Hermionie i Ronie. Po chwili cała ich trójka leżała wycieńczona na podłodze, związana magicznymi sznurami. Zwinnym ruchem wziął różdżkę Narcyzy, która została na ziemi.

- Chyba tak może zostać – odparłem.

- Co chcecie z nimi zrobić? – zapytał Draco.

James zamiast normalnie odpowiedzieć, podszedł bliżej chłopaka i powiedział cicho:

- Draco, musisz zrozumieć, że twoja rodzina to nie są dobrzy ludzie. Ich miejsce jest w Azkabanie, czy tego chcesz czy nie. Niestety, taka jest prawda, złych ludzi się kara. Ale tobie gratuluję, że odważyłeś się stanąć razem z nami. Nie przejmuj się nimi, podjąłeś dobrą decyzję.

- Też tak myślę – stwierdziła Hermiona.

- To co teraz? – zapytała z niecierpliwością Eveline.

- Jak to co? Wracamy do Hogwartu, chyba tam jest wasze miejsce, co nie? – odparła Lily.

Wszyscy z uśmiechem pokiwaliśmy głowami.

- Do widzenia, ojcze – wypalił Draco patrząc się na rodzinę. Ostatnie słowo powiedział z wielką pogardą i od razu odwrócił wzrok. Nie chciał się więcej na niego patrzeć. Zrozumiał, że wybrał dobrą drogę. Wolał Potterów, niż ich.

Po chwili wszyscy przeteleportowaliśmy się prosto pod bramy zamku. Wszystko poszło po naszej myśli.

Czworo Potterów // Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz