Rozdział 13

603 37 7
                                    

Kolejne upływające minuty w gabinecie dyrektora - teraz już bliżej ranka niż wieczoru w środku nocy

Siedzenie w gabinecie Dumbledore'a zaczęło już mnie trochę nużyć. To nie tak, że rozmowa była nudna, bo ciągnęła się naprawdę ciekawie, lecz nie wiadomo dlaczego, nie mogłem już tam wytrzymać. Może to przez zmęczenie i stres? Tej nocy najadłem się go naprawdę dużo. Mimo, że cieszyłem się, że udało nam się uratować rodziców, miałem taki mętlik w głowie, że nie potrafiłem tego ukazać. Jeszcze to do mnie nie dotarło.

Niestety, musiałem dać radę jeszcze trochę tam posiedzieć. Mogłem zapomnieć o ciepłym łóżku i kołdrze. Jak zwykle, wszystkie oczy były zwrócone na mnie, a ja próbowałem wytłumaczyć wszystko, co się dzisiaj stało. Dosłownie od początku do końca. Zastanawiałem się jedynie, dlaczego ich to nie nudzi. Dumbledore, Lily i James słuchali mnie z zaciekawieniem. Jedynie Ron i Draco prawie usypiali na siedząco, bo Eveline starała się zrozumieć to, co mówię. Nawet nie wiecie, jak ucieszyłem się, gdy wreszcie skończyłem i odetchnąłem z ulgą.

Rozmowa jakoś się kleiła, choć główną osobą, która się odzywała, był dyrektor. Ja od czasu do czasu potakiwałem mało przytomnie. Czasem niestety byłem zmuszony odpowiedzieć. Wreszcie temat zszedł na to, jaka była rola Dracona w swoim domu. Rodzice opowiadali o tym, jak bardzo im pomagał, gdy byli uwięzieni i że często próbował stawiać się ojcu. Draco miał bardzo smutną minę. Dopiero teraz zrozumiałem, że jego życie od początku było trudne. I to bardzo. Zauważyłem, że miał bardzo duże problemy z rodziną, nie czuł się dobrze w towarzystwie śmierciożerców i nie chciał nim być. Zrobiło mi się go żal.

- Wiem, jaki jest Lucjusz – odparł wreszcie Dumbledore, po opowiedzeniu o pomocy ślizgona – Nigdy nie odpuści, a potrafi mocno popalić. Draco, postąpiłeś bardzo odważnie pomagając w ratowaniu Potterów. Naprawdę, stanąłeś po dobrej stronie.

- Już to słyszałem – westchnął – Teraz też to rozumiem. Z jednej strony trochę mi go szkoda, w końcu jest moim ojcem. Ale to nie wyklucza faktu, że jest bardzo okrutny. Nie chcę go więcej znać.

- Musisz przede wszystkim ochłonąć Draco – powiedziała Lily – Przeżyłeś dzisiaj wiele.

- Podobnie jak ja – wypaliłem, nie wiedząc czemu – Chyba o mnie zapomnieliście. Ja też mam dość tej nocy. Możemy iść spać?

Dopiero teraz ogarnąłem, że powiedziałem to w obecności nauczyciela. Zakląłem w myślach. Jestem głupi.

- Harry, przestań – odpowiedział tylko mój tata. Poza tym, na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi.

- Co z nimi będzie? – zapytała wreszcie Eveline, zmieniając temat – W sensie... Malfoyami, czy jak im tam było...

James lekko się skrzywił.

- Myślę, że powinni trafić pod sąd. Zostali w Dworze Malfoyów, ale raczej się stamtąd nie wydostaną.

- Tego dopilnuję – odparł Dumbledore – Tylko... może już rano. Wszyscy jesteście zmęczeni.

Spojrzeliśmy na siebie. „Oj tak" – mówiła moja mina, a Eveline, Ron i Draco chyba dobrze to zrozumieli. Jednak moje myśli teraz krzyczały: „Tak! Wreszcie do łóżka!"

Zdając sobie sprawę, że zaraz będziemy mogli się pożegnać, przypomniałem sobie jedną ważną rzecz. Kiedy Eveline pytała o to, czy nie będziemy mieć kłopotów, byłem przekonany, że raczej nie. Teraz patrząc na minę profesora, nie byłem tego taki pewny.

- Jest pan zły? – zapytałem, bo nie wiedziałem jak inaczej zacząć – W końcu... złamałem pana zakaz, naraziłem życie przyjaciół i...

- Oh, Harry, byłeś bardzo odważny. Wszyscy byliście. Chociaż... masz rację, zakazałem ci opuszczać teren zamku. Dobrze, że sam się przyznałeś. Myślę, że mały szlaban nauczy cię ostrożności w przyszłości.

Westchnąłem głośno. Szlabany w Hogwarcie potrafiły być okropne, jednak zależało to głównie od nauczyciela. Nigdy nie dostałem kary od dyrektora, więc zastanawiałem się, co może nią być. Może jakoś to przeżyję, życie jest czasem dołujące. Zwłaszcza, jak teraz wszystko będę robić pod czujnym okiem rodziców.

Uświadomiłem sobie, że gdybym się nie odezwał, prawdopodobnie nie dostałbym szlabanu, bo profesor nawet by o tym nie wspomniał. Głupi ja, po raz drugi. W myślach uderzyłem się ręką w czoło. Dlaczego muszę być aż taki lekkomyślny? Dlaczego ja?

Po twarzach moich rodziców wywnioskowałem, że tym razem nie będą źli. W końcu, łamiąc ten zakaz uratowałem im życie, więc nie było tak źle. Uśmiechali się szczerze.

- Chwila... - moje rozmyślania na temat tego, jak bardzo głupi jestem, przerwał donośnym głosem Ron – A co ze Zgredkiem?

Znowu o czymś zapomnieliśmy! Ron miał rację. Zgredek został razem z drugim skrzatem w Dworze Malfoyów. Po raz kolejny, brawo ja.

Dumbledore tylko uśmiechnął się i westchnął cicho.

- Coś przeczuwam, że jest już w Hogwarcie, może nawet z nowym przyjacielem, Każde ręce skrzata się przydadzą.

- Zgredek? To ten skrzat domowy, prawda? – upewnił się James próbując skojarzyć fakty – Chyba nie służy już Malfoyom...

- Oj nie. Zgredek to wolny skrzat! – naśladowałem jego piskliwy głosik. Po tym wszyscy wybuchli śmiechem.

- Chyba nas sporo ominęło – stwierdziła Lily.

- Zgredek dostał skarpetę! – Ron kontynuował zabawne naśladowanie Zgredka.

- Tak czy inaczej, sprytnie wymyśliliście, żeby skorzystać z pomocy skrzata – przerwał mu Dumbledore.

Draco wzruszył bez najmniejszych emocji ramionami.

- Znajomość ze Zgredkiem wreszcie na coś się przydała.

- Zawsze się przydaje. I to bardzo – westchnął profesor.

Szybko zrozumiałem, że wreszcie powinniśmy pójść spać. Na szczęście tok rozmowy coraz bardziej do tego zmierzał.

- Chyba powinniśmy się już pożegnać.

Wstaliśmy. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, a wszystkie kości strzeliły nagle jak z pistoletu. Miałem wrażenie, że było to strasznie głośne, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi. Odetchnąłem.

- A.... – zaczął niepewnie James. Ja już wiedziałem o co mu chodzi. – Co z nami...?

Dumbledore też już zrozumiał. Był środek nocy, więc nie mieliśmy za wiele czasu. My, jako uczniowie spaliśmy w swoich dormitoriach. A rodzice, którzy nie mieli domu...

- Harry, czy w pokoju Gryffindoru jest jakieś wolne dormitorium? – zapytał.

- Yyy... Chyba powinno być. W tym roku było mało pierwszorocznych, więc coś na pewno zostało.

Tata zaśmiał się pod nosem.

- Rozumiem, że wracamy do młodzieńczych czasów? To będzie świetny dzień. Znaczy... noc. I dzień. Nie ważne. – Na jego twarzy pojawiło się zakłopotanie.

- Dobranoc, profesorze – powiedziałem zwracając się do dyrektora, kiedy szykowaliśmy się do wyjścia.

- Dobranoc. Uważajcie na siebie.

Po tych słowach razem z Ronem, Draconem, Eveline, Lily i Jamesem wyszliśmy z gabinetu. Odetchnąłem z ulgą. Ta noc wreszcie może się skończyć. 

Czworo Potterów // Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz