Rozdział 22

322 24 4
                                    

Dormitorium Harry'ego Pottera, Hogwart – piątek, tuż przed meczem quidditcha

Zawsze miałem pecha. Zawsze musiałem użerać się z problemami, o których nikt nawet by nie pomyślał. Nadszedł już czas mojej porażki. Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, nie wiedziałem, jak przegrać z Malfoyem. Mówi się, że to wygrywanie jest trudne. Ale kiedy ma się z góry założone, że trzeba grać tak, żeby poszło jak najgorzej, nie było to już takie proste, jak się wydawało. Zostało mi tylko udawanie, że nie widzę znicza. A co jeśli ten przeleci mi przed oczami? Będę pokazywał widzom, że jestem nieudacznikiem i nie potrafię go złapać? Przecież od zawsze wszyscy uważali mnie za bardzo dobrego gracza. Westchnąłem głośno. Co będzie to będzie...

Wychodziłem właśnie z dormitorium. Mecz quidditcha miał się zaraz zacząć, więc wszyscy powoli zmierzali w kierunku boiska. Dookoła na szczęście nikogo nie zauważyłem.

- Mam coś jeszcze wziąć? – zapytałem sam siebie, gdy zorientowałem się, że wszyscy już poszli.

- Rękawice, ubranie... Różdżka i tak mi się nie przyda, bo nie można jej używać... - zastanowiłem się chwilę. Wziąłem różdżkę, nawet jeżeli podczas meczu nie wyciągnę jej ani razu.

- To chyba tyle – otrzepałem dłonie siadając na łóżku. Nagle mój wzrok przykuła jedna rzecz leżąca na szafce.

Peleryna niewidka.

- Ty nie możesz leżeć sobie tak na wierzchu podczas mojej nieobecności. – Chwila... czy ja właśnie mówiłem do peleryny? Chyba naprawdę oszalałem – Schowam cię do szafy albo...

Zawahałem się. Niby prosta decyzja. Nie chciałem po prostu, żeby ktoś ukradł mi moją własność, więc chciałem, żeby była schowana w dobrym miejscu. Już miałem schylać się, by odsunąć szufladę, gdy zamarłem.

Intuicja podpowiadała mi podświadomie, co mam robić. Nie pytajcie, czemu to zrobiłem. Zgarnąłem pelerynę z blatu i wziąłem ją do ręki. Z lekkim westchnieniem wyszedłem z pokoju zabierając ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy.

Peleryna niewidka wylądowała wciśnięta w kieszeń moich spodni.

Przebieralnia przed boiskiem do quidditcha – pięć minut od rozpoczęcia meczu

- Dajcie z siebie wszystko, gryfoni – powiedziała z powagą Angelina Johnson, nasz kapitan.

Odpowiedział jej wesoły okrzyk.

- Harry, znicz ma się znaleźć w twoich rękach jak najszybciej – ostrzegła mnie po chwili – Dokładnie tak, jak omawialiśmy. Ślizgoni mają niezłą drużynę, a Malfoyowi też ostatnio dobrze idzie.

- Nie tym razem – mruknąłem pod nosem.

- Co mówiłeś?

- Yyy... mówiłem, że dobrze. Postaram się jak mogę.

Na te słowa Angelina kiwnęła głową i uśmiechnęła się. Cała drużyna zebrała się w jednej grupie. Drzwi się otworzyły. Ukazało się nam wielkie boisko. Ruszyliśmy powoli przed siebie.

Z drugiej strony wychodzili ślizgoni. Od razu dostrzegłem Dracona Malfoya.

- Nie poddałeś się jeszcze, Potter? – zapytał mi do ucha, gdy tylko się zbliżyliśmy. – Nie pamiętasz naszej umowy?

Zerknąłem na pozostałych i odezwałem się najciszej, jak umiałem.

- Może i tym razem dam ci wygrać, ale to tylko raz. Pierwszy i ostatni.

Draco prychnął.

- Możesz się cieszyć. Pierwszy raz przyczynisz się do naszego zwycięstwa.

Nie chciałem go słuchać. Odwróciłem głowę i odszedłem od niego. Wziąłem moją miotłę i wsiadłem na nią. Zobaczyłem, jak pani Hooch uwalnia złotego znicza. Maleńka piłeczka poszybowała w powietrze znikając za horyzontem. Rzuciła kaflem.

- Na miejsca, gotowi, START! – krzyknęła.

Zanim się nie obejrzałem, wszyscy wylecieli chwiejnymi ruchami w górę. Wiedziałem, że to już ten moment. Moment mojej porażki.

Zza pleców usłyszałem znajomy krzyk:

- Leć, Harry!

Odwróciłem się.

Na trybunach, pośród plakatów i transparentów z czerwonym lwem, siedziała moja rodzina. James, Lily i Eveline kibicowali mi jak mogli. Obok nich siedzieli Ron i Hermiona, którzy wiwatowali wesoło.

Czy to nabrało mi otuchy? Wręcz przeciwnie. Mimo okropnego uczucia poleciałem prosto w górę, uważając na wszystkich zawodników śmigających ze zdumiewającą prędkością wprost przed siebie.

Nie wiedząc, co mam robić zawisłem w górze obserwując przebieg meczu. Na szczęście, oczy wszystkich widzów były zwrócone na graczy, którzy zaciekle latali w różne strony. Zwróciłem uwagę na lożę nauczycieli, gdzie siedział też Lee Jordan zaciekle komentując akcję.

- Angelina przejęła kafla! Tak! Leci prosto i... Udało się! Dziesięć punktów dla Gryffindoru!

Westchnąłem. Mała przewaga nic tutaj nie da. I tak w całej grze najważniejszy byłem ja, Malfoy i złoty znicz. Automatycznie rozejrzałem się, by poszukać wzrokiem drugiego szukającego. Szybował on trochę niżej niż ja próbując znaleźć malutką, złotą kulkę. Na razie nigdzie jej nie widział.

Póki ja też nie widziałem znicza, wszystko było dobrze. Ale co mam zrobić, kiedy w końcu go zobaczę? Próbowałem trzymać się planu udawania, że nie będę go widział, lecz dalej nie byłem pewny, czy to zadziała. Posłałem wymowne spojrzenie Malfoyowi.

Mecz mijał spokojnie. Nie było żadnych faulów, wszyscy grali uczciwie. Zacząłem się dziwić, jak to możliwe w grze ze ślizgonami. Z nimi zawsze musiało się coś zdarzyć. Mimo tego wiedziałem, że ta rozgrywka nie zakończy się normalnie. To będzie na pewno pamiętny moment. Pamiętny moment mojej porażki.

Wolałem nie zastanawiać się, co zrobić i co się stanie. Oddałem wszystko w ręce Malfoya z wielką nadzieją, że wszystko jakoś dobrze się potoczy. Ukradkiem spojrzałem na wynik. Pięćdziesiąt do czterdziestu dla Gryffindoru. Minęło już kilkanaście minut meczu. Pierwszy raz nie cieszyłem się z tego, że wygrywamy. Inaczej sprawa miała się w przypadku kibiców, którzy szaleli z każdym udanym golem.

Postanowiłem zająć miejsce jeszcze wyżej. Poszybowałem tak wysoko, że na pewno nikt nie będzie zwracał tutaj na mnie uwagi. Westchnąłem głośno i pochyliłem się trzymając trzonka miotły.

Nagle stało się coś, co mogło zmienić całkowicie całą sytuację. Moje serce zaczęło bić jak szalone, a ja miałem mętlik w głowie. Zacząłem oddychać ciężko i nerwowo rozglądać się na wszystkie strony.

Na horyzoncie zobaczyłem małą, połyskującą piłeczkę ze skrzydełkami.

Złoty znicz.


Notka od autorki

Przepraszam za takie nagłe zakończenie, mam nadzieję, że wam się podoba. Piszcie śmiało, co o tym sądzicie. Wszystkie komentarze naprawdę bardzo pomagają w dalszym pisaniu i przede wszystkim mam motywację, kiedy widzę, że ktoś coś pisze. To znaczy, że czytacie moje opowieści, za co jestem naprawdę, naprawdę wdzięczna.

Jeszcze raz dzięki, że chce wam się to czytać. Wszyscy jesteście wspaniali!

~ Goldie. - Evelina <3

Czworo Potterów // Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz