Rozdział 34

311 18 8
                                    

Skrzydło szpitalne, Hogwart – chwilę po niezręcznej ciszy na sali szpitalnej (Chwila... Czy on naprawdę to zrobił?)

Szczerze, wtedy te słowa jeszcze do mnie nie dotarły. Nie wiedziałem przez moment co się dzieje dookoła. Gdy Draco Malfoy ruszył się z miejsca i mimo zdziwionych spojrzeń wszystkich na Sali, podszedł do mnie i stanął pomiędzy moim łóżkiem, a krzesłem Dumbledore'a.

Spojrzał na mnie, a ja na niego. Dalej nie wierzyłem w to, co usłyszałem przed chwilą. Nie wierzyłem, że on coś takiego zrobił. To było... naprawdę niemożliwe. W jego oczach wyczytałem strach i nutkę szczerości. Właśnie, szczerość.

- To jakieś żarty, prawda? – odezwałem się, choć szybko uświadomiłem sobie, że to nie był najlepszy sposób na przerwanie milczenia. Wszyscy nagle wbili wzrok we mnie.

- Sam się dziwię, że to mówię. Co ja w ogóle to robię? Nie wiem – prychnął Malfoy obracając się zawadiacko.

- Jesteś w stanie to zrobić, Draco? – zapytał poważnie Dumbledore.

- Nie wierzę, że to się dzieje, ale tak. Jestem w stanie. Mogę zrezygnować z posady szukającego Slytherinu dla... Potte... - szybko się poprawił, gdy zobaczył wzrok mojego ojca – Dla Harry'ego. – Moje imię wypowiedział z wielkim westchnieniem, jakby to słowo samo w sobie jakoś gryzło go od środka.

- Nie. Przecież to musi być żart – przerwałem.

- Harry... On mówi tak naprawdę.... – próbowała mi wmówić Hermiona, która odezwała się niepewnie.

A co jeśli Hermiona miała rację? Dalej w to nie wierzyłem. Przecież to nie mogła być realna sytuacja. Draco Malfoy nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Przecież się nienawidzimy. A on teraz ot tak postanawia oddać za mnie możliwość grania w quidditcha...

- Draco – zaczął surowo dyrektor – Wiesz z jakimi to się wiąże konsekwencjami, prawda? Harry powróci na stanowisko, a ty nie będziesz mógł uczestniczyć w meczach do końca waszej nauki w Hogwarcie...

- Tak. To szalone, prawda? – zaśmiał się Malfoy.

- Z tym się akurat zgadzam – odparłem patrząc się na niego z niedowierzaniem – Ale czegoś tutaj nie rozumiem. Co ty właśnie odwalasz?

- Harry, uważaj na słowa – upomniał mnie James, ale nie zwróciłem na niego uwagi.

- Ratuję ci tyłek, debilu – odparł bez wzruszenia ślizgon. – Ale skoro nie chcesz, to możemy sobie odpuścić, Potter.

- Nie! Nie! Jasne, że chcę. Ale zastanawiam się co wstąpiło w osobę, która nienawidzi mnie od naszego pierwszego spotkania.

- Prawdę mówiąc dalej cię nienawidzę, Potter, ale...

Podczas naszej głupiej rozmowy, chyba zapomnieliśmy, że są z nami dorośli. W tym moi rodzice i sam dyrektor szkoły. Gdy Dumbledore odchrząknął, przeszkadzając Malfoyowi w dokończeniu zdania, natychmiastowo zrobiło mi się głupio. Na szczęście on nie zwracał uwagi na słowa, jakich używaliśmy.

- Też się zdziwiłem, że Draco postanowił zrobić coś takiego. Jestem naprawdę pod wrażeniem, chłopcy – powiedział tłumiąc śmiech.

- Potraktujmy to jako... wyrazy współczucia i przeprosiny, czy jak tam wolicie. Wiedziałem, że tak czy inaczej oboje poniesiemy jakieś kary, więc mogę jakoś z tego zrezygnować. – odparł Draco.

- Ej, czekaj. Naprawdę zrobisz to... dla mnie? – zdziwiłem się ściszając głos.

- Ile razy mam powtarzać, że tak?!

Czworo Potterów // Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz